sobota, 29 lutego 2020

Premia co cztery lata


                 Dzisiaj wszyscy otrzymaliśmy premię. Dodatkowy dzień życia przypadający raz na cztery lata, kiedy przypada tzw. rok przestępny. Rok 2020 jest  przestępny. Rok przestępny, a więc taki, w którym jest nie 365, a 366 dni został wprowadzony jeszcze w czasach starożytnych. W Polsce pojawił się zdecydowanie później. W okresie przedchrześcijańskim na naszych ziemiach funkcjonował kalendarz słowiański, który był oparty na kalendarzu księżycowym. Obecnie korzystamy z kalendarza gregoriańskiego, który wprowadził w 1582 roku papież Grzegorz XIII i jest on kalendarzem słonecznym.  Aby zapobiec opóźnieniom kalendarza względem roku zwrotnikowego wprowadzono poprawkę w naliczaniu lat przestępnych i w ten sposób co cztery lata, luty ma nie 28, a 29 dni.
        W wierzeniach ludowych rok przestępny uważa się za pechowy. Wierzono, że nie jest to dobry czas na przeprowadzkę czy zawieranie małżeństwa, a  dzień 29 lutego uważany był za dzień bardziej pechowy niż piątek 13. W starożytnym Rzymie uważano, że słońce emanowało w tym dniu niekorzystną energię i unikano wtedy wychodzenia z domu, by nie narażać się na nieszczęśliwe wypadki.
       Przesądy związane z rokiem przestępnym nie napawają optymizmem. Uważano że, 
 w tym czasie trzeba  się liczyć z pogorszeniem stanu zdrowia, zapadaniem na choroby nieuleczalne lub chroniczne. Sądzono, że w roku przestępnym zwiększa się liczba wypadków, samobójstw oraz zgonów z przyczyn naturalnych. To rok targany napięciami i konfliktami, a nawet licznymi wojnami.  W roku przestępnym nie powinno się podobno brać ślubu, bo małżeństwa zawarte w tym czasie nie mają szans, by przetrwać. W roku przestępnym nie powinno się zmieniać pracy, kupować domu czy mieszkania, bo jeśli podejmiemy taką decyzję podczas roku przestępnego, wkrótce okaże się, że wybór był zły.
        Rok przestępny nie jest również dobrym okresem na rodzenie dzieci. Kobiety, które zajdą wtedy w ciążę powinny na siebie szczególnie uważać. Jeden z przesądów mówi nawet o tym, by ciężarna pod żadnym pozorem nie... obcinała włosów. W dawnych czasach niemowlęta urodzone w roku przestępnym starano się jak najszybciej ochrzcić, bo obawiano się, że ich zdrowie jest zbyt słabe.
         Osoby urodzone 29 lutego uważa się, że są wyjątkowe.  Mają wyostrzoną intuicję, często zdarzają im się przeczucia czy prorocze sny, mogą mieć nawet zdolności paranormalne. Problemem osób urodzonych 29 lutego jest jednak nadwrażliwość, podatność na stany depresyjne oraz życiowy pech. Stare podania donoszą, że osoby urodzone 29 lutego są osobami obdarzonymi niezwykłymi darami i talentami, choć same nie zaznają w życiu szczęścia, gdyż data, w której przyszły na świat jest przeklęta.  29 lutego rodzą się wyjątkowe dzieci, które mają w sobie siłę zmieniania losów świata. Mówi się, że to osoby o wizjonerskim usposobieniu.
      29 lutego - dzień inny niż wszystkie, bo na przykład:
W Wielkiej Brytanii  w 1288 roku św. Patryk wydał zgodę na to, by szkockie kobiety mogły wtedy... poprosić mężczyznę o rękę. Jeśli zaś wybranek się nie zgodził, zakochanej przysługiwała od niego rekompensata w postaci słusznej sumy.
         Uważa się, że 29 lutego to dzień, którego właściwie nie ma, więc to, co się wtedy stanie uznać można za "niebyłe". W Szkocji odnosiło się to przede wszystkim do zdrady małżeńskiej.
       Moi rodzice urodzili się w latach przestępnych i teraz moja wnusia. Znam też kilka innych osób urodzonych w tych latach. W takim roku zdawałam maturę, rozpoczęłam studia, rozpoczęłam i zmieniałam pracę i niczego nie żałowałam.  / 1928, 1932, 1952, 1972,  1976, 2000, 2020/.  Rok wybuchu wojny  1914, 1939  nie były latami przestępnymi, ale 1980 i strajki tak. A teraz? Koronawirus zabiera coraz większe żniwo, czy zatem coś w tym jest?
      Wierzenia wierzeniami, a my mamy premię w postaci dodatkowego dnia i chyba powinniśmy się z tego cieszyć.

