Są tematy, których nie dotykamy, o których nie mówimy. Jednym z nich jest śmierć. Wszak to grecki filozof żyjący 300 lat pne powiedział :
" Dopóki żyjemy, nie ma śmierci, gdy jest śmierć, nie ma już nas".
Spotykamy się z nią jako obserwatorzy, jakby z zewnatrz. Nikt nie potrafi nam powiedzieć co i jak się dzieje w chwili gdy umieramy, bo jak umrzemy to już nas nie ma. Nie rozmawiamy o niej, ale czasem myślimy. Wiemy, że to nas prędzej czy później czeka, ale wolimy się w temat nie zagłębiać. Pewnie w myśl zasady " jakoś to będzie, nie będę pierwszym, pierwszą". Nasze myśli zmierzają w tą stronę intensywniej, gdy wiek się ku temu zbliża, gdy jesteśmy chorzy, my lub ktoś bliski.
Mama wkroczyła w 89 rok życia i okazało się, że jest śmiertelnie chora. Odmówiła pójścia do szpitala, bo boi się powrotu w covidowym worku, a jak twierdzi w jej wieku już ma słabe szanse. Czeka więc na nieuniknione. Mówiła ostatnio, że marznie w nogi i ręce, z czym nigdy nie miała problemu. Powiedziała wtedy " może ja zaczynam umierać od nóg". Wszyscy wiemy, że to kiedyś musi nastąpić. Ona wie, że może wkrótce. Nie uświadamiał jej tego tak dobitnie wiek, jak teraz choroba. Temat podsumowała " ciekawe jak to będzie". Dopowiem, moment śmierci, co się będzie z nia działo. Niestety, nikt jej tego nie powie. Potem pomyślałam, że mogłam zapytać, czy myśli, że spotka TAM bliskich, którzy odeszli wcześniej, rodziców, siostry, znajomych. Nie zapytałam, bo bałam się tego tematu, że może sprawię jej przykrość, że jakbym już zaakceptowała jej śmierć.
Przy okazji zadałam to pytanie sobie i zaskoczyłam się odpowiedzią, bo pomyślałam, że chyba nie. Już tyle lat żyję bez nich, przyzwyczaiłam się, a może z niektórymi byłam zbyt mało zżyta, więc po co wracać do siebie. Poza tym, czy oni tam rzeczywiście będą?
Elu, to bardzo trudny temat, ja mam 75 lat i ledwo go dotykam. Twoja mama cudowna, to "ciekawe jak to będzie" to dla mnie szczyt miłości i ufności. Raczej nie wierzę, że tam będą na mnie czekać bliscy a jeśli tak to nie w cielesnej postaci.
OdpowiedzUsuńMoże to kwestia pogodzenia z tym, co ma być.
OdpowiedzUsuńByłam przy śmierci obojga rodziców, w tej ostatniej chwili wołali mamę, choć bezprzytomni, więc może rzeczywiście widzą tam swoich bliskich, którzy wyszli im na spotkanie.
Ja byłam przy śmierci ojca. Przez trzy tygodnie leżał nieprzytomny po udarze w szpitalu. Był ostatni spokojny wydech, już bez wdechu i koniec. Mówi się że narodziny to cud, a śmierć to tajemnica. Cieszę się, że temat nie pozostał bez odzewu.
OdpowiedzUsuń