Pisałam już chyba kiedyś na blogu, a może w jakimś komentarzu, że zaprzyjaźnił się z nami kot sąsiadów. Mówiłam przy jakiejś okazji sąsiadce, że do nas przychodzi i nie miała nic przeciwko temu. Ale od jakiegoś czasu kot chce być w domu. Zaczęłam go dokarmiać, bo zawsze był straszliwie głodny. Czy może właścicielka być o to zła? Przecież nie wygonię kota skoro on wybrał nas. Nie zatrzymuję go na siłę, ale pozwalam. Wczoraj też przyszedł. Zaglądał do mnie do domu przez okno. Aby to zrobić musiał wykonać trochę karkołome ruchy. Ze schodów ograniczonych od strony okna balustradą na pierwsze okno, a potem nad odkrytą przestrzenią przeskok na drugie okno. Powrót tą samą drogą. Skakał już tak kiedyś, niestety wczoraj przy powrocie usłyszałam odgłos balustrady jak od mocnego uderzenia. Nie zdążyłam zobaczyć co się stało, bo kot wbiegł do domu. Usiadł ze spuszczoną głową i bardzo miauczał. Pozwolił się pogłaskać i poszedł jeść. Potem spał na kanapie. Po chyba dwóch godzinach poszedł do sypialni i jak nigdy schował się w szufladzie pod łóżkiem. Nigdy tego nie robił. Późnym wieczorem wyszedł z szuflady i położył się na łóżku. To miejsce już sprawdzał wcześniej kilka razy. Nigdy jednak nie został w naszym domu na noc. Wczoraj nie miałam jednak sumienia, aby go wygonić na zewnatrz. Bałam się co prawda, aby nie nabrudził. Kot przespał całą noc, chyba pod łóżkiem, bo rano tam leżał i rano jako ostatni zszedł do kuchni. Jeść jednak nie chciał, wyszedł na taras i kiedy go spuściłam z oczu zniknął. Przeszukałam cały ogród, a kota nie było. Kiedy wyszłam na ulicę wchodził w przydrożne krzaki. Poszłam za nim, aby go zabrać. Bałam się, że coś mu jest, że może jednak do weterynarza, ale on pomalutku coraz dalej w te zarośla wchodził. A zarośla to dzika róża i głogi. Wróciłam nawet po sekator, ale niestety kotek jakby szukał cichego miejsca. Z wyrzutami sumienia wróciłam do domu. Potem poszłam jeszcze raz zajrzeć, ale już go nie było. Zabrałam się za czyszczenie okna w kuchni i taki mnie ogarnął żal, że mu nie pomogłam, że on pewno szuka ustronnego miejsca i może tam zakończy swój żywot, że ryczałam jak bóbr. Kiedy się wypłakałam, a okna jeszcze nie skończyłam, bo jak czyścić płacząc, moje biedaczysko wróciło. I to nie do sąsiadów, ale do nas. Trochę podjadł i teraz leży na kanapie przy mnie. Z radości, że wrócił pojechałam zaraz do sklepu i kupiłam kuwetę i żwirek. Jak będzie chciał zostać na noc, to bez obaw mu będę pozwalała. Skoro wybrał sobie nas i nasz dom, to tak trochę jakby był nasz.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Na niedzielę umówiłam się z córką. Zrobię jakiś obiad, potem kawę. W końcu miałam imieniny. Mojemu panu się to nie spodobało, " bo ...
-
Znalezione w sieci. Czas odpocząć i spojrzeć z miłością na siebie. Kark bardzo mnie bolał..... Przestałam nosić ciasne ubrania, zmieniłam kr...
-
Tak właściwie, to nic się nie stało, kilka łez, słów ostrych jak noże. Czyjeś życie się wtedy złamało I do dzisiaj się skleić nie może. Tak ...
-
Być w pełni wolnym, to mieć wybór z własnym sumieniem oraz sercem. Dźwigać na barkach jego ciężar I móc ponosić konsekwencje. To takie jasne...
-
A kiedy mnie już nie będzie, to nic się przecież nie zmieni, Spadnie śnieg albo deszcz i liść pożółknie w jesieni. A gdyby to była wiosna, u...
-
Co prawda grudzień to jeszcze kalendarzowa jesień, ale dla mnie to już zima. Mam to od dawna, bo przecież dawniej był już śnieg, a w ma...
-
Kochani z całego serca dziękuję Wam za życzenia i słowa wsparcia. Ja już nie cierpię z powodu takiego, a nie innego traktowania. Mo...
Chyba wyczuł, gdzie mu będzie lepiej :).
OdpowiedzUsuńcudny jest.
OdpowiedzUsuńKot wykastrowany nie łazikuje i nie oddala sie od domu. Pomyśl o tum
Ale on jest wykastrowany.
UsuńBo to nie człowiek wybiera kota, tylko kot człowieka. Skoro sobie Ciebie wybrał, to on jest już Twój, a Ty jego. Nie ma odwrotu. Niech się zdrowo chowa :).
OdpowiedzUsuń