wtorek, 10 stycznia 2023

Szkoła kiedyś i dzisiaj


          Byłam dzisiaj odebrać wnuczkę ze szkoły, pierwsza klasa. Czekając na nią przed wejściem, naszły mnie różne myśli jak to było w mojej szkole. Teraz do klasy nie wejdę, nawet korytarz oglądam zza oszklonych drzwi, ale w porównaniu do mojej , to inny świat. Ja zaczęłam chodzić do starej szkoły,  pamiętającej czasy jeszcze przed wojną. Nieduża, 6 sal lekcyjnych na parterze i jednym piętrze oraz dwie na poddaszu. Wszystko na tym poddaszu było drewniane, aż strach pomyśleć co by było w razie pożaru. Była szkoła i nie było takich obwarowań bhp. Na poddaszu był też sekretariat i pokój kierownika szkoły. Wówczas nie było dyrektora. Nauczyciele w czasie przerw przytulali się do sekretariatu, albo z uczniami stali na maleńkich korytarzykach, a najczęściej na zewnątrz. Na poddaszu było też prowizoryczne pomieszczenie ze zwykłych desek w którym była biblioteka. Zasób książek nie mógł być wielki. Zimą nie było tam chyba nawet ogrzewania . W klasach były piece, których od wczesnego rana, aby na przyjście dzieci było w miarę ciepło, palił woźny. Stare podłogi, trudne do utrzymana czystości, zwłaszcza mycia. Chodziliśmy normalnie w butach, aby było ciepło, ale też nie było gdzie ich zdejmować. Szatnia, to małe pomieszczenie pod schodami z zawieszonymi na ścianie wieszakami. O sali gimnastycznej nawet nikt wówczas nie śnił, a może śnił np. nauczyciel WF-u. Chłopacy zawsze mieli te zajęcia na boisku, dziewczęta tylko zimą w klasie. Rozsuwało się ławki , na środek rozkładało kozły, skrzynie, materace. W piłkę grało się tylko na boisku. Młodsze dzieci chodziły na spacerki i ćwiczyły pomiędzy ławkami. W jednej z klas stała duża szafa, która robiła za szkolny sklepik. Można było w nim kupić zeszyt, ołówek, gumkę, bibułę. Nie było stołówki więc i mleka czy herbaty się w szkole nie piło. Lekcje od rana do wieczora, więc nie było kółek zainteresowań, bo gdzie, ale pomimo to działał chór szkolny, teatrzyk, szkolne koło sportowe. Toalety na zewnątrz, takie z serduszkami stojące wzdłuż zabudowań gospodarczych. Strach było tam zimą ściągać majtki tak wiało. Tak uczyłam się przez sześć lat. Potem oddano nam szkołę tysiąclatkę. Był taki program, tysiąc szkół na tysiąclecie Polski. To był luksus. Tak jak teraz, długie korytarze pełne okien, błyszcząca posadzka , szafki na odzież i obuwie. Każda klasa miała swoją salę. Gabinety tematyczne, stołówka z dużą kuchnią, gabinety lekarskie, olbrzymia biblioteka, pokoje nauczycielskie. Duża sala gimnastyczna z szatniami i łazienkami. Z prysznicami pewnie większość z nas zetknęła się po raz pierwszy. Łazienki oddzielne dla chłopców i dziewcząt były na każdym piętrze, a piętra były dwa. W klasach nowe stoliki i krzesła. Stare uczniowskie ławy z dziurką na kałamarz  pośrodku, teraz ogląda się w muzeach. Zaczęto prowadzić kółka zainteresowań, a w świetlicy pojawił się nawet fortepian. To był dla nas zupełnie inny świat. Potem do tej samej szkoły chodziła moja córka. Wówczas wszystko wyglądało już za normalne, zwyczajne. Zaczęły się nawet zajęcia na zmiany, bo miejscowość się rozrosła i dzieci przybyło. Tylko jakoś nie było kółek zainteresowań, bo chyba nie starczyło na nie pieniędzy, a dawni nauczyciele byli już na emeryturach. Teraz może są, ale jako dodatkowo opłacane przez rodziców. O niektórych wiem, że są na pewno, bo wnuczka uczęszcza. Zlikwidowane zostały, niestety gabinety lekarskie, pojawiły się sale komputerowe, monitoringi na korytarzach i wokół szkoły. No cóż taki mamy teraz świat. Myślę, że tylko z uczniami i ich nauką jest tak jak zawsze. Jedni lubią chodzić do szkoły i się uczyć, inni mniej, albo nawet wcale.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz