piątek, 30 lipca 2021

Życie jak życie - Kazimierz Dębnicki

          Ostatnio robię jakieś "rozliczenia z przeszłością" i  sięgam na półce po  książki , które ulgły zapomnieniu, bądź kupiłam, odłożyłam i zapomniałam je przeczytać. Może w nawale różnych obowiązków zabrakło na nie czasu? Tym razem wydane w 1986 roku drugie wydanie  " Życie jak życie" Kazimierza Dębnickiego. Książka pożółkła już nieco ze starości, jak z antykwariatu. Autora nie znałam. Z  Wikipedii dowiedziałam się, że  urodził się w 1919 roku w Warszawie, a  zmarł w 1986 roku. W 1937 zdał maturę w gimnazjum im. Stanisława Staszica w Warszawie. Debiutował w 1933 roku na łamach "Małego przeglądu" jako autor reportaży. Jest  autorem książek dla młodzieży. Niestety z wymienionych tytułów  żaden nie jest mi znany. Książka "Życie jak życie" jest biograficzna i chyba ostatnia w jego dorobku.  Kazimierz Dębnicki wspomina w niej swoje dzieciństwo i młodość od maleńkości do matury. Książka o tyle ciekawa, że przy okazji biografii, ukazuje życie w przedwojennej Warszawie,  świat przedwojennej inteligencji,  szkolnictwo, sylwetki nauczycieli i uczniów. Ich wybryki i żarty. Wprowadza czytelnika w świat uczniowskich debat o polityce, o ich widzeniu świata i historycznych zdarzeń z tego okresu. Książkę się dobrze czyta. Chociaż jest w niej mowa o rzeczach poważnych, autor przedstawia je w sposób " luzacki" , posługując się językiem i opisami z perspektywy dziecka, młodzieńca, w sposób nawet dowcipny. Polecam

poniedziałek, 26 lipca 2021

Splątane ścieżki - Agnieszka Krawczyk


              Zamawiając książki dla wnusi, zrobiłam też przyjemność sobie. Agnieszka Krawczyk to autorka powieści obyczajowych, więc książka w sam raz dla mnie, niestety na poczatku wydawała mi się nieco infantylna, ale potem wciągnęła. Poplątane życia bohaterów, jak czasem nitki robótek członków klubu rękodzielników spotykajacych się w sklepie jednej z bohaterek. Rzecz dzieje się w Krakowie, ale równie dobrze mogłoby to być inne miasto, duże czy mniejsze, bo opisane wydarzenia są prosto z życia, które się tak toczy wszędzie. Są też Tatry i historia sprzed lat i pozytywne zakończenie. Książka w sam raz jako wakacyjny przerywnik, więc warto ją zabrać ze sobą na wczasy.

 " Miłość kończy się w momencie, gdy
zaczynamy się fascynować innymi".
*
" Życie jest jak górski szlak: to pasmo wyzwań i prób, by osiągnąć szczęście.
Jeśli uda się przezwyciężyć strach, wątpliwości i wahania -
spełnią się wszystkie sny".


niedziela, 25 lipca 2021

Leniwa niedziela

                Dzisiaj jest przyjemny dzień. Ciepło, ale nie za upalnie. W sam raz na odpoczynek. Zatem leniwa niedziela w motylim raju. Zleciały ich dziesiątki zwabione jeżówkami, liatriami, budlejami i lawendą. Dzięki temu jest to też mój raj.











W Dniu Urodzin

                                                 

              Aż trudno mi uwierzyć, że to już 39 lat minęło od tego szczęśliwego dnia , kiedy się pojawiłaś w moim życiu. Kolejna rocznica przypadająca na dniach to szóste urodzionki wnusi. Zakończyła w piatek przedszkolną edukację. Teraz wakacje i już od września do zerówki w szkole. Życzę Wam moje kochane wszystkiego najlepszego. Kartka w moim wykonaniu.


środa, 21 lipca 2021

Junk Journal czyli dziennik śmieci

           Junk Journal, czyli dziennik śmieci  - co to takiego? Według tego co można znaleźć w internecie jest to książka, notes, zeszyt, stworzona głównie z makulatury i recyklingowych materiałów. Może służyć jako sposób na gromadzenie i zapisywanie wspomnień, myśli, pomysłów i inspiracji. Oglądając tego rodzaju prace na różnych stronach internetowych, wprost mnie one urzekały. Też chciałam coś takiego zrobić. Materiałów recyklingowych w domu jest masa, ponieważ z natury jestem trochę zbieraczem, ale po co? Odpowiadam więc . Ma być zadowolenie z pracy, ma się mi podobać, ale ma też czemuś służyć, ma być praktyczne. Wymyśliłam więc swego czasu album z krótka historią rodziny tutaj . Potem Wspomiennik babci Eli . Wreszcie  kolażowe odsłony ogrodu tutaj i tutaj. Ciągle jednak było mi za mało, zwłaszcza, że czekał jeszcze jeden stary kalendarz w skórzanej okładce. No i się wreszcie doczekał. Kalendarz, papiery do skrapbookingu, stare gazety, stare książki, które miały iść na makulaturę, zużyte koperty, papie ryżowy i serwetki jak do decoupagu itp szparagały no i oczywiście sporo kleju i czas w czasie upałów spędzony w chłodnym pomieszczeniu, dobra zabawa i powstał " Mój kalendarz". Na każdy miesiąc sześć stron. Starałam się, aby kolorystyka była w miarę spójna z okresem. Sporo nawiazań do przyrody. Na każdej stronie sentencje, które lubię. Na stronie poczatku miesiąca informacja o znaku zodiaku i  szczęśliwym dla niego  kamieniu. Dodatkowo zrobiłam tzw. tagi. W powszechnym uznaniu są to bileciki prezentowe, ale również zawieszki, etykietki, zakładki czy kartoniki ozdobne. W scrapbookingu tag ma formę niedużego prostokąta z dekoracyjnie wyciętą górną krawędzią. Moje tagi oprócz zdobień / raczej płaskich, aby nie zajmowały w kalendarzu miejsca na grubość/ są zbiorem przysłów o danym miesiącu, wierszyków o danym miesiącu oraz ważnych datach przypadających w danym miesiącu, a dotyczących rodziny, typu urodziny, zgony, wesela itp. Tagi znajdują swoje miejsce w kieszeniach które wykonałam na stronach kalendarza. Jest ich tyle, że można jeszcze "produkować" np. krótkie opisy zdarzeń w danych miesiacach, schować w nie zdjęcia itd. A oto kilka stron z albumu kalendarza.



























wtorek, 20 lipca 2021

Lato

                                                

                        Więc cieszmy się póki trwa.

poniedziałek, 19 lipca 2021

W piątek

               W sobotę i niedzielę było miło. Ładne kwiaty, taras, ogród, ale dzisiaj wrócę do piątku.  Kolejny upalny dzień. W ogrodzie nie dało się nic robić. W domu też gorąco. Postanowiłam więc wykorzystać czas i załatwić pewne sprawy urzędowe. Dojazd autem nieco chłodzonym, a w urzędzie jakoś się da. I dało się w starostwie. Miły młody człowiek zaraz przy wejściu poinformował, taki druk proszę wypełnić, do skrzynki, odpowiedź w ciągu 7-10 dni. Dziesięć minut i załatwione.  Kolejnym miejscem był urząd skarbowy. I tutaj zaczęły się schody. Na poczatku dodam, że przez prawie całe życie pracowałam w urzędach, załatwiałam różne swoje sprawy w urzędach i na narzekania innych brałam urzędy w obronę, bo nigdy i nigdzie nie spotkałam się z czymś  takim. Rozumiem, pandemia, ale pracujemy, są procedury i to co zaoferował ten urząd jest wprost niewyobrażalne. Zaczęło się normalnie. Starszy pan w mundurze polecił wziąć wniosek, ale nie wypisywać. Trzeba podejść do okienka nr 6. Akurat była to informacja. Też młody człowiek udzielił pewnych wskazówek , a raczej uzupełnień do wniosku / co mogło być na druku zapisane, bo chodziło o załączenie aktu notarialnego, którego dotyczyła sprawa/ poinformował, że może mnie umówić z urzędnikiem za półtora godziny najwcześniej. Ale po co, skoro wypiszę wniosek, wszystko wiem, zostawię go i czekam na odpowiedź. Nie, trzeba spotkać się z urzędnikiem. Więc jak trzeba, to trzeba. Umówiłam się na za owe 1,5 godziny. Do domu nie zdążę, do sklepów nie mam ochoty, zresztą urząd trochę na zadupiu, a w pobliskiej Żabce miałam dokonać opłaty na rzecz skarbówki za wydanie zaświadczenia, więc jakoś minie. Po powrocie ze sklepu weszłam do budynku urzędu. W korytarzu stały w przeciwległych końcach długiego korytarza pojedyńcze krzesła, więc chciałam przysiąść i czekać. Niestety pan w mundurze powiedział, że to jest korytarz, a poczekalnia jest na zewnątrz. Zapytałam gdzie, pokazał mi że za drzwiami i wyprosił z urzędu. A tam, czyli za drzwiami coś co miało być niby poczekalnią to przejście, wiatrołap 1,5 na 1,5 metra z dwoma krzesłami. Siedziała już jakaś pani, więc dystansu covidowego nijak nie można zachować. Wyszłam więc na słońce. Na zewnątrz nie było żadnej ławeczki, krzesła czy czegokolwiek, aby przysiąść. Miałam jednak nadzieję, że podpierając ścianę jakoś przetrwam tą godzinę. W końcu mam tylko 68 lat. Podpieraczy, młodzi mężczyźni, było już więcej. Po jakimś czasie zaczęłam odczuwać silną potrzebę skorzystania z toalety. Wracam więc do środka, a tam znowu pan w mundurze -" proszę wyjść, nie ma toalety dla petentów" i najzwyczajniej w świecie mnie wyprosił. Czy petenci mają obsikiwać budynek urzędu? Facet może jeszcze to jakoś załatwiłby, ale co jeśli to nie tylko o sikanie chodzi? No cóż, w urzędzie przecież takich takich spraw się nie załatwia. A co z Rozporzadzeniem Ministra w sprawie warunków technicznych , jakim powinny odpowiadać budynki użyteczności publicznej, a urzędy takimi są? Czy toaleta i wymagane warunki są tylko dla kontrolerów sanepidu, bo nie sądzę, aby urząd pozwolił sobie na nie stosowanie się do przepisów prawa. A teraz co? Covid, to trzeba częściej sprzątać, aby zachować warunki sanitarne, to lepiej nie wpuścić? Mnie nie wpuszczono. Musiałam szukać w okolicy zakładu, instytucji gdzie mogłam to załatwić. Na moje szczęście znalazłam, bo inaczej gdzie, w krzaki w  XXI wieku.  Kiedy się doczekałam swojej godziny audiencji z urzędnikiem, pani odebrała wniosek, skserowała załączony dokument i kazała czekać na informację o gotowości do odbioru w ciągu siedmiu dni. Po co więc czekałam, mogłam zostawić wniosek i tak samo czekać. Pytam jakie są procedury w tym urzędzie, kto je opracowywał, czy pracownicy się do niech stosują, czy ten pan w mundurze siedział tam za karę, a może mu słońce zaszkodziło. Dla mnie wprost niewiarygodne, a jednak prawdziwe. Myślę też, że zdarzenie nie ma nic wspólnego z dniem tygodnia. 

niedziela, 18 lipca 2021

Róże w różu

                Pisałam niedawno o moich różach. Nie wszystkie wówczas kwitły. Kwitną dopiero teraz. Tamte już są w fazie końcowej. Trzeba będzie poczekać na drugie kwitnienie, bo powtarzają. Wśród teraz kwitnących są te, które wydawało się, że zmarzły i będzie z nimi koniec / drugie i trzecie zdjęcie/. Na szczęście moje i ogrodu są i cieszą.






               Tłumaczę  sobie, że teraz już nie powinnam rozbudowywać dalej ogrodu, ale rozum swoje, a serce swoje. 😏

sobota, 17 lipca 2021

Ogród to za mało

              Słyszę nie raz, masz za mało ogrodu? A ja może nie mam go za mało, ale taras to część domu, a może ogrodu, więc aby było przyjemnie tam posiedzieć, to też musi być zielono i kweciście. Wisteria rozrosła się już na całą balustradę. Na wiosnę prawie nie kwitła, ale za to teraz ma kwiaty. Fioletowe i cały taras kwitnie na fioletowo, bo tak się złożyło, że reszta czyli jednoroczne też takie są. Piszę jednoroczne, a lawenda jest przecież wieloletnia, ale na balkonie będzie tylko teraz, po okwitnieniu pójdzie do gruntu.