Codzienność. Jakże różna dla każdego. Czasem radosna, dająca kopa do działania, czasem przygniatająca. Jakże inna dzisiaj niż kiedyś. Nasze mamy, babcie miały ją zupełnie inną. Miały ciężkie życie. Nie pracowały zawodowo, ale dzień nie dawał odpoczynku. Sprzątanie z miotłą i ścierką, woda wyciągana ze studni i grzana w kotle na kuchni, palenie w piecu, noszenie drwa i rozpalanie ognia aby upitrasić obiad. Zakupy najlepiej codziennie, bo przecież lodówka była jedynie zimą, za oknem. Pranie na tarze i gotowanie bielizny, bo środki do prania wątpliwe. Szyły, dziergały, przerabiały ubrania. Nie miały telewizora, czasem było radio, książka z biblioteki jeśli taka była w pobliżu. Uprawianie ogródka, robienie zapraw na zimę, hodowanie kur, kaczek itp. Były prawie samowystarczalne. Zimą, kiedy dzień był krótki i prędko nastawała ciemność chodziły spać. Mogły wypocząć do pracy następnego dnia. Czy wypoczęły? Rodziny były liczne, może też dzięki temu. Starsze dzieci pomagały przy młodszych. Czasem wręcz im matkowały. Czy tamte kobiety były zadowolone ze swojego życia? Czy były świadome, że może ono być inne? Ale czy lepsze? My mamy odkurzacze, pralki, suszarki, lodówka, miksery i przeróżne urzadzenia, które mają nam pomóc w codziennej pracy. Czy napewno pomagają. Najpierw, aby nabyć to wszystko i nie odstawać od innych pracujemy, czasem ponad normę, a w domu też wszystko musimy zrobić. Ups. Mamy urządzenia, ale te też trzeba obsłużyć. Telewizor, komputer wielki złodziej czasu, z którym trudno czasem walczyć. Kto lubi czyta do późnej nocy, wykonuje ręczne robótki, bo ma takie hobby i pomimo braku czasu nie chce z niego zrezygnować. Przy dzieciach nie pomogą starsze dzieci, bo ich nie ma. Te które są, są w podobnym dziecięcym wieku. No może babcia pomoże, jeśli już nie pracuje. Zakupy po pracy, wszyscy w tym samym czasie, więc kolejki do kasy, brak miejsca na parkingu, a jeszcze odebrać dzieci z przedszkola, ze szkoły, obiad, sprzątanie, prasowanie itd, itp kierat. Czy teraz mając przeróżne tzw. udogodnienia mamy lepiej? Ja coraz częściej śmiem w to wątpić. Emancypacja, a jakże, zmaterializowany świat, pogoń za wszystkim, stresy, samotność w tłumie. Czy kiedyś będziemy miały czas na zatrzymanie, przemyślenie wszystkiego. Czy nastąpi to dopiero w momencie, kiedy nasz osobisty zegar się zatrzyma.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Co to za życie bywa w MŁODOŚCI!? Nie czujesz serca…wątroby…kości… Spisz jak zabity, pijesz gładko… I nawet głowa boli cię rzadko...
-
Trzy lata temu napisałam : Nigdy w dniu urodzin nie pisałam w ten sposób. Ostatnie, bo nie te sprzed ro...
-
Szydełkowych robótek ciąg dalszy. Właśnie ukończyłam zimową firankę na łazienkowe okienko. Firanka ma metr długości. Według w...
-
Resztki potraw schowane do lodówki, bo nie wyrzucam, zastawa umyta stoi w kredensie, teraz kawka z kawałkiem ciasta i...
-
Cicha noc, święta noc, Narodził się Jezus w Betlejem, a my, jak co roku wciąż nowe mamy nadzieje. Że zdrowi, że wszyscy, że zgoda i pokój, ...
-
Pomimo przedświątecznego nawału, tu i ówdzie, prac przygotowawczych, wczorajsze i dzisiejsze przedpołudnie spędziłam na bombk...
-
W moich wpisach dosyć często pojawiają się tematy jak postępować w życiu, co robić, aby być szczęśliwym, jak być asertywnym. Tak, ja ...
Jak nie da się zmienić, trzeba zaakceptować i wybrać co się da dla siebie. To se ne wrati!
OdpowiedzUsuńMasz rację, bez akceptacji tego co los daje, czasem można zwariować, a zawsze jest coś co może cieszyć. Zresztą skąd się biorą depresje. Myślę że w dużej mierze z braku akceptacji. Jest taka mądra myśl 'Boże, daj mi cierpliwość, bym pogodził się z tym, czego zmienić nie jestem w stanie. Daj mi siłę, bym zmieniał to co zmienić mogę. I daj mi mądrość, bym odróżnił jedno od drugiego.
OdpowiedzUsuńMarek Aureliusz