poniedziałek, 29 października 2018

Ceń co tradycyjne


                   Im jestem starsza, to bardziej doceniam to co tradycyjne.  Zamiast stosować wymyślne urządzenia czyszczące, które wymagają masy prac, aby je stosować, potem czyścić, składać, rozkładać itd wystarczy tradycyjna ścierka, miotła, może być mop i jakiś środek czyszczący. Prosto, prędko i bez kłopotu. O tym jakie mogą być problemy z nowoczesnością przekonałam się też dzisiaj. Na dachu kilkanaście paneli produkujących prąd, a kiedy ENERGA wyłączyła, bo coś robili na linii to byłam cała unieruchomiona. Zimno i głodno, bo wszystko jest na prąd elektryczny. Mało że, można było używać tylko mopa i szczotki, ale przestała działać pompa wodna i zaczęło się oziębiać w domu, nie miałam na czym ugotować wody do kawy, a o obiedzie nawet nie wspomnę. Gdyby to trwało dłużej nie byłoby obiadu, byłoby zimno, w zamrażarce rozpuściłyby się wszystkie produkty tak skrzętnie zbierane w ogrodzie. I co nam przychodzi z tej nowoczesności. Wystarczy, że wyłączą prąd na kilka godzin i już...  A jeśli nie byłoby go na dłużej? Ceńmy zatem tradycyjne piece na drewno, miejmy w zapasie świece, przetwarzajmy płody z ogrodu w słoikach i nie negujmy tego jak żyły nasze babcie.

niedziela, 28 października 2018

Wspomnienie o Wandzie Rutkiewicz


                  Kiedy czekałam, aż otworzą punkt usługowy Cyfrowego Polsatu, weszłam do centrum handlowego. Chodzenie po sklepach, to nie jest moja bajka, ale weszłam do księgarni. Zwróciłam uwagę na książkę Anny Kamińskiej " Wanda. Opowieść o sile życia i śmierci". Nigdy się jakoś specjalnie nie interesowałam życiem znanej himalaistki Wandy Rutkiewicz, ale uwielbiam góry i chyba to zadecydowało, że książkę kupiłam. Przeczytałam ją nie jak biografię, ale jak najlepszą powieść. Autorka w bardzo ciekawy sposób przedstawia życiorys Wandy Rutkiewicz, poczynając od jej narodzin na Litwie, a nawet wcześniej, bo pisze o jej przodkach, poprzez historię jej całego życia, relacje z bliskimi i wielką miłość do gór.
          Część książki zajmują opisy wypraw Wandy Rutkiewicz przedstawione we wspomnieniach jej przyjaciół, współpracowników i  współtowarzyszy wypraw. Tragiczny koniec himalaistki owiany jest tajemnicą. Autorka małymi kroczkami przybliża nam postać kobiety coraz bardziej samotnej, może chorej, smutnej dla której liczyły się tylko góry. Wiedziała, że tam zostanie na zawsze, czy tego pragnęła w tym momencie? A może pozostawiona tam samej sobie, nie potrafiła poradzić sobie z tym co ją tam spotkało. 
                   Książka warta polecenia. Zaciekawiła mnie też autorka. Chyba poszukam jej inne książki. 

piątek, 26 października 2018

Podłe samopoczucie


                 Na dworze trochę lepiej. Przetarło się niebo i jest całkiem fajnie. Niestety kilka słów usłyszanych przy śniadaniu znowu wyprowadziło z równowagi. Bolą już zwykłe słowa, ale wypowiadane w uwagach. Ciągłe pouczanie, pretensje bez pokrycia bolą jak policzek. Mam już tego serdecznie dosyć. Chciałabym zostać sama, jak dawniej. Czytać i pisać wiersze. Płakać przy książkach, a nie nad swoim losem. Weszłam na strony Beja i tam znowu smutek. Nie żyją już niektórzy z autorów. Kiedyś komentowali moje wiersze, ja chętnie czytałam ich. Wszystko się kończy. Mam dzisiaj doła i po co?  Chciałabym zaszyć się gdzieś, ale to niemożliwe.

Kolejne podejście


                 Dzień nie różni się od poprzednich. Szaro, buro tyle że, nie pada. Chociaż nie musiałam, wstałam tak jak zawsze. Wiem, że to dobre zarówno dla mnie jak i dla wnusi, ale jest mi smutno. Ja powinnam mieć czas bez obowiązków, odpowiedzialności i być w razie potrzeby, a wnusia powinna mieć kontakt z innymi dziećmi, uczyć się współżycia w grupie,  uczestniczyć w zabawach itp jak to w przedszkolu. Dzisiaj robimy trzecie podejście. Pierwsze było bardzo na tak. Sama biegała do przedszkolnych drzwi, chętna do chodzenia tam. Potem była choroba i po niej, coś się zmieniło. Był płacz i bronienie się przed zostaniem. Było tak tylko kilka dni, bo znowu zachorowała. To było chyba nie doleczone to pierwsze. Dzisiaj jest trzecie podejście. Bardzo ją kocham i chciałabym jej nieba uchylić, ale może to jest dobre rozwiązanie. Trochę odpocznę i zregeneruję siły, aby wystarczyło ich na dłużej. Ona opowiada mi różne rzeczy, wprost zwierza się, o mamie, o tacie, o babci, o kotach itd. To takie niewinne. Chciałabym, aby gdy będzie większa też zawsze do mnie znalazła drogę w jej kłopotach i abym ja potrafiła jej pomóc, a co najmniej wysłuchać i wesprzeć. Taka przecież jest rola babci. Kochać. 

wtorek, 23 października 2018

Jesień nadeszła


                Lato było w tym roku długie i upalne. Jeszcze w październiku było ponad dwadzieścia stopni ciepła. Mogliśmy się cieszyć złotą jesienią. Dzisiaj się bardzo zmieniło. kamienne niebo płakało deszczem. Wiatr strącał kolorowe liście. Zrobiło się zimno. Zaledwie dziesięć stopni, albo nawet niżej. W ogrodzie jeszcze pięknie, ale widać zmiany. 
                  Sumak octowiec jakby zapłonął.


                Czerwone liście winobluszczu pięknie kontrastują z zimozielonym bluszczem. Zresztą jest ich coraz mniej.




                  Na podjeździe u sąsiada kałuża, po drugiej stronie, na pustej działce zrobiło się błoto, ale wciąż jest kolorowe. Teraz kolory tworzą liście. Jak to dobrze, że nie jestem zwariowana na punkcie wyłącznie iglaków.





          Na nowej, utworzonej rabacie też kolorowo, chociaż są tam też iglaki. I tak ma być.



wtorek, 9 października 2018

Polska północno zachodnia


           Ten wyjazd planowaliśmy od początku lata. Będąc w maju w świętokrzyskim, ustaliliśmy, że jesienią jedziemy znowu. Tym razem wybraliśmy krańce zachodnie. Zaczęliśmy od północy Polski. Co zobaczyliśmy? Zapraszam.




       

poniedziałek, 8 października 2018

Kler


               Poszliśmy dzisiaj do kina. Na co? Na "Kler" oczywiście. Jest to najgłośniejszy chyba film ostatnich dni. Najgłośniejszy, bo kontrowersyjny. Najnowszy film Wojciecha Smarzowskiego " Kler" mówi o życiu księży. Nie mówi o niczym nowym, a jedynie  o tym, o czym mówi się właściwie ciągle. Budzi jednak kontrowersje, bo może obraz bardziej przemawia do ludzi niż zwykłe słowo, bo może w kilku postaciach zgromadzono wszystkie grzechy kleru i to w tak krótkim czasie, ile trwa film. Grzech goni grzech. Fabuła filmu jest następująca. Kilka lat przed początkiem akcji tragiczne wydarzenia połączyły losy trzech księży katolickich.  Teraz, w każdą rocznicę katastrofy, z której cudem uszli z życiem, spotykają się, by uczcić fakt swojego ocalenia. Na co dzień układa im się bardzo różnie. Jeden z księży  jest pracownikiem kurii w wielkim mieście i robi karierę, marząc o Watykanie. Problem w tym, że na jego drodze staje arcybiskup , dostojnik kościelny, używający politycznych wpływów przy budowie największego sanktuarium w Polsce. Drugi z księży  ulega ludzkim słabościom alkohol, kobiety. Niezbyt dobrze wiedzie się też trzeciemu z księży , który, pomimo swojej żarliwej wiary  z dnia na dzień traci zaufanie parafian. Historie trójki duchownych połączą się po raz kolejny, a wydarzenia, które będą mieć miejsce, nie pozostaną bez wpływu na życie każdego z nich. Mówi się, że film pokazuje  obraz  Kościoła katolickiego jako instytucji  ukazany przez pryzmat losów kilku duchownych, których przeżycia pokazują, że księżom  podobnie jak społeczności świeckich wiernych – nic co ludzkie nie jest obce. Grzechy księży, biskupów to jednak nie grzechy Kościoła. Grzechy księży, biskupów nie są przecież grzechami wszystkich. Wiem, że może Ci niewinni mają prawo się obrażać, czuć się niesprawiedliwie ocenionymi, ale może dlatego, że są niewinni nie powinni być przeciw. Trzeba napiętnować grzechy kleru. Nas prostych umoralniają wiec sami powinni dawać przykład, ale są też tylko ludźmi. Za swoje grzechy powinni jednak ponieść karę. Ten film jest pewnego rodzaju karą.  Nie jest to film dla każdego, dlatego że wymaga rozsądnego podejścia do tematu, jednak nie uważam, aby mógł być powodem odchodzenia wiernych od Kościoła, czy Kościołowi zaszkodzić.

niedziela, 7 października 2018

Kolory jesieni w moim ogrodzie

             
               Już 6 września pisałam, że to już jesień. Były to jej nieśmiałe początki. Teraz się zrobiło barwnie.

czwartek, 4 października 2018

Jesienna noc

                                                                      Jesienna noc

Przez muślin firanki
przesącza się mrok jesiennej nocy
Deszcz, zmył już z nieba wszystkie gwiazdy
Powiew wiatru szarpie gałęziami 
za oknem, strąca jesienne kolory 
Ciemność zalała dom.
Strzepując z siebie resztki snu
wróciłam do lata, kiedy
chociaż daleko już było od Anki
wciąż były parne wieczory i ciepłe ranki
gdy swoim krzykiem budziły żurawie,
popołudniowe orkiestry na tysiąc świerszczy
grały koncerty w trawie
gdy w promieniach zachodzącego słońca
tańczyły swój balet muszki, komary
i zmęczone słońcem, omdlałe kwiaty
w ogrodzie stały
Potem zafioleciło się od zimowitów
i zgasło, pozostawiło cień wiatru.
Lato minęło
A ja, jak zwykle jesienią
uświadamiam sobie przemijanie życia.
Kiedyś też zgasnę, zasnę, na zawsze.