piątek, 28 lutego 2020

Krótki wypad w lutym. elektrownia w Straszynie


            Na niedalekie wypady dobry jest każdy czas, byle nie padało. Pewnej lutowej niedzieli wybraliśmy się więc do elektrowni wodnej w Straszynie.

czwartek, 27 lutego 2020

Przedwiośnie

           
             Tegoroczna zima była jak nie zima. Bez mrozów, bez śniegu, zupełnie jak na nie nasz kraj.  Teraz też jeszcze luty, a wiosna już dużymi krokami idzie.
    
                                                          W moim ogrodzie

środa, 26 lutego 2020

Nie potrafię nic nie robić

             Moja infekcja wirusowa jakby minęła, ale odezwały się sprawy neurologiczne. Wczoraj miałam okropne zawroty głowy. Mam nadzieję, że to tylko skutek kataru itd. Gdy minęło najgorsze, tzn wczoraj wstałam, bo ile można leżeć. A że mam jak twierdzi Jurek ADHD, a nie bardzo mogłam jeszcze robić, to wzięłam się za zabawę, i chociaż dzisiaj dopiero rozpoczyna się okres Wielkiego Postu, to ja zrobiłam już kartki na wielkanoc. 




niedziela, 23 lutego 2020

Podoba mi się ta myśl

                   Podoba mi się ta myśl. więc cytuję.



            A mnie rozłożyły wirusy jakieś. Chore gardło, katar i temp nawet 39,6. Myślę jednak, że najgorsze już minęło i idzie ku dobremu.

sobota, 22 lutego 2020

Zentangle

             Człowiek całe życie się uczy. Na doświadczeniach swoich i innych, ale też zdobywa wiedzę o jakiej nie miał pojęcia. Pewnie nawet nie próbowałabym się nic o tym dowiedzieć, gdybym nie natrafiła na pewnego blogga. I tym razem o tym , o czym się dowiedziałam. 
            Jest taka technika rysowania zwana zentangle. Dla mnie byłoby to trochę takie sobie bazgrolenie, a nie, to ma swoją nazwę. Polega ona na rysowaniu obrazków, które są potem wypełniane przeróżnymi wzorami, jakie tylko przyjdą nam do głowy.
         Nazwa wzięła się od słów „zen”, czyli sztuka medytacji, spokojnego umysłu i „tangle” czyli bazgranie, miksowanie. Daje nam to w połączeniu sztukę twórczą, mającą na celu relaks i odprężenie. 



        zdjęcia ze strony http://justhappylife.pl/jak-rysowac-zentagle/

piątek, 21 lutego 2020

Mądrość


" Nie ma rzeczy dobrych i złych,
 myślenie czyni je takimi"


         Prawda czy fałsz? Rzeczy może rzeczywiście nie są złe. Czyny mogą być złe i takimi czynić rzeczy, bo czy rzeczą jest wojna?

