Jedyna korzyść z chorowania to
leżenie i dużo czasu wolnego. Nie miałam sił, aby go jakoś
zagospodarować. Dopiero ostatnie dni są lepsze, więc czytam. Tym razem
"Pieczeń dla Amfy". Salcia Hałas, nie wiem czy to prawdziwe nazwisko
i imię autorki, czy pseudonim, bo trochę dziwne, opisała fragment życia dziesięciopiętrowego
bloku , długiego na 860 metrów, znajdującego się na Przymorzu w Gdańsku.
Mieszka tam prawie małe miasteczko, bo około 6000 mieszkańców. Różnych
mieszkańców. Główne bohaterki, Maria
Mania i Elwirka, spotykają się podczas spacerów z psami, palą skręty w okolicy bloku i zwierzają się ze
swoich doświadczeń życiowych. Obie uwikłane w skomplikowane związki,
bez poczucia bezpieczeństwa, borykające się z
problemami finansowymi, marzące o prawdziwej miłości, stabilizacji i
szczęściu.
Pieczeń dla Amfy nie jest łatwa w odbiorze. Porusza bieżące problemy społeczne, ale też wraca do historii, do traumy bohaterki z dzieciństwa, mówi o trudzie przystosowania się do twardych realiów
życia. Chwilami wydaje się śmieszna, ale tak naprawdę jest bardzo smutna, gorzka, wręcz brutalna. Tą gorzką prawdę podsyca specyficzny styl, którym jest napisana. Prosty, surowy , pełen wulgaryzmów, język zaciągnięty z popkultury środowisk zamieszkujących falowiec.
Początkowo książka mnie nudziła, potem jednak wciągnęła.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz