poniedziałek, 29 sierpnia 2022

Dlaczego się tak podporzadkowałam


          Komentarze pod postem " Nowy etap w życiu" sa dla mnie bardzo cenne. Dziękuję. Nie odpisuję pod każdym, ale piszę tego posta.  Prezentujecie w nich zdrowe, właściwe podejście do życia, do stosunków na linii matka - córka. Ja też tak uważam, ba, zawsze uważałam, ale nie potrafiłam się sprzeciwić. Straszyła, że zrobi sobie krzywdę i  w ten sposób nas sobie podporzadkowywała coraz bardziej. Brnęłam ta chora droga bo, chyba za bardzo ja kochałam. Byłam gotowa zrobić dla niej wszystko, aby wynagrodzić jej wszystko w życiu czego, według niej, nie zaznała. Rezygnowałam z własnego, bo skoro ona była nieszczęśliwa, to nie wypadało, abym ja była. Teraz wiem, że dawno miałam "się postawić" , ale zawsze miałam świadomość, że jak raz wyjdę z jej domu obrażona, to wrócić będzie ciężej niż znosić to co było w danym momencie. Kiedyś mi powiedziała, jak raz pójdziesz, to nie masz tu po co wracać. Tym samym dołożyła cegielkę do mojego rozwodu. Ja i myślę, że każda kochajaca matka, powiedziałaby raczej w chwilach trudnych dla swojego dziecka, " tutaj zawsze możesz wrócić, tu zawsze będzie Twój dom". Uciekłam od niej, kiedy widziałam jaki zaczyna mieć wpływ na moja, wówczas dziesięcioletnia córkę. Niestety nie uwolniłam się od zakupów, sprzatania itp. Miała wówczas 60 lat, twierdziła, że jest bardzo chora, nigdy jednak nie pozwoliła wejść z soba do gabinetu lekarskiego. Uszanowałam to, niestety ona nie miała szacunku dla mnie, a ja nadal byłam,  kim? Czasem sama się dziwię jak samodzielna, wykształcona, pracujca na odpowiedzialnym stanowisku, kobieta pozwoliła na takie traktowanie siebie, ale to przecież była matka. Nie będę też ukrywała, wstydziłam się, że tak mnie traktuje, wstydziłam się przyznać do stosunków panujacych w domu. Dzisiaj wiem, że patologia to nie tylko alkohol. Inne sa nawet gorsze,bo niewidoczne. Rodzinie alkoholika się wspołczuje. Teraz zaczynam mówić, bo już nie wytrzymuję dłużej. Niestety teraz jest stara i chora i nawet jeślibym chciała, to nie mogę już postapić inaczej, tylko przy niej trwać. Jest mi jej żal, siebie też, bo niestety, życie nam minęło nie jak matce i córce, a nawet nie wiem jak określić te nasze stosunki. Kiedy odważyłam się po raz drugi ułożyć sobie życie, tak, to wymagało odwagi, to nie przyjechała na nasz ślub, bo znowu jak twierdziła była chora. Żadna, chyba że śmiertelna, choroba nie jest jednak przeszkoda, aby w takim dniu złożyć córce  życzenia. Jej była. Nigdy nie złożyła nam życzeń,  jak po ślubie do niej pojechaliśmy, nawet o tym dniu nie wspomniala. O imieninach , urodzinach innych, obcych ludzi pamięta, składa im życzenia, daje upominki. Ja na to nie zasługuję i pogodziłam się z tym już dawno. Nigdy nas nie odwiedziła w naszym nowym domu i teraz w ten piatek, kiedy wreszcie ja do nas przywieźliśmy, bo to nie był przyjazd jej. Wreszcie pozwoliła się zabrać, bo powiedziałam, że zostaje sama. Będac jeszcze w szpitalu, czekajac na wypis prosiłam ja do nas, ale powiedziała " nigdy w życiu" i odłożyła słuchawkę. Chyba jeszcze wierzyła, że po raz kolejny się ugnę.

Pitagoras powiedział

"Oszczędzaj łez swoim dzieciom, aby miały czym płakać nad twoją trumną."

          Ja ich wylałam, przez nia chyba najwięcej i  nie wiem czy jeszcze jakieś zostały. Pomimo wszystko zastanawiam się dlaczego taka jest, taka była? Co w jej życiu się zdarzyło, że nie chciała, czy nie umiała kochać. Znalazłam gdzieś cytat Johanna Heinricha Pestalozzi - że  "Matka to jedyna osoba na świecie, która Cię pokochała, zanim jeszcze Cię poznała". a ja robiłam wszystko, żeby na ta miłość wreszcie zasłużyć i  przez 69 lat starań nic z tego nie wyszło. Może kochała, ale po swojemu, nie tak, abym była szczęśliwa, a to chyba nie mnie było tak trudno kochać, bo ponoć " Najtrudniej kochać jest tych, którzy najbardziej tego potrzebują", więc pomimo wszystko ja ją kochałam, ale każdą miłość można zniszczyć jeśli nie jest pielęgnowana. Czy zatem to co jeszcze próbuję dla niej robić to już tylko zobowiazanie? Urodziła mnie, karmila, prała, gotowała do mojej pełnoletności, ale czy z miłości, czy tylko z obowiazku?   
Jeżeli coś dajemy drugiej osobie z obowiązku,
w zamian, nie zrodzi się wdzięczność,
zrodzi się zobowiązanie.

            Ja robiłam to dla niej z miłości, ale teraz robię już nie wiem dlaczego.

           Dzisiaj sprzeciwiłam się, aby ustawiała w pokoju w którym teraz mieszka, stosy kartonów, worków ze swoimi ubraniami , kilka lampek nocnych , koszyków itd, bo u siebie miała zagracone, że nie można było przejść. Opróżniłam jej do tego celu część szafy, połki, przy tapczanie ma już dwa krzesła na drobiazgi, ale to wciaż za mało. Owszem, prosiła, to jej sama  to przywiozłam, aby wybrała co lepsze, wygodniejsze. Kiedy powiedziałam, że ma to co potrzebuje i swoje różne rzeczy przy sobie, ale nie w taki sposób, że ja nie przejdę, nie sprzątnę , to mi powiedziała," za to że taka jesteś umrzesz prędzej niż ja". Odpowiedziałam, niestety, możliwe, ale z tego powodu powinna sie martwć, bo kto będzie się wtedy  nia opiekował. Czasem zastanawiam się, kto mnie jej podrzucił, bo czy rodzona matka może się tak całe życie zachowywać. 

sobota, 27 sierpnia 2022

Przetwórstwo aroniowe

         Zawsze sadziłam, że aronia to roślina jagodowa, a tymczasem należy ona do rodziny różowatych i jest kuzynką jabłoni, gruszy, pigwy czy głogu. Pochodzi z Ameryki Północnej, a do Europy dotarła w XVII wieku, jednak doceniono ją dopiero trzysta lat później. Głównie za sprawą rosyjskiego botanika Ivana Miczurinowa, poszukującego roślin, które nadawałyby się do uprawy w surowych warunkach, np. na Syberii czy w górach Ałataj. Aronia się do tego nadawała, ponieważ sporych rozmiarów krzew nie ma dużych wymagań, rośnie na różnych glebach i jest odporny na niskie temperatury, choroby i szkodniki. Jego drobne, ciemnoczarne owoce nie akumulują też szkodliwych metali ciężkich takich jak kadm, ołów czy arsen. Polacy odkryli aronię bardzo późno. Sprowadzono ją do kraju w latach 70tych XX wieku ze Związku Radzieckiego. Szybko zadomowiła się w naszym kraju i dziś jesteśmy jednym z największych producentów tych owoców na świecie. Naukowcy znad Wisły wyhodowali nowe odmiany rośliny, o dużych, jednocześnie dojrzewających jagodach, cenionych nawet w Japonii, gdzie aronia zdobyła ogromną popularność, zwłaszcza po wybuchu elektrowni jądrowej w Fukushimie. Badania naukowe wykazały bowiem, że  owoce aronii łagodzą skutki napromieniowania. Aronia to bardzo zdrowy owoc. Trudno znaleźć bogatsze źródło przeciwutleniaczy, przede wszystkim polifenoli.  Ich zawartość zależy jednak od odmiany, warunków uprawy oraz pory zbiorów. Głównymi związkami polifenolowymi są procyjanidyny, które odpowiadają za cierpki smak owoców. Ich ciemny kolor to zasługa potężnej dawki antocyjanów. Aronia kryje też dużo kwasów fenylowych. Dzięki polifenolom owoce wykazują działanie przeciwnowotworowe.  Chronią między innymi przed rakiem jelita grubego, zmniejszają ryzyko i łagodzą skutki poważnych chorób sercowo-naczyniowych, zwłaszcza miażdżycy, zawału serca czy udaru mózgu. W badaniach naukowych stwierdzono, że u mężczyzn spożywających szklankę soku z aronii dziennie przez 6 tygodni znacząco obniżył się poziom szkodliwych trójglicerydów i „złego” cholesterolu LDL, natomiast wzrosło stężenie „dobrego” – HDL. Inny eksperyment wykazał, że, regularne spożywanie aroniowych przetworów przyczyniło się do zmniejszenia poziomu glukozy we krwi u osób z cukrzycą. Przeciwutleniające działanie polifenoli neutralizuje aktywność wolnych rodników, które przyspieszają procesy starzenia organizmu. Ogranicza ją również inny silny antyoksydant, witamina C, której aronia także dostarcza bardzo dużo, podobnie jak witamin z grupy B (B1, B2, B3, B5, B6). Aronia jest bogata w wartościowe składniki mineralne miedź, molibden, mangan, bor, jod, koblat oraz błonnik pokarmowy, który własnie obniża poziom „złego” cholesterolu, pomaga oczyścić organizm ze szkodliwych toksyn, zapobiega zaparciom i otyłości. Owoce aronii pomagają również poprawić jakość widzenia. Zawarte w nich antocyjany poprawiają między innymi mikrokrążenie w siatkówce oka, dzięki czemu łatwiej uporać się z syndromem zmęczonych oczu, coraz powszechniejszym u osób pracujących długo przy komputerze albo za kierownicą samochodu.

         Ja z aronią spotkałam się po raz pierwszy przed trzydziestu paru laty. Ktoś rozprowadzał krzewy do ogrodu, więc kupiłam go dla mamy. Potem, nie wiem dlaczego mama go wycięła. Teraz mam w swoim ogródku dwa krzewy i chociaż nie są duże, to owoców mają sporo. Powiedziałabym klęska urodzaju. :-) i o  dziwo nie ma na nia chętnych wśród mojego otoczenia. Polska zmonopolizowała w tym zakresie światowy rynek, jeśli chodzi o eksport natomiast statystyki pokazują, że Polacy rzadko sięgają po ten owoc.  Cierpki smak sprawia, że aronia rzadko bywa jadana na surowo. Najczęściej przyrządzamy z niej przetwory i sa one naprawdę pyszne. Soki, dżemy, nalewki. Znakomicie smakują jako dodatek do herbaty, a  zimą rozgrzeją , na równi z sokiem malinowym. 

             W  przepisach podają, że najlepiej przetwarzać ją po pierwszych przymrozkach, ale nie wiem czy do tego czasu coś by się ostało na krzaku. Ptaki też ją lubią. Można też przemrozić ją w zamrażalniku. Niska temperatura neutralizuje garbniki i zmniejsza jej cierpkość. Mnie akurat ta cierpkość nie przeszkadza. Soki, dżemy czy konfitury przygotowuję z dodatkiem cukru, czasem cytryny czy imbiru. Robię też "soczki" z dodatkiem alkoholu. Pyszna nalewka. Ponoć mocny alkohol zwiększa zawartość cennych dla zdrowia polifenoli obecnych w owocach.  Można ją również kandyzować lub suszyć, ale tego jeszcze nie robiłam. Robiłam natomiast dżem z aronii i jabłek. Przetwory z aronii mogą stać w spiżarni nawet kilka lat, odpowiednio przygotowane nie zepsują się, dlatego skoro nie ma na nią chętnych wszystko przetwarzam.  Dzisiaj nastawiłam nalewkę i robiłam dżemy. Na krzaku została jeszcze na sok. Samo zdrowie i pychota.

wtorek, 23 sierpnia 2022

Nowy etap w życiu

               W piatek zaczęłam nowy etap życia. Wiem, że nie będzie łatwy. Muszę jednak sprostać wyzwaniu. Myślę, że będzie mi łatwiej niż dotychczas. Dotychczas problemem było, chociaż to źle brzmi, bo dotyczy mamy, która od półtora roku choruje, ma podejrzenie  białaczki. Pisałam swego czasu o tym. Chociaż czy to białaczka, nigdy nie mogliśmy się upewnić, bo nie zgodziła się pójść do szpitala na badania ani w ubiegłym roku, ale też w marcu tego roku, kiedy upadła i rozbiła sobie glowę. Była wówczas, czyli w marcu już w szpitalu na SOR. Wykorzystałam ten moment, że podali jej dwa worki, to nazywa się chyba dwie jednostki krwi i skierowali na oddział. Ten miejscowy, był wówczas covidowy, więc trzeba było szukać innego miejsca, a ona wykorzystała to, aby nie pójść . Nie będę pisała szczegółowo o wynikach morfologii, ale w lutym ubiegłego roku miała hemoglobinę 6,8%, na poczatku grudnia 6,1%, a w marcu tego roku tylko 5%. Po podaniu krwii podniosło się do 6.8%. Nasze namowy na leczenie kończyły się kłótnia, bo krzyczała na nas, że chcemy się jej pozbyć. W końcu ustępowaliśmy. Nie jest ubezwłasnowolniona i sama decydyje w swoich sprawach. Nie ma demencji, w sprawach dotyczacych innych, obcych logicznie mówi i dyskutuje z nimi. Oczywiście nie zgodziła się też pójść np. do mnie, ale wymagała opieki. Przez zimę zostawiłam rodzinę i bywałam u niej całe tygodnie. Od wiosny dojeżdżałam parę razy w tygodniu po 65 km w jedna stronę. Miesięczny wydatek na paliwo to tysiac złotych, nie liczac, że byłam już wykończona. Teraz robiła kolejne badania kontrolne i okazalo się, że hemoglobina wynosi tylko 4% i wreszcie uznała, że chce się leczyć, chociaż najlepiej żeby to było na jej warunkach. Była jednak na oddziale w szpitalu , pobrała 5 jednostek krwi, więc Hb jest powyżej 9%, ale mam świadomość, że nie może być sama, a ja nie chcę już tolerować jej upartości. Powiedziałam, że u rodzica można być podczas choroby trwajcej okresowo, gdy jest szansa na powrót do zdrowia, ale ona ma za pół roku 90 lat i bardzo poważny stan zdrowotny. Spustoszenia organizmu od przwlekłej, nieleczonej białaczki nie do odrobienia. Po powrocie ze szpitala nadal twierdziła, wbrew temu co mówił lekarz i co ma w wypisie, że teraz co najmniej miesiac może być w domu i nic nie musi robić nie robić. Nie wytrzymałam już i powiedziałam, skoro tak i nie chce nikogo słuchać, to wracam do domu i niestety zostaje sama. Może czasem takie ostre postawienie sprawy jest dobre, bo w końcu zdecydowała się przyjechać do mnie. Ma samodzielny pokój, łazienkę na tym samym poziomie, chodzik ułatwiajcy poruszanie się, ugotowane i podane posiłki, nie mówic o towarzystwie. Ja u niej mialam tylko miejsce na tapczanie i zima w łazience 12 stopni. Jej to wystarczało, bo nie chodziła do niej. Załatwiała się w pokoju do wiadra, które musiałam wynosić na piętro do wylania. Niestety wczoraj już zaprotestowała, że ona chce w pokoju wiadro, a do łazienki nie zamierza chodzić / dokładnie 12 kroków, tyle co do telewizora, a z niego korzysta/. Nie ustpiłam. 50 lat temu przestała chodzić do sklepu / 400 metrów od domu/ i tak się zaczęło. Przyzwyczaiła, że nawet po masło nie poszła, ja musiałam robić wszelkie zakupy. Miała wtedy czterdzieści lat. Nie była tak chora, że nie mogła chodzić. Po prostu nie chciała. bo jak twierdziła  "miała od tego dzieci, tu czytaj córkę". Jeszcze dziesięć lat  temu na weselach wnuków tańczyła nie ustępujac młodzieży. Teraz znowu próbowała wymusić. To moja mama i chcę się nia opiekować, ale postanowiłam, że teraz ja ustalam zasady.