czwartek, 20 lutego 2020

Dom pod bocianem

           Właśnie skończyłam czytać " Dom pod bocianem" autorstwa Grażyny i Wojtka Wolańskich. To już trzecia pozycja o ludziach, którzy porzucili swoje miejskie życie, aby budować swoje szczęście na wsi. Pierwszą było " Lawendowe Pole" potem " Chata Magoda". Teraz " Dom pod bocianem". Każda jest inna, chociaż opisuje to samo, czyli nowe zakorzenianie się na wsi.  Do każdej trafiłam tak samo. Zaczęło się od bloga.  Jednak tylko ostatnią czytałam za darmo, za co dziękuję autorom.  Po przeczytaniu pierwszej zapragnęłam zobaczyć te pola. Było lato. Lawenda pachniała, bzyczały pszczoły i było nawet ludno, czyli ciekawskich sporo. Pozostał autograf autorki i ładne zdjęcia. Od " Chaty Magoda" chciałam już wiecej. Książka obszerniejsza, wiele kolorowych pięknych zdjęć z Bieszczadów, a ponieważ Maciek i Jagoda / Magoda/ prowadzą agroturystykę, ja zapragnęłam jeszcze raz wrócić w Bieszczady. Tydzień spędzony w Magodzie i na kolejnym poznawaniu gór minął szybko i przyjemnie. Przywiozłam swoje zdjęcia gór, wspomnienia z wędrówek i kozie sery.  To daleka droga od nas, więc pomimo, że sporo podróżujemy, to pewnie w Bieszczady już nie pojedziemy. Czekają inne miejsca, mniej znane. Teraz  warmińska zagroda, na końcu świata. Tam mam tylko dwieście kilometrów, więc może...,kiedyś.... Poznając gospodarzy z bloga i z książki, wiem, że przyjęliby, chociaż nie prowadzą agroturystyki. Wszystkie trzy książki mówią o trudach budowania, a raczej odbudowywania starych domów, które na to czekają, o radościach i problemach tworzenia tam swojego gniazda. Tą tęsknotę za naturą, za powrotem do korzeni, stamtąd przecież przyszliśmy, kiedyś, jedno albo ileś pokoleń wstecz, mamy chyba w genach. Czasem nie jesteśmy tego świadomi, albo z jakiegoś powodu nie chcemy być tego świadomi. Myślę, że tak było ze mną. Urodziłam się na wsi, jednak nie mieliśmy gospodarstwa jak dziadkowie. Ot taki sobie domek z ogrodem, a wokół pola gospodarzy.  W latach 50-60 tych, na wsi nie było lekko. Nie lubiłam pracować w ogrodzie, bo mama kazała to robić zawsze, kiedy miałam trochę wolnego i chciałam iść do koleżanki, ale zawsze był pies, koty, kury. Średnia szkoła w mieście i dojazdy, a autobusy przepełnione.  Nigdy nie mogłam spotykać się z koleżankami po lekcjach, bo jak wrócić potem do domu. Kiedy dorosłam do pracy też poszłam w mieście, bo na wsi nie było. Może ewentualnie znalazłaby się jakaś po znajomości, a ja tak nie chciałam. Wstawałam o piątej, by dwa kilometry biegać do autobusu, aby na siódmą zdążyć do pracy. Autobus nadal przepełniony, zimą godzinne spóźnienia i czekanie na mrozie. Chciałam tak jak mieli miastowi. Wstać o szóstej, miejskim podjechać do pracy, a popołudnie mieć dla siebie. Sąsiedzi w bloku za ścianą wcale mi nie przeszkadzali. Czułam się nawet lepiej niż w trochę odizolowanym domu na wsi. Kota miałam też w mieście, a swoją ścieżkę jak w ogrodzie, stworzyłam na balkonie. Jednak w życiu niczego nie można być pewnym. W pewnym momencie, po przejściu na emeryturę zapragnęliśmy domu z ogrodem, a marzenia chociaż czasem się spełniają. Wiedzą o tym autorzy książki, i wiem i ja. Jednak dalecy byliśmy od siedliska  daleko od " cywilizacji" . Znaliśmy problemy życia codziennego na wsi, chociaż te już znacznie różnią się od tego co było jakieś 60 lat temu. Ważne dla nas, prawie siedemdziesiątlatków, było to, żeby w razie potrzeby nie trzeba czekać na dojazd kareki, aż będzie za późno, aby zostać niedaleko dzieci i wnuków, którzy czasem potrzebują naszego zaangażowania. Znaleźliśmy swój raj na obrzeżach miasta. Ogród zakładany od zera więc też bolą plecy i  ręce, ale warto. Też cieszy mnie wysoki śpiew skowronka, krzyk żurawii, klekot bocianów i odległy widok zabudowań i stawu, chociaż mam też sąsiadów za płotem. Są w naszym wieku, więc spokojnie. Rozumiem radość z życia jakie prowadzą autorzy książki, ale znam też ich problemy. Nie krytykuję broń Boże, nie zazdroszczę, nie współczuję, podziwiam i życzę wszystkiego dobrego.

