czwartek, 28 października 2021

Ostatnie dni października

              Minął szybko, za szybko. Było trochę złotej jesieni, a tu już listopad, który kojarzy się raczej z szarością. Cóż, nic na to nie poradzimy. Wczoraj byłam wykonać chyba ostatnie już prace w ogrodzie. Wykopałam ostatnie cebule i karpy kwiatów, zgrabiłam liście od orzechów, od pozostałych zostawiam, stanowią okrycie na zimę i  rozłożą się, okopczykowałam róże, posadziłam resztę moich sadzonek krzewów i to chyba wszystko. Na rabatach jest zatrzęsienie chwastów, ale już tego nie chce mi się robić. Teraz będę czekała na kolejną wiosnę. Teraz będę podziwiała to co co zostało i to co będzie czyniła natura. 




















            Widok z tarasu 24 października, a dzisiaj, po czterech dniach, już nie ma śladu tamtej czerwieni.

wtorek, 26 października 2021

Kot sąsiadów

                  Zanim zamieszkał z nami nasz złoty kotek Amiś, przychodził do nas kot sąsiadów. Zadomawiał się coraz bardziej, a ja nie miałam sumienia go wypędzać. Kiedy zachorował zajęła się nim sąsiadka, jego właścicielka. Pisałam o tym w tamtym czasie. Ja uświadomiłam sobie wówczas, że za bardzo przyzwyczajam się do nie naszego kota i wzieliśmy Amisia, który właśnie szukał domu. To był kochany kotek, milutki, łagodny, złoty nie tylko z koloru. Już prawie trzy tygodnie jak go z nami nie ma. Ciągle nie mogę się z tym pogodzić. Po około tygodniu od śmierci Amisia, zaczął ponownie przychodzić do nas kot sąsiadów. Za czasu naszego Amisia, nie zbliżał się do domu, bał się. Teraz, najpierw ostrożnie, ale zaczyna czuć się coraz pewniej, jakby próbował zająć miejsce naszego. Wiem, że tak nie będzie, ale dam mu jeść, wpuszczam do domu, aby w cieple pospał, a on zaczyna się wręcz panoszyć. Zajmuje ulubione miejsca Amisia i co mam zrobić? A może sąsiadce wcale się to nie będzie podobać, chociaż mam wrażenie, że nie jest tam hołubiony. Po prostu kot.


poniedziałek, 25 października 2021

Dariusz Terlecki " Po dolary i wolność Śladami Polonii w Ameryce"

 

           W rodzinie nigdy się o tym nie  mówiło. Możliwe, że moi dziadkowie nawet sami o tym nie wiedzieli, ale epizod historii największego bumu emigracyjnego XIX wieku do Ameryki, dotknął również moją rodzinę. 
             Przed laty śledziłam księgi USC i dotarłam do moich przodków  do 1815 roku. Były to daty urodzeń, śmierci moich pra i prapradziadków. Niewiele, ale wtedy było to COŚ. Teraz zalogowałam się na witrynie MyHeritage i o dziwo, znalazłam wiele ciekawych wątków dotyczących moich poprzedników, a może raczej krewnych moich poprzedników. W pokoleniu rodziców mojego pradziadka znalazłam osoby, które w latach 80-tych XIX wieku emigrowali do Stanów,  do Milwaukee, do Buffalo. Dane dotyczące tych osób są szczegółowsze niż tych, którzy żyli tutaj. Myślę, że to zasługa Polonii,  która szuka swoich korzeni tutaj, w Polsce. Temat mnie bardzo zainteresował, nie w sensie szukać rodzinę, ale co musieli przeżyć ci ludzie. Zaczęłam szukać w internecie informacji o życiu przed rozbiorami i po nich, o emigrantach do " Hameryki" i tak natrafiłam na książkę Dariusza Terleckiego " Po dolary i wolność Śladami Polonii w Ameryce."
      Jest to opowieść w konwencji reportażu, a motywem przewodnim,  losy pradziadka, który wraz z żoną i synkiem, w 1912 roku wyruszył w daleką podróż przez Atlantyk. Poznajemy niezwykłe historie, jak cała wieś składała się na opłacenie kosztów wyjazdu, a samą podróż organizował miejscowy proboszcz. W poszukiwaniu śladów swojego przodka autor dotarł też do wielu miejsc w Stanach Zjednoczonych, które niegdyś uchodziły za „małą Polskę”, rozmawiał również z wieloma osobami polskiego pochodzenia. Chociaż autor poszukiwał śladów emigranta z 1912 roku, przytacza też wiele danych z lat poprzednich. Jest to opowieść o emigracji Polaków, ale też o historii Stanów Zjednoczonych, którą bezsprzecznie oni tworzyli. Jest to fascynująca, a niekiedy dramatyczna historia, którą powinniśmy poznać. Książkę bardzo polecam. I cytat z niej, będący wpisem z księgi pamiątkowej z Muzeum Emigracji w Gdyni , jak bardzo na czasie.

" Długa historia pokazuje , jak byliśmy i wciąż jesteśmy przyjmowani w innych krajach. Nie mogę zrozumieć, dlaczego my teraz nie potrafimy zachować się PRZYZWOICIE!!! i odpłacić się tym samym uchodźcom, którzy potrzebują nas jak nigdy dotąd. - Cezary z Gdańska"

        Książka Dariusza Terleckiego wydana została w 2019 roku, zatem wpis z księgi jest jeszcze wcześniejszy, a cóż można mówić o PRZYZWOITOŚCI  teraz?


sobota, 23 października 2021

Jak u Alfreda Hitchcocka.

               Wracałam z zakupów i pomyślałam, dobrze że jestem w aucie, bo na obszernym polu wzdłuż ulicy były ich setki. Skakały po polu, wzbijały się dolotu. Nawet pomyślałam, żeby się zatrzymać i zrobić zdjęcie, ale był za duży ruch samochodów. Nie minęło jednak dużo czasu, a ta gromada ptactwa przeniosła się na łąkę i pole za moim płotem. Duże, czarne ptaki z silnymi dziobami. To były gawrony.

          Ptaki te występują na terenach zurbanizowanych w Europie i Azji. Niegdyś związane były wyłącznie z terenami rolniczymi oraz obszarami niezamieszkanymi przez człowieka. W Polsce są pospolite na terenie całego kraju. Ptak ten szuka pożywienia prawie wyłącznie na ziemi. Żerowanie odbywa się na polach, łąkach. W okresie od jesieni do wiosny zimują u nas osobniki z północy i wschodu Europy. W dzień ptaki rozpraszają się. Nocą gromadzą się na noclegowiska w miejscach, gdzie nie są niepokojone przez człowieka (skupiska drzew w parkach, na cmentarzach itp.). Gawron osiąga długość ciała od 44 cm do 49 cm, ogon ma długość do 18 cm. Rozpiętość skrzydeł wynosi od 81 cm do 10 cm. Ciężar ciała od 340 g do 600 g. Gawron zjada drobne zwierzęta, w tym chrząszcze i dżdżownice, nasiona, owoce, pędy roślin, odpady i padlinę. Plądruje czasem gniazda innych ptaków z jaj i piskląt. Nierzadko żeruje na wyspiakach śmieci. Gawrony łączą się w pary już na jesień. W ciągu roku wyprowadza jeden lęg. Gniazdowanie odbywa się w koloniach w koronach drzew. Gniazdo to konstrukcja z patyków, korzeni, i gałęzi, zlepionych gliną. Gniazdo wysłane jest puchem, sierścią i trawą, czasem papierem. Samica w kwietniu znosi 2-5(6) jaj i wysiaduje je przez 16-18 dni. Pisklęta muszą być ogrzewane przez matkę. Samiec dostarcza do gniazda pożywienie. Po 4-5 tygodniach od wyklucia młode potrafią już latać. Przez następne 6 tygodni rodzice dokarmiają swoje potomstwo. Do rozrodu przystępują po 2 latach.  W Polsce jest objęty częściową ochroną. Nasze gawrony odlatują na zimę na południe, ale dość blisko, bo nawet do Czech. W ich miejsce pojawiają się jednak osobniki z północy i ze wschodu, które u nas zimują. Zatem ptaki te możemy obserwować przez cały rok.

          Zatem był to najprawdopodobniej zlot przed odlotem, a może przyleciały, ale obraz jak u Hitchcocka.




poniedziałek, 18 października 2021

Agnieszka Krawczyk - " Zawsze w porę" Ulica Wierzbowa

 

            Czytałam latem książkę Agnieszki Krawczyk " Splatane ścieżki" i chociaż nie przepadam za tego rodzaju literaturą, uznałam ją w sam raz jako wakacyjny przerywnik i warto ją zabrać ze sobą na wczasy. Ostatnio spotkałam się z kolejną książką Agnieszki Krawczyk pt. "Zawsze w porę, Ulica Wierzbowa". Zachęcający opis na okładce , cytuję " Wciągająca opowieść o ludziach, którzy walczą o swoje szczęście i wierzą, że życie pisze dla nich dobry scenariusz. I choć teraz pada deszcz, wkrótce musi zaświecić słońce.", skusił mnie, abym ją przeczytała. Niestety bardzo się rozczarowałam. Historie bohaterów nawet bardzo prozaiczne, mogą być ciekawe, ale powinny być ciekawie opisane . Tutaj wielu bohaterów, w końcu mieszkańcy całej ulicy, nudzą. Książka dla zabicia czasu, nic ciekawego nie wnosi, zatem nie poleciłabym. No może jeden cytat.

" W życiu są przypływy i odpływy, jak na morzu. Zdarzają sie też sztormy, każda burza ma jednak swój kres, a po niej wschodzi słońce"


niedziela, 17 października 2021

Karma powraca 2

 

            Ich związek chyba nie był udany. Pierwsza dziewczyna, pierwszy chłopak, ślub, dziecko. 
On niezbyt wykształcony, bez matury, ale pewny siebie, głośno wyrażajacy brak szacunku dla innch, zwłaszcza urzędników, nauczycieli, księży. Dzięki prywatnej firmie ojca, dyrektor. Ona z ambicjami, studia, fakultety, kursy, stanowisko. Nawet kosztem dziecka. Widać było gołym okiem, że coś jest nie tak. Gdy syn miał pietnascie lat, on znalazł sobie inną. Najpierw po cichu, były kłamstwa, że nikogo nie ma. Ona podejrzewała, potem była już prawie pewna, ale starała się jeszcze, aby go zatrzymać. Nic to nie dało, odszedł i ułożył sobie życie z inną. Z byłą żoną utrzymywał poprawne stosunki. Rozwód na pierwszej rozprawie, bo wcześniej się dogadali odnośnie wszystkiego. Ona uznała, że na siłę nic nie zrobi, chociaż płakała i cierpiała, zgodziła się na rozwód. On zaczął wić gniazdko z drugą i jej dziećmi. Widać było, że się bardzo zmienił. Był radosny, spokojny, nawet przestał krytykować i źle mówić o wszystkich, których wcześniej obrażał. Ona też zaczęła żyć na nowo. Chyba jest na dobrej, nowej drodze z kimś nowym. A on? Jego nowa pani zabrała dzieci i wróciła do siebie, bo ponoć poszło coś o dzieci. Przyjedżdża od czasu do czasu, ale chyba bardziej w interesach. Czasem wyjeżdżają gdzieś razem. On został sam w nowo uwitym gniazdku. Karma powraca.

sobota, 16 października 2021

Koniec zaprawiania

           Dostawiłam w spiżarni kolejne i chyba ostatnie słoiki.  Ostatnie robiłam przetwory z pigwy. Wiem, że mam już wszystkiego nadmiar, ale nie mogę patrzeć jak coś, co urosło, się marnuje. Próbowałam rozdać owoce, ale co tam, brak chętnych. Czy rzeczywiście teraz przetwory robią tyko wyjątki? Moje pokolenie wybiórczo, bo ponoć nie ma dla kogo, kiedyś jak były w domu dzieci, to jeszcze tak, ale teraz, po co. Młodzi, chyba poza moją córką, też nie robią, a co można z tego zrobić, pytają, jakby nie mieli internetu, albo nie potrafili sobie poszukać. Lenistwo, bo jak są pieniadze, to przecież wszystko się kupi. A ja nie potrafię wyrzucić. Jak to mówiła moja babcia, to przecież dar Boży. I tak szukałam po internecie co można zrobić z pigwy oprócz nalewki , lepsza jest z pigwowca. W końcu zrobiłam pigwę marynowaną, kompot i dżem o posmaku goździków. Spróbowałam też zrobić racuszki , dodając potartą pigwę. Były całkiem niezłe, kwaskowate, posypane cukrem do podwieczorkowej kawy. Pomyślałam więc, że może i do kruchego ciasta się nada. Przecież teraz robi się różności. Ja dotychczas  z pigwą jeszcze nie wymyślałam. To pierwszy taki rok. Umyłam więc ją, obrałam, oczyściłam z gniazd nasiennych, najgorsza w tym robota, pokroiłam w cienkie paseczki , wymieszałam z cukrem, nałożyłam do słoików i pasteryzowałam. Spróbuję jakie z tego będzie ciasto, a nuż kogoś zachwyci😊.


piątek, 15 października 2021

Jesiennie

                 Jesienne dekoracje zrobione jeszcze przed pożegnaniem z Amisiem i przed ponurą pogodą. Dzisiaj już nic nie  zostało  z czerwonych liści winobluszczy. Tylko smutek.







czwartek, 14 października 2021

Elżbieta Sidorowicz - Okruchy gorzkiej czekolady Rachunek nieprawdopodobieństwa cz1 i 2


            Kolejną autorką i  książką do której dotarłam, szukając pisarki o moim imieniu, jest Elżbieta Sidorowicz i "Okruchy gorzkiej czekolady Rachunek nieprawdopodobieństwa". 
Książka ma formę  pamiętnika pisanego przez mężczyznę.  Lekki przystępny język, którym autorka wprowadza nas w skomplikowany świat młodego mężczyzny, jednocześnie jest niezwykle barwny i plastyczny, co sprawia, że czyta sie z wielką przyjemnością. Znajdujemy się w świecie  komputerów, algorytmów szyfrujących, backdoorów, szulerskich rozdań pokerowych, a wśród nich miejsce na przyzwoitość, człowieczeństwo, honor, nieprzekupność. Co dzieje się pomiedzy mężczyzną i dziewczyną, nauczycielem i uczennicą, opiekunem i podopieczną. Czy miłość ma szansę na spełnienie. Jak się zakończy? W ten obyczajowy wątek wpleciony jest też drugi, sensacyjny. Niebanalna, poruszająca opowieść, której dałam się porwać. Dwie części, łacznie 690 stron  i dążenie do odpowiedzi jak zakończy się ta historia.Polecam.

" Nie mów Bogu, że masz wielki problem.
Powiedz swojemu problemowi, że masz wielkiego Boga"
**
" Plan to coś, co potem wyglada absolutnie inaczej" 
chyba Tuwim cytowany w tej książce

PS.
Jak czytam , to nie myślę tyle o tym co się stało.


niedziela, 10 października 2021

Nasz złoty kot


           Czy jestem nienormalna? Nie potrafię znaleźć sobie miejsca. Wszędzie go widzę. Jak siedzi za oknem i się melduje, że przyszedł, jak stoi przed drzwiami i prosi o wpuszczenie do środka, jak siadam przy komputerze i już pędzi, aby położyć się obok na biurku, jak przychodzi do mnie i przeszkadza w robótkach, bo pora, aby iść spać, jak siadamy do posiłku, a on łasi się by dostać kąsek z naszego jedzenia. Biorąc go, przecież powinnam mieć taką świadomość, że takie coś może nastąpić. Czy miałam? Czy o tym nie myślałam. Przecież straciłam jednego przed trzynastu laty, po wspólnych siedemnastu. Ten był z nami niecałe dwa lata. Nasz złoty kot. Dlaczego jeszcze się dobijam. Przegladam zdjęcia, słucham łzawej muzyki i cierpię. Może powinnam się upić. Dorosła kobieta, a nie potrafi sobie poradzić ze śmiercią kota, nie, tylko, ale, aż kota, przecież członka rodziny. Dlaczego go wypuszczałam na wolność? Bo on tego chciał, bo był w ten sposób szczęśliwy, bo  nuda  byłyby dla niego  groźniejsza  niż choroba. Mówią, jak kogoś kochasz, to pozwolisz mu nawet odejść. A teraz tak nardzo boli.

Franciszek J. Klimek

KOT, KTÓRY MRUCZY

Wskoczył mi na kolana

zgrabnym kocim susem

i wiadomo: już teraz

długo się nie ruszę. 

Ładnie mruczysz – szepnąłem

z pieszczotliwym gestem.

– Wiem o tym – odpowiedział

– Mruczę, a więc jestem.


piątek, 8 października 2021

Koci los, kocie życie

       Już nigdy....  I czyja to wina? Kierowcy, że jechał za szybko i nie wyhamował, kota, że się zagapił. a może się spieszył, czy moja, że pozwoliłam mu żyć na wolności. Ale przecież w ten sposób był szczęśliwy. Czasem wymykał się na noc, jak mu się udało. Wczoraj nie był na kolacji. Na śniadanie też nie przyszedł. A może się spieszył, na wołanie. Przyniosłam go. Po raz ostatni. Był kotem, ale też członkiem rodziny. Nasz złoty kot.😿 nasz Amiś.