piątek, 25 lipca 2025

Połowa lata

            Lipiec lada dzień się kończy, co dla mnie oznacza, że połowa lata minęła. Jeszcze miesiąc wakacji i znowu wrzesień wezwie do szkół. Kiedy byłam uczennicą, to w sierpniu już mi się dłużyło i tęskniłam za szkołą. Może dlatego, że wakacje spędzałam w domu. Teraz rozpisuje się, że ileś tam dzieci nigdzie nie wyjeżdża. Kiedyś to było jakby normalne. Mama mówiła, w domu masz lepiej, niż by cię wywieźli na kolonie do miasta. A prawda była pewnie taka, że nie chciała nas poszczać samych, no i finanse. Przeżyliśmy. Ganialiśmy po polach i łąkach z dziećmi sąsiadów, chowaliśmy się w snopkach dziadkowego zboża, bawiliśmy w podchody. Jak byłam już większa to pomagałam mamie w ogrodzie, haftowałam poduszki, czytałam książki. Nawet z koleżankami się nie spotykałam, bo na to trzeba było mieć zgodę / mamy/. W wakacjach pomiędzy szóstą i siódmą klasą byłam chyba na tydzień u dziadków / rodziców ojca/ i raz w połowie ogólniaka razem z mamą i bratem u siostry mamy. O zmianie klimatu, zmianie codzienności się nie mówiło. Nic dziwnego, że chciałam już pójść do szkoły. Urlop na wyjazdach zaczęłam spędzać dopiero, kiedy moja córka miała trzynaście lat. Wtedy był biwak nad jeziorem, wycieczki i prywatne wyjazdy, zwłaszcza w góry. Niestety to bardzo nie podobało się mojej mamie, bo skoro chciałam zmiany , to mogłam przyjść do niej popracować w ogródku , w domu. To byłaby praca fizyczna, odmiana od umysłowej. Teraz są babcie, pół i kolonie, obozy, chociażby ze względu na to, że rodzice pracują. Są też wspólne wyjazdy z rodzicami, gdy ci mają urlopy.
             A jak teraz ja spędzam wolny czas? Tak, jak radziła mi mama. Najczęściej w ogrodzie, pracując, a czasu wolnego mam dużo. Niestety trochę mniej sił i zapału. Trochę pracuję, a trochę odpoczywam, obserwuję to co stworzyłam, zmiany jakie następują i cieszę się, bo przyjdzie znowu jesień, szarugi i piękno zniknie. 
             Dzisiaj w radosnym zapale / najpierw trochę pieliłam/ znowu robiłam zdjęcia. Z chwilą, kiedy zakwitły jeżówki i budleje jest zatrzęsienie motyli. Zwłaszcza piękne rusałki pawik i rusałki admirał. Dzisiaj był paź królowej, co rzadko się zdarza. Niestety są tak ruchliwe, że trudno zrobić im zdjęcie. Jest też dużo pszczół i chyba jeszcze więcej bąków. Zwłaszcza na lawendzie. W stawku pluskają żabki, wśród drzew śpiewają ptaki. Najbardziej lubię kosa. No i czasem zakrzyczą żurawie, zaklekoce bocian. Niby miasto, ale blisko natury.
              Niestety, znowu nie wiem co wybrać, więc wybieram wszystkie.







































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz