Dzisiaj poniedziałek
wielkanocny, drugie święto, a ja nadal leżę. Jest lepiej, bo nie mam już takiej
wysokiej temperatury. Jest też trochę mniejszy kaszel, ale jestem słaba. Jak
wstanę, to wychodzą na mnie siódme poty. Z drugiej strony, może to jakieś
dobrodziejstwo i tak miało być. Bez szału przygotowań na święta, bez
świętowania w dużym gronie. Chwila na zatrzymanie, przemyślenie. Przez okno
obserwuję mój wiosenny ogród. Kwitnie w nim to i owo i jest pięknie. Przecież
nie zawsze i nie wszyscy muszą być zdrowi, bo nie są. A u mnie to tylko
zapalenie oskrzeli. Przecież mogło być gorzej. Dzięki Bogu, że nie jest. Martwi
mnie tylko, że córka jest też chora, a nie ma tyle szczęścia co ja, aby sobie
poleżeć. Na nią czekają obowiązki gospodyni, żony, mamy. Wnusia też nie jest w
100% w porządku. Oby wyzdrowiały jak najprędzej.
Oczywiście bez gości u nas się
jednak nie odbyło. Wczoraj był M., a dzisiaj obaj chłopacy z synami. Były
męskie święta, bo ja leżałam. Niestety.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz