wtorek, 12 marca 2024

Czy musi być trawnik?


        To był zgrzyt w sprawie naszego ogrodu. 1600 metrów i łąka. Byle jaka łąka. Walczyłam, robiłam, już nawet kosiłam to co pozostało i nawet się podobało. Dopóki nie trzeba było kosić, bo całość zrobiłoby się traktorkiem, a przez wyspy roślin musiała być kosiarka. Teraz sama zdecyduję jak zagospodarować moją działeczkę. Mało jest chyba ogrodów całkowicie pozbawionych trawnika, ale w moim ograniczę do minimum.
          Trawnik ma wiele zalet, ale ma również wady i ograniczenia. Zielony dywan aby był ładny, wymaga sporo pielęgnacji, która zajmuje czas i generuje koszty. Regularne koszenie, nawożenie i nawadnianie w okresach suszy, aeracja, wertykulacja, dosiewka czy wałowanie. Poza tym trawnik nie udaje się w cieniu, na suchych, ubogich, piaszczystych czy kamienistych glebach, w miejscach podmokłych, ani na nierównym terenie. Co zatem zamiast trawnika? Jakimś rozwiązaniem fragmentu może być betonowa ścieżka, żwir, czy kamienny skalniak. Wszystko to akceptuję, ale głównie chcę postawić na rośliny, a rośliny okrywowe zamiast trawnika to według mnie idealne rozwiązanie. Nie zrobię tego na całej działce od razu, bo zbyt kosztowne, ale małymi kroczkami, myślę, że się uda. Na razie szukam roślin, którymi powinnam się zainteresować.
           Wiem, że pod względem odporności na deptanie trawnik jest nie do pobicia, więc trochę go też pozostawię, ale co powinnam szukać w zamian.
             Rośliny okrywowe, zadarniające ograniczają wysychanie i erozję gleby, zwiększają retencję wody w podłożu, nawilżają, natleniają i oczyszczają powietrze. Oferują ogromną różnorodność form wzrostu, rodzajów ulistnienia, kolorystyki kwiatów itd., co przekłada się na niemal nieograniczone możliwości aranżacyjne. W zależności od gatunku są odpowiednie na każde stanowisko,  słoneczne, cieniste, suche, wilgotne, z zasobną lub ubogą glebą i co ważne dla mnie, bo nie będę tam przecież codziennie i wiek też robi swoje, potrzebują znacznie mniej pielęgnacji niż trawnik, więc zaoszczędzą mi mnóstwo czasu, wysiłku, wody oraz kosztów. Będą miejscem schronienia dla owadów zapylających i innych drobnych zwierzątek. Rośliny okrywowe dają też ciekawszy efekt niż trawnik, bo nieustannie się zmieniają, kwitną, owocują, przebarwiają się. Te które tracą liście na zimę, same zaopatrują się w nawóz, a mnie zaoszczędzają grabienia. Trawiaste zostawię tylko ścieżki, a są rośliny okrywowe, którym okazjonalny spacer nie zaszkodzi. Niektóre z tych roślin miałam w dotychczasowym ogrodzie, więc wiem na co mogę liczyć. Jedne porastały całe połacie, inne posadzone wzdłuż rabatek rozrastały się tworząc coraz szersze pasy. Może więc nie będę musiała nawet wydawać pieniędzy, bo wezmę odnóżki i rozmnożę je sama. Wiem, zanim będą widoczne upłynie trochę czasu, ale nie od razu Kraków zbudowali. Mam nadzieję, że efektu się doczekam. Niektóre , które były w ogrodzie i są polecane wcale mnie nie zachęcają. Przykładem jest karmnik ościsty, bylina tworząca zimozielone poduszeczki przypominające mech. Ładnie wygląda, a dodatkowo w VI-VIII zakwita dziesiątkami białych kwiatków Odpowiedni zarówno do słońca i półcienia. Ładnie wygląda, ale makabryczne było wyciąganie z zielonej kępki  wyrastających chwastów. 
        Prosta, bo właściwie sama się uprawia jest  stokrotka pospolita, niziutka zimozielona roślina, pięknie kwitnąca i nawet jeśli by się chciało ją zniszczyć, to ona nie pozwala. Trudna do wytępienia, chyba że chemią. Można po niej chodzić ile się chce.
        Na słabe gleby i słoneczne miejsca dobra jest macierzanka, Płożące, 10 centymetrowe krzewinki o drobniutkich i wiecznie zielonych listkach od VI do VIII zabarwiają się na różowo i fioletowo. Ich kwiaty wabią motyle i pszczoły. Miałam je posadzone w szczelinach pomiędzy  płytami chodnikowymi. Ponoć można, ale ja nigdy ich nie deptałam. Może najwyżej weszła na nie dziecięca nóżka wnuczek, kiedy nie udało się przeskoczyć.


          Mocno się rozrasta podziemnymi rozłogami tojeść rozesłana. Piszą, że to  wiecznie zielona bylina do cienia i półcienia. Płoży się tuż przy ziemi, ma do 5 cm wysokości, ale błyskawicznie rozrasta się na boki. Jest nie do zdarcia, znosi nawet deptanie. Kwitnie na żółto w VI-VII. Z wszystkim się zgadzam, z wyjątkiem wiecznie zielona. U mnie nadziemna część zawsze była brzydka i ją obcinałam, a spod ziemi wyrastały nowe listki. Dostałam jej garść , byle jak wyrwaną, od bratowej i w niedługim czasie się wręcz rozpanoszyła. Dobra w jakieś kąty do których nie chce się wracać. Dodatkowo żółte kwiatki rozjaśnią półcień np. pod drzewami. Na zdjęciu świeże zielone listki, jeszcze przed kwitnięciem.


       Bluszczyk kurdybanek to właściwie chwast. Kiedyś z nim walczyłam, ale innym razem pisałam, że i chwast może być ozdobny. Tworzy  darń nawet w niesprzyjających miejscach, do tego od IV do VII ma  miododajne kwiaty. Jego liście to przyprawa do zup, chociaż nigdy nie próbowałam. Nie będę czyniła o niego starań, ale jak się pojawi to mu pozwolę zostać. No, może przesadzę w inne, mnie odpowiadające miejsce.
            Tak jak wspomniałam, nie będę tam codziennie, więc kto podleje w czasie dużej suszy. Warto więc się rozejrzeć za jałowcami. W poprzednim ogrodzie miałam ich sporo. Na skarpie, teraz takiej nie mam, ale na płaskim też będą dobrze wyglądały. Idealnie jako okrywowe sprawdziły się płożące. Zimozielone, przy wzroście 10-30 cm osiągają dziesięciokrotnie większą średnicę. Też trzeba o nie dbać, ale nie tak jak o trawę, a efekt jest nieporównywalnie większy. Na zdjęciu jeden z nich.


         Kolejna roślina sucholubna to rogownica kutnerowata. Ma  zimotrwałe srebrzyste liście, a w V - VI, kiedy kwitnie na biało, wydziela obłędny zapach. Lubi słońce. Z pewnością jej u mnie nie zabraknie. Przyzwyczaiłam się, że ładnie wygląda na skarpie. Będę musiała jej przygotować jakieś wzgórki, nawet wiem już jak i z czego. 

        Czyściec wełnisty rósł u mnie na obrzeżach rabat. Jest to bylina o całorocznych, srebrzystych, aksamitnie owłosionych liściach. Nie straszna mu susza, mróz, słabe gleby. W VI-VII kwitnie, osiągając 30-50 cm wysokości. Jest rajem dla pszczół. Uwijały się jeszcze na ostatnich kwiatkach, gdy obcinałam je po przekwitnięciu.


       Płomyki szydlaste też tworzą zimozielone gęste poduchy igiełkowatych listków o wysokości około 10 cm. , a w IV i V szczelnie pokrywają się różowymi, fioletowymi lub białymi kwiatkami. 

                                        



                W bardziej eksponowanych miejscach mogę posadzić róże okrywowe. Miałam  w przedogródku ‘Pink Fairy’ . Róże okrywowe to  najwytrzymalsza grupa róż. Skupia niskie odmiany bujnie rozrastające się wszerz. Wystarczy je wiosną przyciąć, a potem usuwać te przekwitające i mamy kwiaty praktycznie do jesieni.

       Są jeszcze żagwiny ogrodowe, smagliczki skalne, gęsiówki kaukaskie . Wszystkie one kwitną na wiosnę. Do smagliczek mam mniejszy sentyment, ze względu na żółte kwiaty. Nie wiem dlaczego, ale nie przepadam za tym kolorem w ogrodzie.
        Nie mam na działce zbyt dużo miejsc cienistych, ale w poprzednim ogrodzie też nie miałam, pomimo to miałam rośliny do takich miejsc.
         Bluszcz pospolity jest pnączem i rozrastał się na płocie, ale też sprawdził się jako roślina okrywowa. Stosunkowo szybko pokrył gęstą darnią niewygodne obszary. Preferuje wilgoć i próchnicze gleby, ale jest bardzo tolerancyjny.



        Jako roślina okrywowa może być też hortensja pnąca czy przywarka japońska,  pnącza o sezonowych liściach, odpowiednie na kwaśne gleby. Od VI rozwijają białe talerzowate kwiatostany. Przywarki nie miałam, a hortensję wolałabym jednak rosnącą w górę, opierającą się  może na jakimś starym drzewie, ale czy dobrze jej będzie na sośnie. Widziałam jak rosła na ogromnej starej akacji.
             Z niskich, ale rosnących na boki miałam  barwinki.  Zimozielone, płożące krzewinki o wysokości 15-20 cm. Kwitły w IV-VI na fioletowo, niebiesko lub biało. 
            Była też runianka japońska , krzewinka o skórzastych wiecznie zielonych liściach i wzroście 10-20 cm. Jej kwiaty są białe i dość niepozorne, za to nie wymaga nawożenia ani podlewania. Postaram się, aby oba znalazły u mnie miejsce, bo warto.
          Bujnie rozrasta się też zawilec gajowy. Owszem traci liście na zimę, ale na początku lata pięknie kwitnie. Z kilku sadzonek rozrósł mi się las.


         Czytałam, że do okrywowych zalicza się też bergenia sercolistna  bylina o wysokości i średnicy do ok. 60 cm. Jej duże mięsiste liście zimą przebarwiają się na czerwono, ale pozostają żywe do wiosny. W III-V rozwija baldachy różowych lub białych kwiatów. Jest odporna na suszę. Trochę bym z tym dyskutowała, bo dla mnie okrywowe oznacza też rozrost na boki, a bergenia nie jest taka wyrywna. Owszem ma duże liście, które przetrwają zimę i może dlatego, ale też mi się podoba. Miałam, to i dlaczego miałabym teraz nie mieć.


     Rośliną nie do zdarcia jest bodziszek korzeniasty. Tworzy gęste poduchy aromatycznych liści. Ma 30-40 cm wysokości, w V-VIII kwitnie na różowo, fioletowo lub biało. 



      Dąbrówka rozłogowa, półzimozielona, płożąca bylina, kwitnąca w V-VIII na fioletowo, niebiesko, biało lub różowo, wabiąca pszczoły, może być też w odmianie o barwnych liściach, które  potrzebują więcej   cienia rozrasta się, zadarnia, ale czy jestem w niej zakochana? Chyba nie więc jeszcze nie wiem czy ją zaproszę.
          Poziomka jest wszystkim znana ze względu na owoce. Ja posadziłam ją też na skarpie, aby wyeliminować trawę w trudnym do koszenia miejscu. Czyli dwa w jednym. Sprawdziło się. Teraz takich miejsc trudnych nie mam, ale ze względu na owoce warto ja posadzić. Wnusie będą miały radochę.
           Półcień  to dość umowne  pojęcie. Ja nie mając go w nowo zakładanym ogrodzie sadziłam przeznaczone mu rośliny w pełnym słońcu i jakoś się udawało. Były to żurawki, byle nie te o bardzo jasnych, cytrynowych liściach, bo te spaliło słońce. 
         Przywrotnik ,  samowystarczalna zimozielona bylina. Tworzy poduchy okrągłych, klapowanych liści, a w VI-VI zakwita mgiełką drobnych żółto zielonych kwiatów. Jeśli je obetniemy po przekwitnięciu, jesienią zakwita ponownie. Już nie tak bogato ale jednak. Ja obcinałam zarówno kwiaty jak i liście. Kilka egzemplarzy już zdążyłam posadzić jesienią.
      Irga to był krzew zastany na skarpie. Posadził go sąsiad, który skarpę utworzył podwyższając swoją działkę. Roślina, kiedy tam trafiliśmy, była zarośnięta trawą. Odgruzowałam ją i rozrosła się w ciągu kilki lat chyba kilkunastokrotnie. Nie wiem jaka to odmiana, ale jest super.  Wiecznie zielona o pokładających się pędach. Wiosną " brzęcząca" od pszczół na swoich białych kwiatkach, a  późnym latem i jesienią ustrojona  w czerwone koraliki owoców, które utrzymają się całą jesień i zimę. Jeśli zdecyduję się ją mieć, to zdaję sobie sprawę, że będę ją musiała mocno przycinać, ale może warto?