PS
Jakaś awaria nie pozwala mi pisać  a z ogonkiem / ę to e z ogonkiem/zostało więc napisane z błędem.

niedziela, 14 sierpnia 2022

Ogród zapachów

        Chyba Maja Popielarska powiedziała, że zapach jest częścią dobrze skomponowanego ogrodu. Niezwykle ważną, pobudzającą zmysły. To terapia. To prawda. Jak miło chodzić po ogrodzie wśród pięknych roślin i być otulonym zapachami. Kiedy zaczęłam zakładać ogród, sadziłam to, co dawało zapełnienie. Chciałam, aby jak najprędzej urosło, dawało trochę cienia, aby było widoczne w bądź co bądź, nie małym ogrodzie. Często to, co od kogoś dostałam. Od jakiegoś czasu zaczęłam wybierać kolory i szukać roślin o odpowiedniej strukturze i zapachu. W  ogrodzie pachnie chyba wszystko, tylko jedno bardziej, inne mniej intensywnie. Niektóre zapachy roznoszą się po całym ogrodzie i czuć je z daleka, szczególnie w gorące upalne dni.  Pierwsze intensywnie pachnce to hiacynty. Kwitną od kwietnia do maja.


              Kwieciń - maj to okres kwitnienia narcyzów. Te dawne, tradycyjne z ogrodu babci, pachną najbardziej.


              Już w kwietniu zaczyna, a kwitnie przez maj, czasem jeszcze w czerwcu powojnik z grupy montana. W czasie kwitnienia jest cały obsypany różowymi, delikatnie pachnącymi kwiatkami.


               O
d końca kwietnia do pierwszej dekady czerwca, a najintensywniej w maju, kwitną lilaki. W tym roku dokupiłam kolejnego, lilak Meyera.


            Kolejna pojawia się glicynia. Kwitnie na przełomie maja i czerwca. Przy pojedyńczo występujących kwiatach zapach nie jest aż tak odczuwalny, ale to co było w tym roku dało efekt. Pojedyncze, motylkowate kwiaty mają około 2,5 cm długości i są zebrane w długie, groniaste kwiatostany. Niestety jest to roślina trująca, ale co w naszych ogrodach nie jest trujące. Tulipan też.


            Od maja do czerwca kwitnie grochodrzew, zwany robinią a także akacją. Piszą, że krótkowieczne drzewo, bo żyje tylko około 30 lat. Jest też trochę niesforne, bo lubi puszczać odnogi .


           W tym samym czasie kwitą żarnowce. Jest to roślina na niezbyt dobre i suche gleby. Jest rajem dla pszczół i innych owadów.


               Okres pomiędzy kwietniem i czerwcem jest bogaty. To też czas dla zimozielonych , zaledwie około 30 centymetrowych krzewinek ubiorka . Jego białe kwiaty pachną miodem.


             W maju, na Dzień Matki zakwitają konwalie. Uwielbiam ich zapach, ale odczuwalny jest gdy są w bukieciku, bezpośrednio w ogrodzie raczej nie.


            Bezpośrednio z krzewow roztacza się natomiast aromat jaśminowca. Posadziłam go blisko tarasu.


            Z biało kwitnących i pachnących krzewów jest też tawuła van Houtte"a. Czasem się zastanawiam, czy moja, to właśnie ta, ale taką kupowałam.


             Równocześnie z biało kwitnącą tawułą kwitnie rogownica kutnerowata. Srebrno szare liscie są całkowicie schowane pod bardzo licznymi kwiatkami. No i ten słodki zapach.


       Czerwiec to też piwonie. Każda odmiana pachnie inaczej. Najbardziej te stare, z babcinego ogrodu, różowe. Uwielbiam je gdy pachną w wazonie.


              Blisko tarasu, z podparciem na siatce płotu posadziłam też wiciokrzewy pomorskie. Delikatny zapach dociera na taras zwłaszcza wieczorem, od powiewu wiatru.


             Przez całe chyba lato kwitną róże. Nie każda pachnie, a może pachnie, ale  mało intensywnie. Od jakiegoś czasu wybierałam tylko te pachnące. Mam ich kilka.


             Pachną też gożdziki,  mydlnica lekarska, szałwie,  lawenda czy floksy. Czasem same od siebie, inne jak je dotkniemy.






              W lipcu zaczynają kwitnąć budleje. Każda odmiana, a tym samym kolor w trochę innym czasie. Pachną i wabią chmary motyli. Najwcześniej kwitnie i najintensywniej pachnie ta o bordowych kwiatach.


             Chyba jednak nic nie pobije zapachu lilii. Ich zapach czują nawet w swoich ogródkach sasiedzi zza płotu .


              Na koniec lata, bo we wrześniu zakwita świecznica zwana też pluskwicą groniastą. Ma piękne bordowe liście, a potem zakwita pięknie pachnącymi "świecami". Na początku miałam jedną, ale dla zapachu posadziłam kilka kolejnych. Jest rownież oblegana przez motyle.

            Pachnących roślin jest oczywiście więcej. Obawiam się, że z mojego ogrodu też coś pominęłam, ale te opisane są chyba pachnące najbardziej, działają kojąco, zachęcają do zatrzymania się w pobliżu. Przyjemny zapach to z pewnością sprawa indywidualna. Dla mnie zapach lilii jest uroczy, a kogoś innego może uczulać i wywoła kichanie. Myślę jednak, że z ogromu pachnących roślin każy coś może wybrać dla siebie.

czwartek, 11 sierpnia 2022

Dzisiaj chwalipost

              Dotychczas dzieliłam się z Wami moim ogrodem na zdjęciach, opisach, a dzisiaj będzie typowy chwalipost. Otóż jakiś czas temu, odezwała się do mnie Pani, która widziała mój ogród na zdjęciach umieszczonych na facebooku. Zapytała, czy zgodziłabym się pokazać go w telewizji i w ten sposób nawiązałam kontakt z "Rokiem w ogrodzie extra". Dzisiaj miałam przyjemność gościć ekipę programu z Panem Markiem Jezierskim i Panią Agata Frol-Kowalik oraz dwóch Panów od kamery i dzwięku, w moim ogrodzie. W TV program będzie emitowany prawdopodobnie zimą. Poczułam się zaszczycona, bo nie spodziewałabym się chyba tego nigdy. Trochę się bałam, że w okresie wizyty może niewiele kwitnąć i być nieciekawie, ale poddałam się wyzwaniu. W końcu taki czas, a ogród żyje. Ma swoje plusy  i minusy o każdej porze roku. Nawet zimą. A zatem mój ogród w połowie lata.