W sobotę i niedzielę było miło. Ładne kwiaty, taras, ogród, ale dzisiaj wrócę do piątku. Kolejny upalny dzień. W ogrodzie nie dało się nic robić. W domu też gorąco. Postanowiłam więc wykorzystać czas i załatwić pewne sprawy urzędowe. Dojazd autem nieco chłodzonym, a w urzędzie jakoś się da. I dało się w starostwie. Miły młody człowiek zaraz przy wejściu poinformował, taki druk proszę wypełnić, do skrzynki, odpowiedź w ciągu 7-10 dni. Dziesięć minut i załatwione. Kolejnym miejscem był urząd skarbowy. I tutaj zaczęły się schody. Na poczatku dodam, że przez prawie całe życie pracowałam w urzędach, załatwiałam różne swoje sprawy w urzędach i na narzekania innych brałam urzędy w obronę, bo nigdy i nigdzie nie spotkałam się z czymś takim. Rozumiem, pandemia, ale pracujemy, są procedury i to co zaoferował ten urząd jest wprost niewyobrażalne. Zaczęło się normalnie. Starszy pan w mundurze polecił wziąć wniosek, ale nie wypisywać. Trzeba podejść do okienka nr 6. Akurat była to informacja. Też młody człowiek udzielił pewnych wskazówek , a raczej uzupełnień do wniosku / co mogło być na druku zapisane, bo chodziło o załączenie aktu notarialnego, którego dotyczyła sprawa/ poinformował, że może mnie umówić z urzędnikiem za półtora godziny najwcześniej. Ale po co, skoro wypiszę wniosek, wszystko wiem, zostawię go i czekam na odpowiedź. Nie, trzeba spotkać się z urzędnikiem. Więc jak trzeba, to trzeba. Umówiłam się na za owe 1,5 godziny. Do domu nie zdążę, do sklepów nie mam ochoty, zresztą urząd trochę na zadupiu, a w pobliskiej Żabce miałam dokonać opłaty na rzecz skarbówki za wydanie zaświadczenia, więc jakoś minie. Po powrocie ze sklepu weszłam do budynku urzędu. W korytarzu stały w przeciwległych końcach długiego korytarza pojedyńcze krzesła, więc chciałam przysiąść i czekać. Niestety pan w mundurze powiedział, że to jest korytarz, a poczekalnia jest na zewnątrz. Zapytałam gdzie, pokazał mi że za drzwiami i wyprosił z urzędu. A tam, czyli za drzwiami coś co miało być niby poczekalnią to przejście, wiatrołap 1,5 na 1,5 metra z dwoma krzesłami. Siedziała już jakaś pani, więc dystansu covidowego nijak nie można zachować. Wyszłam więc na słońce. Na zewnątrz nie było żadnej ławeczki, krzesła czy czegokolwiek, aby przysiąść. Miałam jednak nadzieję, że podpierając ścianę jakoś przetrwam tą godzinę. W końcu mam tylko 68 lat. Podpieraczy, młodzi mężczyźni, było już więcej. Po jakimś czasie zaczęłam odczuwać silną potrzebę skorzystania z toalety. Wracam więc do środka, a tam znowu pan w mundurze -" proszę wyjść, nie ma toalety dla petentów" i najzwyczajniej w świecie mnie wyprosił. Czy petenci mają obsikiwać budynek urzędu? Facet może jeszcze to jakoś załatwiłby, ale co jeśli to nie tylko o sikanie chodzi? No cóż, w urzędzie przecież takich takich spraw się nie załatwia. A co z Rozporzadzeniem Ministra w sprawie warunków technicznych , jakim powinny odpowiadać budynki użyteczności publicznej, a urzędy takimi są? Czy toaleta i wymagane warunki są tylko dla kontrolerów sanepidu, bo nie sądzę, aby urząd pozwolił sobie na nie stosowanie się do przepisów prawa. A teraz co? Covid, to trzeba częściej sprzątać, aby zachować warunki sanitarne, to lepiej nie wpuścić? Mnie nie wpuszczono. Musiałam szukać w okolicy zakładu, instytucji gdzie mogłam to załatwić. Na moje szczęście znalazłam, bo inaczej gdzie, w krzaki w XXI wieku. Kiedy się doczekałam swojej godziny audiencji z urzędnikiem, pani odebrała wniosek, skserowała załączony dokument i kazała czekać na informację o gotowości do odbioru w ciągu siedmiu dni. Po co więc czekałam, mogłam zostawić wniosek i tak samo czekać. Pytam jakie są procedury w tym urzędzie, kto je opracowywał, czy pracownicy się do niech stosują, czy ten pan w mundurze siedział tam za karę, a może mu słońce zaszkodziło. Dla mnie wprost niewiarygodne, a jednak prawdziwe. Myślę też, że zdarzenie nie ma nic wspólnego z dniem tygodnia.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Co to za życie bywa w MŁODOŚCI!? Nie czujesz serca…wątroby…kości… Spisz jak zabity, pijesz gładko… I nawet głowa boli cię rzadko...
-
Trzy lata temu napisałam : Nigdy w dniu urodzin nie pisałam w ten sposób. Ostatnie, bo nie te sprzed ro...
-
Trudno jest funkcjonować z depresją. To stan w którym czasem się nie poznajemy. To stan niemo...
-
Szydełkowych robótek ciąg dalszy. Właśnie ukończyłam zimową firankę na łazienkowe okienko. Firanka ma metr długości. Według w...
-
Długie wieczory, sprzyjające robótkom ręcznym, tak właściwie dopiero się zaczęły, ja jednak już od jakiegoś czasu porzu...
-
Urodzin nigdy nie obchodzę, bo kto, nie licząc też mnie, miałby czas się tym zajmować dwa dni przed świętami. Owszem są życzen...
-
Twórczość Gabrieli Zapolskiej kojarzę głównie z " Moralnością Pani Dulskiej". Wiadomo, nie wiem czy jeszcze, ale w mo...
W obecnej chwili nie jestem zaskoczona sytuacją jaka Cię spotkała. Biurokracja, i opieszałość w załatwianiu spraw jest w naszym kraju normalnością.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam:)
Wszystko jakoś mogłabym przeżyć, ale to że człowieka w potrzebie wyrzucą za drzwi bo chce skorzystać z krzesła, które po to chyba tam stoją lub z toalety, to nie potrafię zrozumieć.
OdpowiedzUsuń