wtorek, 18 lutego 2020

Co oni z nim zrobili

                  Odkąd od miesiąca mamy własnego kota, staramy się zrobić z nim, przy nim wszystko jak należy. A więc ma swój transporterek, kuwetę, drapak, saszetkowe jedzenie kocie i tylko do spania wybiera różne miejsca po swojemu. W dzień, gdy siedzę przy komputerze, to najlepsza jest klawiatura, w porozumieniu kładzie się wreszcie na wysuwaną półeczkę do klawiatury, a ją stawiam na blacie biurka.  Wszystko, to znaczy też weterynarz. Pierwsze badanie, odrobaczenie, zaszczepienie przeciw kocim wirusom i kastracja. Aby się nie bił z innymi, aby nie płodził niechcianych, a najwazniejsze, aby nie znaczył w domu no i może trzymał sie blisko domu. Ponoć kastrowane koty też mniej chorują. W końcu mają jeden narząd mniej. Wcześniej trzeba było  zrobić mu badania, aż wreszcie nadszedł ten dzień. Kot został pozbawiony swojej męskości. Ale kot odebrany po zabiegu, to zupełnie inny kot. I nie mam na myśli tego, że uspokoił się z bieganiem od okna do okna, od drzwi do drzwi, a my nie chcieliśmy go jeszcze wypuszczać, z obawy że zaginie, ale kot stał się żarłokiem. Co się zruszę, to stoi przy misce i jadłby bez opamiętania. Dzisiaj zdjęliśmy mu kołnierz. Wygladał w nim jak XVIII wieczna panienka w czepku.



           Teraz  zastąpił go paseczek z numerem telefonu do domu.  Po zaprzyjaźnieniu się z czepkiem tzn. kołnierzem, z paskiem nie było żadnego problemu.


poniedziałek, 17 lutego 2020

Dzień kota

 "Koci" poeta Franciszek Klimek pisał:
Zapłacz kiedy odejdzie
uroń łzę jedną i drugą,
i  - przestań
nim słońce wzejdzie,
bo on nie odszedł na długo.
Potem rozglądnij się wkoło
ale nie w górę, patrz nisko
i - może wystarczy zawołać,
on może być już tu blisko.
A jeśli ktoś mi zarzuci,
że świat widzę
w krzywym lusterku
to ja powtórzę: on wróci.
Choć może w innym futerku

         A jednak nie potrafiłam tak. Nie chciałam przeżywać ponownie śmierci mojego zwierzęcego przyjaciela. Zbyt dużo mnie kosztowała decyzja, konieczna, niezbędna, aby ulżyć cierpieniu mojego siedemnastoletniego kota Wiesława Szymborska pisała też, nie robi się tego swojemu kotu.
  Kot w pustym mieszkaniu

Umrzeć – tego nie robi się kotu.
Bo co ma począć kot
w pustym mieszkaniu.
Wdrapywać się na ściany.
Ocierać między meblami.
Nic niby tu nie zmienione,
a jednak pozamieniane.
Niby nie przesunięte,
a jednak porozsuwane.
I wieczorami lampa już nie świeci.

Słychać kroki na schodach,
ale to nie te.
Ręka, co kładzie rybę na talerzyk,
także nie ta, co kładła.

Coś tu się nie zaczyna
w swojej zwykłej porze.
Coś się tu nie odbywa
jak powinno.
Ktoś tutaj był i był,
a potem nagle zniknął
i uporczywie go nie ma.

           A co, jeżeli ten nowy przeżyłby mnie? Były więc koty sąsiadów, u córki, ale nigdy mój własny. Taki był tylko jeden. Był cudownym przyjacielem - zawsze obecnym, gdy mruczeniem trzeba było złagodzić czyjeś troski, lecz nie natrętnym, bezgranicznie przywiązanym, życzliwym dla obcych, czystym i niekłopotliwym. 
        Aż do pewnego styczniowego dnia tego roku. Zmieniłam zdanie i zdecydowałam się dać dom nowemu, który właśnie go potrzebował. Nieważne, kto pierwszy odejdzie, on czy ja, ważne że ma swoje miejsce na ziemi. 



                                                     A z czego składa się kot?
W 30 % z psot
w 29 % z charakterku
w 28 % z mruczenia 
w 10 % z miękkiego futerka 
w 3 % z niewinności

piątek, 14 lutego 2020

Decoupagowania cd

                  Jak się zabrałam za decoupage, to robię po kolei. Były zawieszki, obrazki, serduszka w różnych postaciach, kuchenne drobiazgi, a dzisiaj obrazki w postarzanych starym złotem rameczkach. Rameczki też oczywiście zrobione, na tym polega cała przyjemność.
 



            Idę " się bawić" w następne.

czwartek, 13 lutego 2020

Do kuchni - decoupage

              Wykorzystuję czas wolny na tworzenie. Tym razem zestaw, albo i oddzielnie do kuchni.  Pojemniczki wykorzystane do suszonych owoców, fasoli, grochu itp zbiorów. Deska jako element dekoracyjny. Taca też już wielokrotnie była wykorzystywana. Zresztą zawsze jest pod ręką.






        A to tacka jakiś czas temu zrobiona.


środa, 12 lutego 2020

Serduszkowy decoupage

              W tym tygodniu są Walentynki, więc swoją "produkcję"  skierowałam na takie tory. Serduszka, w serduszka, z serduszkami. Mogą służyć jako podkładki pod kubki albo jako zawieszki. Jeszcze nie wiem dla kogo.















wtorek, 11 lutego 2020

Na chwilę decoupage

                 Rano spoglądam w okno, a tu niespodzianka. Biało. No może nie tak bardzo, ale wszystko przypruszone śniegiem. Teraz, to znaczy o dziesiątej godzinie już go prawie nie widać. Chciałam zająć się ogrodem, ale otrzeźwiałam przez tą posypkę i dalej zajmę się decoupagem. Co nieco już robiłam w minionych dniach. Z myślą o wielkanocy


                Do łazienki, aby zastąpić wcześniejszą choinkę, teraz aby współgrało z kafelkami.




             I jedno na zapas. Może kiedyś, gdzieś się przyda, a może dla kogoś.



sobota, 8 lutego 2020

Flejtuchy to mało powiedziane.

             Mieszkania pod wynajem to dla niektórych całkiem niezły dochód, jednak czasem może to być ryzykowne. Słyszy się o różnych przypadkach w telewizji, ale ma się nadzieję, że mnie to nie spotka. Umowa o najem okazjonalny spisana u notariusza, daje ponoć możliwość eksmitowania, kiedy byłaby taka potrzeba, to niestety nie wszystko. 
              Córka zmieniła swoje zamieszkanie z bloku na domek, a to w bloku wynajęła, aby mieć dodatkowy dochód na wydatki związane z nowym. Dwa ładne pokoje, duży balkon, jasne, słoneczne, po remoncie. Znajomy z pracy znajomego szukał własnie mieszkania dla siebie, żony i małego dziecka. Umowa podpisana jak należy, terminowe raczej wpłaty i tylko jak trzeba się było spotkać osobiście, to nigdy mu nie pasowało w domu. Zawsze gdzieś po drodze, w połowie drogi, np.stacja benzynowa. Jednak nie wzbudziło to żadnych podejrzeń. Człowiek wykształcony, żona nie pracująca, małe, teraz trzy chyba letnie dziecko, aż raz udało się wejść do mieszkania. Natychmiastowa decyzja, że muszą opuścić mieszkanie, które niestety nadaje się obecnie do kapitalnego remontu. To wprost niemozliwe, aby dopuścić do takiego stanu. Flejtuchy to mało powiedziane, śmierdzący wandale. Jak można doprowadzić do takiego stanu, ale jak można mieszkać w takim stanie. Od trzech lat nie było chyba sprzątane i wietrzone.  Mieszkanie  o południowej wystawie, słoneczne, suche zostało zagrzybione, zaśmierdzone. Wszystko trzeba wyrzycić i przeprowadzić kapitalny remont. Obrzydzenie bierze, też do takich ludzi. Żyli jak zwierzęta. Wyprowadzili do nowego, również wynajętego, czystego i tylko współczuć nowym wynajmującym. 
              Tak wygląda piekarnik kuchenki gazowej



       Wygląd kratki wietrznikowej w kuchni.


           Wanna i bateria oraz sedes w łazience.






                  Umywalka i blat kuchenny.





                Grzyb i pajęczyny w okolicy okien.



           Futryny drzwi, listwy przypodłogowe, wyłączniki.





                Kanapa na której spali.


              Zamieszkali w ładnym, czystym mieszkaniu. Przez trzy lata pozostawili syf, który trudno opisać, ale oni tam jedli, spali, kąpali siebie i dziecko. Nie brzydzili się tego?