          Są jeszcze rozchodniki  i rojniki, zimozielone sukulenty o żelaznej wytrzymałości na suszę, mróz, najgorsze podłoża i totalny brak pielęgnacji. Nie wiem jak daleko tolerują sporadyczne deptanie, ale nie wszędzie muszę chodzić. Ważne, że się rozrastają i są raczej samowystarczalne i na słońce. Zapewne pomyślę o odpowiednim skalniaku  z tymi kwiatami.
              Jest zapewne jeszcze dużo roślin o podobnym przeznaczeniu. Napisałam o tych, które znam, które miałam i które postaram się mieć. Ile uda mi się pozyskać i posadzić w najbliższym sezonie?
         Ech, rozpisałam się, bo żeby już można zacząć. Do takich efektów jak miałam, będę musiała poczekać. W końcu mój były ogród ma już osiem lat, ale ważna jest też radość tworzenia. 

4 komentarze:

  1. Eluniu, łza mi się zakręciła w oku, jak przeczytałam Twojego posta, bo piszesz o roślinkach, które miałam na swojej działce...niestety, musiałam ją sprzedać, więc zostały mi tylko zdjęcia. Smutek niesamowity, bo włożyłam w nią mnóstwo pracy, była to kompletna ruina i dziki busz, w ciągu jednego sezonu wyprowadziłam ją na prostą i stała się naprawdę magicznym zakątkiem. Podobnie jak Ty musiałam się uporać z dylematami na temat podlewania, chwastów, koszenia, ślimaków itd. ale mimo wszystko kochałam mój ogródek. Kiedy przychodziłam tam rano i siadałam z kawą na tarasie, na trawie lśniła rosa, słońce świeciło przez gałęzie sosny a paki śpiewały i uwijały wokoło, to był mój mały raj. Cieszę się, kiedy czytam jak ktoś pisze o swoim ogrodzie z miłością, bo wiem jakie to wspaniałe uczucie. Mam satysfakcję bo na mojej działce często gościłyśmy koleżankę mojej córki z Warszawy, która połknęła działkowego bakcyla i też kupiła sobie ogródek a do tego dzięki niesamowitemu zbiegowi okoliczności jej mamie udało się kupić działkę obok niej i teraz gospodarzą na swoim, co w Warszawie graniczy z cudem. Ja mam satysfakcję, kiedy dostaję od nich zdjęcia kwiatów, owoców i działkowych kotów. Serdecznie pozdrawiam, życzę Ci pięknej wiosny w ogrodzie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Oj,bluszcz,bluszczyk kurdybanek i winobluszcz-bardzo inwazyjne i nie do okiełznania...Ja już się poddałam;)Ewa

    OdpowiedzUsuń
  3. Elu!
    Jestem niemal pewna, że nie będziesz miała trudności z zagospodarowaniem swojej działeczki. Twój dawny ogród był przepiękny. Stworzyłaś tam prawdziwy ogród botaniczny i być może dlatego gościłaś u siebie ekipę telewizyjna.. Miałaś wiele rarytasików, które przyciągały uwagę. Należy wspomnieć o tych wszystkich krzewach owocowych, m.in. niezliczonej ilości malin.
    Serdecznie pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń
  4. Ponieważ widziałam Twój ogród na ekranie TV, wiem, jakie bogactwo roślin się w nim znajduje. Moimi ulubionymi zadarniającymi są floks szydlasty i żagwin.
    Pozdrawiam.:))

    OdpowiedzUsuń