Codziennie jestem u lekarza. W
poniedziałek, Pani osłuchała i powiedziała, że to infekcja wirusowa, więc
przeciwgorączkowe, ssać na gardło, przeciw wykrztuśnie i do środy będę jak
nowa. Wczoraj miałam wizytę w sprawie wyników na boleriozę. Według tej Pani to
mam ją na pewno. Badania niestandardowe, robione w Niemczech to potwierdzają.
Te, które respektuje NFZ są ujemne, więc nie mam. Nie wiem zatem czy mam, czy
nie mam. Ale to sprawa na później. Ponieważ czułam się gorzej niż w poniedziałek.
Temperatura sięga już do 39,4, Pani osłuchała mnie ponownie i stwierdziła, że
na gardle jest nalot bakteryjny a w oskrzelach szmery. Mam zapalenie oskrzeli i
antybiotyk. Gardło boli jednak coraz bardziej. Czuję takie pieczenie jak w
styczniu. Jutro więc idę do mojego laryngologa, bo może to znowu ten refluks.
Za cztery dni święta i sama to
wymyśliłam, że w drugie obchodzimy, przypadające na wtorek po wielkanocny,
imieniny Jurka. Zaprosiliśmy dzieci , Rysiów i Henia. Nie czuję się na siłach i
śmiem powątpiewać, czy będę w stanie przygotować imprezę. Przecież najpóźniej w
piątek powinnam porobić wszystkie zakupy, aby całą sobotę stać w kuchni. Piec,
gotować, smażyć. W moim stanie to
niemożliwe. Nawet jak minie temperatura, nadal biorę antybiotyk i jestem
strasznie osłabiona. Ja mówię odwołać imprezę, a Jurek,” tak, to się odwoła w
sobotę, a jak przyjadą Rysie to pójdziemy do knajpy, nie
będziesz musiała nic robić” A co to znaczy nic robić. Rysie nie przyjadą tylko na
jeden obiad w knajpie. A w domu będzie rozgardiasz. Ja pragnę ciszy i spokoju,
bo tego potrzebuje chory człowiek. Facet, a jak dziecko. Mamusia coś obiecała i
teraz musi. Bo już się nastawili na picie i ucztowanie. Egoizm.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz