We wczesny sobotni poranek, a właściwie noc, bo było przed piątą, zbudziłam się i poszłam do łazienki. Jak zawsze , spojrzałam przez okno na mój ogród. Widać tylko fragment, bo zasłania dach nad wysuniętą częścią budynku.
W ogrodzie zobaczyłam spacerującego gościa. Coś zbierał z trawy. Może ślimaki. Ucieszyłam się, bo żuraw w moim ogrodzie to święto. Okazało się, że za płotem chodziły dwa dorosłe, rodzice tego co wszedł do ogrodu.
W ruch poszedł aparat i bieganie od okna do okna, żeby uwiecznić i nie przestraszyć. Obserwowałam ponad godzinę. Rodzice krzyczeli, młody piszczał. Miałam wrażenie, że nie wiedział jak, a może nie chciał wyjść.
O szóstej poszłam otworzyć furtkę i wtedy całą rodziną się oddalili. Mieszkają na pobliskim bagnisku.
Niestety zdjęcia nie są najlepsze, robione przez okno.
Elu, doskonale Cię rozumiem i wiem, jaką radość i emocje sprawią tacy interesujący goście. Też bym biegła od okna do okna i bez opamiętania robiła zdjęcia.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)