poniedziałek, 30 lipca 2018

niedziela, 29 lipca 2018

Więc żyj

                                                                            Więc żyj

Pomiędzy dorosłością a starością
Tyle rzeczy się zdarzyło.
Była pierwsza, była wielka 
miłość,
Ta prawdziwa i ta mniej.
Powiedziałam do niej, wiej.

Tyle lat minęło, wczoraj, dziś.
Kiedyś starość musi przyjść.
Wiem co znaczy młodym być.
Czekać, pragnąć,
marzeniami śnić.

Co oznacza bycie starym?
Z bólem kości, siwą brodą.
I z nie taką już pamięcią,
Lecz do życia ciągle chęcią.

Więc żyj póki żyjesz. 

sobota, 28 lipca 2018

środa, 25 lipca 2018

poniedziałek, 23 lipca 2018

Ogród botaniczny w Orlu i nie tylko


                    Lipiec w całej swojej okazałości. Dojrzałe  zboża czekają na żniwa. Kombajny jeszcze nie wyjechały, ale z pewnością wkrótce to nastąpi. Nasze krajobrazy jak zwykle, malownicze.


           Upały trzymają, że w weekendy nie chce się już pracować. Zawzięliśmy się więc w jeżdżeniu. Ostatnia sobota i niedziela była na Kaszubach.


wtorek, 17 lipca 2018

Ogród dendrologiczny w Wirtach

                    
                       Kiedy w styczniu zaczęłam porządkować mój blog o podróżach zauważyłam, że niektórych nie opisałam. Muszę to nadrobić. Jedną z nich jest wizyta w ogrodzie dendrologicznym w Wirtach. Byliśmy tam w styczniu 2012 roku. Pogoda wcale nie przypominała zimy. Raczej było jak wczesną wiosną.

poniedziałek, 16 lipca 2018

Pomezania

                
                 Niedziela, 15 lipca imieniny Henryka. Wybraliśmy się więc do Henryka przebywającego na badaniach w prabuckim szpitalu. Przy okazji zrobiliśmy sobie wycieczkę. 


czwartek, 12 lipca 2018

Nowe sadzenie

   
           
            W nocy solidnie popadało. Teraz jest wilgoć w powietrzu, ale jest ciepło. W sam raz do sadzenia. Pojechałam więc do ogrodnika. Mam nadzieję, że to ostatni raz w tym roku, bo znowu sporo forsy zostawiłam na sadzonki. Teraz idę sadzić. A to zdjęcia z niedzieli. Bocian jadł śniadanie na łące, my na tarasie. Dopóty nie przyleciał żuraw. Wtedy nastąpiła zmiana . Żuraw ukryty w trawie.



wtorek, 10 lipca 2018

Siedem Braci Śpiących


           Już od wczoraj pogoda smęci. W nocy chyba trochę padało, ale w dzień nie. Jest jednak jakoś niewyraźnie. Na podstawie ludowych mądrości, przysłów, dzisiejszy dzień ma przepowiadać pogodę na siedem tygodni, czyli do końca wakacji, bo:

            Gdy na Siedmiu Męczenników (10.07) porosi, na siedmiotygodniową wilgoć się zanosi.

Zapraszam do mojego ogrodu

poniedziałek, 9 lipca 2018

Weekend z naturą


         
              Na początku tygodnia padła propozycja " może byśmy gdzieś pojechali na weekend". Byłam trochę zmęczona codziennymi obowiązkami i ogrodem, więc obudził się we mnie dawny zew. Jedźmy. Ale dokąd? Najpierw sięgnęłam do mojego spisu ogrodów pokazowych, arboretów itp. Potem musiał być jakiś nocleg, najlepiej z jakąś atrakcją. Może winnica, spa, czy coś podobnego. No i jeszcze coś po drodze i tak powstał plan na dwa dni.


sobota, 7 lipca 2018

Twierdza Wisłoujście

                   
          3 Maj to podwójne święto. W Kościele  obchodzimy uroczystość Najświętszej Maryi Panny Królowej Polski. Nawiązuje do  wydarzeń z historii Polski, obrony Jasnej Góry przed Szwedami w 1655 roku i ślubów króla Jana Kazimierza  powierzenia królestwa opiece Matki Bożej. Uroczystość została ustanowiona na prośbę biskupów polskich po odzyskaniu niepodległości po I wojnie światowej. Oficjalnie święto obchodzone jest od 1923 roku.
           3 Maja jest też świętem narodowym. Jest to rocznica podpisania Konstytucji 3 maja w 1791 roku.  Była to pierwsza konstytucja w nowożytnej Europie, a druga, po amerykańskiej, na świecie. Trzecia była konstytucja francuska.

         Z tej okazji organizowane są uroczyste obchody, festyny, zabawy. My też wybraliśmy się do Twierdzy Wisłoujście.

piątek, 6 lipca 2018

Największe miłości życia


            Kiedy leżę obok niej, kiedy Ona śpi, obserwuję jej opaloną maleńką twarzyczkę, każdy jej loczek jasnych włosków, każdą rzęskę powiek, które skrywają błękitne oczki i jestem taka szczęśliwa, że nie potrafię tego nawet opisać. Czasem jednak jest mi żal, że kiedyś będę musiała je zostawić. Niestety, takie jest życie i nikt tego nie zmieni. Ja dożyłam tyle lat i chociaż moja mama żyje, to tak właściwie od bardzo dawna jakby jej już nie było. Każda z nas żyje swoim życiem. Ja czasem coś dla niej robię, niestety ona nawet nie chce nas odwiedzić. Nie cieszy się z moich radości i to chyba bolało najbardziej. Bolało, bo już się przyzwyczaiłam i jest mi to obojętne. To przykre, ale również obojętna staje się dla mnie ona. Wiem, że ja dopóki będę mogła, to będę z moimi ukochanymi dziewczynami, córką i wnusią, z ich rodzinami. Będę je odwiedzała, zapraszała i cieszyła, że mogę być z nimi. Dzisiaj jest piątek i kolejny weekend. Dla mnie dni wolne i trochę odpoczynku. Potem będą urlopy, a za trzy tygodnie wnusia wejdzie w nowy etap życia. Skończy trzy latka, a od września pójdzie do przedszkola. Wiem jednak, że to nie koniec mojej opieki i pomocy. Zawsze kiedy będzie potrzeba to babcia będzie do dyspozycji. Czasem wcześniej odebrać z przedszkola, kiedy będzie chora i nie będzie mogła iść do przedszkola czy szkoły, kiedy będą wakacje. Chciałabym aby dzieliła jak dotychczas nasze pasje, chciała z nami rozmawiać i wspólnie przebywać. Aby była zdrowa i szczęśliwa, nie uległa złym pokusom tego świata i aby świat był dla niej przychylny.
              Dzisiaj coś mi znowu strzyknęło w kręgosłupie. Boli jak diabli. Wnusia mówi, że znowu w łazience jest brudna podłoga. Każdy coś naprószył. Ja na to, że tak, babcia posprząta, ale teraz bolą mnie plecy. Ona na to , babciu nie martw się, ja Ci pomogę. Pozbierała wszystkie swoje zabawki, ułożyła poduszki na kanapie, które wcześnie zrzuciła i przyszła do mnie po ścierkę do podłogi. Potem tak zawzięcie ją wycierała. Była zadowolona, bo " aż się świeci tak sprzątnęłam". Ja też, bo czy nie być szczęśliwym, mając takiego kochanego brzdąca.

czwartek, 5 lipca 2018

Wspomnienia z rodzinnego domu










               Wspomnienia z dzieciństwa wracają w różnych okolicznościach. Ostatnio zerwałam porzeczki i obierałam je na kompot. Czułam się jak w dzieciństwie, kiedy robiłam to z mamą. Różnica była jedynie taka, że ja nie miałam głębokiej studni, do której mama wpuszczała bańkę z gorącym kompotem, aby go wystudzić. Inne, to wspomnienie z poranka. Mama jako pierwszą czynność jaką wykonywała po wstaniu i wejściu do kuchni, to zamiatanie podłogi w kuchni i wycieranie stołu. Po śniadaniu było sprzątanie reszty domu. Stół pozostał i u mnie, ale zamiatanie podłogi już nie. Kiedy mieszkałam w bloku, czwarte piętro, to ten brud spod butów zostawał na niższych pietrach na klatce. Teraz buty zdejmujemy w przedpokoju, więc sprzątanie też wygląda inaczej.


niedziela, 1 lipca 2018

Zimna wojna

                  Byliśmy dzisiaj w kinie. Wybrałam " Zimną wojnę"  Pawła Pawlikowskiego. Film wysoko oceniany przez widzów i nominowany do Złotej Palny w Cannes.  To był super wybór, bo film jest super.  Film czarno biały jak powojenna rzeczywistość, oszczędny w obrazach, ale wiele mówiący. Dużo muzyki i w podtekście realia życia w latach 50 - 60 tych dwudziestego wieku. Na stronie https://culture.pl/pl/dzielo/zimna-wojna-rez-pawel-pawlikowski tak piszą o filmie. Cytuję w całości.
      Zimna wojna" jest jak filmowy wiersz o miłości utkany z półtonów i tęsknoty. Film Pawlikowskiego to jeden z najpiękniejszych i najzabawniejszych melodramatów w historii polskiego kina
       W jednej z pierwszych sekwencji "Zimnej wojny" Wiktor uczy Zulę śpiewu. On jest kompozytorem po czterdziestce, ona – dwudziestoparolatką z prowincji, która właśnie dołączyła do komunistycznego zespołu pieśni i tańca. On na pianinie wystukuje sekwencje dźwięków, a ona po chwili stara się je odśpiewać. Nagle ćwiczenie gam zmienia się w muzyczno-miłosne spotkanie – Wiktor z pojedynczych dźwięków zaczyna tworzyć melodię, a Zula natychmiast dołącza do niej, wchodząc z mężczyzną w muzyczny dialog. Tak zaczyna się mikro-improwizacja, wspólna wyprawa w nieznane, która powiedzie bohaterów przez (nie zawsze wspólne) życie.
     Ta miłosna wyprawa u Pawlikowskiego rozpisana zostaje na dwie dekady i wiele niebezpiecznych zakrętów. Polska lat 50. spotyka się tu z zimnowojennym Berlinem, Paryżem lat 60. i słoneczną Jugosławią, a wszystkie one stają się scenerią opowieści o dwójce ludzi, którzy nie mogą żyć ze sobą, a bez siebie – nie chcą.
         Wydawać by się mogło, że tak spektakularna opowieść wymaga epickiego rozmachu i formy. Ale Pawlikowski w "Zimnej wojnie" pozostaje filmowym poetą.  Żeby opowiedzieć rozbudowaną historię nie potrzebuje wcale wielkich scen, wystarczają mu pojedyncze obrazy i dobiegająca z głośników melodia – one mówią więcej i wzruszają bardziej niż wielkie dialogowe sceny.
        Kolejne sekwencje "Zimnej wojny" przypominają wiersze. Reżyser niczego w nich nie eksplikuje, nie przeprowadza nas przez kolejne ekspozycje, ale wrzuca widza w sam środek opowieści, pokazując bohaterów na kolejnych życiowych zakrętach. Nie ma tu klasycznych scen rozstań i pojednań, próżno też szukać rozdzierających serce obrazków rodem z klasycznych melodramatów. Polski reżyser celowo z nich rezygnuje i opowiada historię Zuli i Wiktora według własnych reguł.
       Film Pawlikowskiego przywodzi skojarzenie z mistrzowską sceną otwierającą "Zmysłową obsesję" Nicolasa Roega, w której młoda kobieta i starszy mężczyzna żegnali się na moście oddzielającym komunistyczną Czechosłowację i Austrię. Widz Roega niczego o nich nie wiedział, a w ciągu kilkudziesięciu sekund musiał sam dopisać sobie historię, która doprowadziła bohaterów na przejście graniczne, wyczytać ją z drobnych gestów i spojrzeń pełnych miłości i wstydu.
          Pawlikowski również wiele zostawia wyobraźni widza. Wie, że to, czego musimy się domyślić, czasami wzrusza bardziej niż to, co zostaje pokazane na ekranie. Jest przy tym mistrzem minimalistycznego opowiadania. Jego bohaterowie nie mówią wiele, a mimo to doskonale wiemy, w którym punkcie miłosnej drogi się znajdują.
      Wielka w tym zasługa Joanny Kulig i Tomasza Kota, którzy w "Zimnej wojnie" stworzyli niezwykłe kreacje. On – powściągliwy, nieco wycofany, wydaje się stabilizować filmowy związek. Ona – energetyczna, sensualna, nieco nieokrzesana – rozpala ich wzajemną namiętność. Kot i Kulig świetnie uchwycili energie swoich postaci, Kot dał Wiktorowi ton głębokiej melancholii, Kulig obdarzyła swą bohaterkę temperamentem, humorem i muzycznym talentem. 
        Muzyka zasługuje zresztą na kilka dodatkowych słów. "Zimna wojna" rozbrzmiewa bowiem fantastycznymi melodiami, w których ludowe motywy spotykają się z jazzowymi aranżacjami Marcina Maseckiego. Pawlikowski czyni z muzyki temat i narzędzie opowiadania.  "Dwa serduszka", ludowa piosenka śpiewana w filmie przez Joannę Kulig, w pewnym momencie staje się symbolem zniewolenia przez ojczystą kulturę, a zarazem wyśpiewywana w kolejnych aranżacjach staje się emocjonalnym komentarzem do życia filmowych bohaterów.
        Pawlikowski po raz kolejny zabiera widzów w podróż przez turbulencje historii.  Romans Wiktora i Zuli rozgrywa się w czasach stalinizmu i odwilży, epoce zimnej wojny i żelaznej kurtyny, wszechwładnej bezpieki i systemu, który miażdżył kręgosłupy. Ale trudno oprzeć się wrażeniu, że Pawlikowski traktuje historię jedynie jako tło, na którym może odmalować tragiczną historię dwojga kochanków. 
        W wywiadzie udzielonym Tadeuszowi Sobolewskiemu reżyser przyznawał, że w „Zimnej wojnie” od wielkiej historii bardziej interesowała go prywatna opowieść o jego rodzicach będących pierwowzorami filmowych Wiktora i Zuli. 
         Tworzyli dramatyczną parę, która się cały czas zwalczała, rozchodziła, schodziła. Wychodzili za innych i znów wracali do siebie. (…) Opuszczali kraj, za granicą znowu się spotykali, rozstawali. (…) W życiu staram się unikać podobnych dramatów, ale w kinie wspaniale jest je przeżyć.
        Choć wielka historia ingeruje w życie bohaterów, to nie ona – w każdym razie nie tylko – jest źródłem ich niespełnień. Spektakl wzajemnego przyciągania się i odpychania pełen jest niespełnionych ambicji i lęków, potrzeby zmiany i strachu przed nią. Bohaterowie "Zimnej wojny" nie są ofiarami logiki dziejów, ale własnych wyborów i ograniczeń, a także – uczuć. Bo Pawlikowskiego bardziej interesuje historia niespełnionej miłości niż opowieść o komunizmie i jego ofiarach.
     Odbierając w Cannes nagrodę dla najlepszego reżysera, Pawlikowski dedykował ją zmarłemu niedawno Januszowi Głowackiemu, współscenarzyście "Zimnej wojny". Jego obecność czuć w niemal każdej scenie filmu, którego bezbrzeżny smutek co rusz kontrapunktowany jest humorystycznymi akcentami. Pawlikowski nieustannie balansuje między melodramatycznym sentymentalizmem i ostrym dowcipem, między przypowieścią o niespełnieniu i tęsknocie a historycznym freskiem o epoce, w której zniewolone były nawet uczucia. "Zimna wojna" to triumf filmowej poezji nad ekranową prozą, krystalicznie czysta, znakomicie wymyślona i zrealizowana opowieść o niemożliwej miłości, wykorzenieniu i tęsknocie.
          "Zimna wojna", Reżyseria: Paweł Pawlikowski. Scenariusz: Paweł Pawlikowski, Janusz Głowacki. Aranżacja: Marcin Masecki. Montaż: Jarosław Kamiński. Zdjęcia: Łukasz Żal. Występują: Joanna Kulig, Tomasz Kot, Borys Szyc, Agata Kulesza. Premiera 8 czerwca 2018 r.
           
            Polecam, film warty obejrzenia.

Ostatni dzień czerwca


              Aż trudno uwierzyć że mija połowa roku. Jutro już lipiec. Jeszcze trochę i będzie jesień i zima. Póki co nie myślmy jeszcze o zimie. Jeszcze trochę ma się dziać w ogrodzie. W moim zakwitły lilie.