Czy jestem nienormalna? Nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Wszędzie go widzę. Jak siedzi za oknem i się melduje, że przyszedł, jak stoi przed drzwiami i prosi o wpuszczenie do środka, jak siadam przy komputerze i już pędzi, aby położyć się obok na biurku, jak przychodzi do mnie i przeszkadza w robótkach, bo pora, aby iść spać, jak siadamy do posiłku, a on łasi się by dostać kąsek z naszego jedzenia. Biorąc go, przecież powinnam mieć taką świadomość, że takie coś może nastąpić. Czy miałam? Czy o tym nie myślałam. Przecież straciłam jednego przed trzynastu laty, po wspólnych siedemnastu. Ten był z nami niecałe dwa lata. Nasz złoty kot. Dlaczego jeszcze się dobijam. Przegladam zdjęcia, słucham łzawej muzyki i cierpię. Może powinnam się upić. Dorosła kobieta, a nie potrafi sobie poradzić ze śmiercią kota, nie, tylko, ale, aż kota, przecież członka rodziny. Dlaczego go wypuszczałam na wolność? Bo on tego chciał, bo był w ten sposób szczęśliwy, bo nuda byłyby dla niego groźniejsza niż choroba. Mówią, jak kogoś kochasz, to pozwolisz mu nawet odejść. A teraz tak nardzo boli.
Franciszek J. Klimek
KOT, KTÓRY MRUCZY
Wskoczył mi na kolana
zgrabnym kocim susem
i wiadomo: już teraz
długo się nie ruszę.
Ładnie mruczysz – szepnąłem
z pieszczotliwym gestem.
– Wiem o tym – odpowiedział
– Mruczę, a więc jestem.
Droga Elu!
OdpowiedzUsuńDoskonale Cię rozumiem. Uwielbiany zwierzak to przecież członek naszej rodziny. Kiedy byliśmy zmuszeni uśpić naszą Bellusię nastąpił u mnie nawrót depresji. Nie mogła się pogodzić, że nie ma jej z nami. Od tej pory mój Eryk nie pozwala na wzięcie do domu żadnego zwierzaka.
Serdecznie pozdrawiam:)
Tkliwą pamięć o każdym naszym zwierzaku noszę w sercu, w tym roku odszedł nasz Amik, przytulona bida ze schroniska, i podrzutek Gucio, zwykły szaraczek dachowiec, dlatego doskonale rozumiem Twoje uczucia. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuń