niedziela, 6 grudnia 2020

Mikołaj

              Czas biegnie nieubłaganie. Dzisiaj już druga niedziela adwentu. Za trzy tygodnie będzie już po świętach i będziemy stali na progu nowego roku. Co nam przyniesie. Czy zakończy się to co zaczęło się w tym, covid? My starsi, coraz starsi, czy zdołamy zrealizować jeszcze to co się nam marzy? Dzieci rosną, czekają, chociażby na dzisiejsze pełne, mniej lub bardziej skarpety. Przecież my też kiedyś tak czekaliśmy. Za moich czasów dziecięcych nie było skarpet. Czyściło się buty i stawiało na okno, a rano z biciem serca zagladało, czy był. Zawsze był, tylko że wówczas Mikołaj przynosił tylko słodycze i jaka to była radość. Czasem była też rózga, tak dla przestrogi. Pamiętam jak moja córka nie mogła zasnąć z przejęcia, bo buty już stały na oknie, a Mikołaj, czytaj mama zasnęła i rano w bucie było pusto. Jaki to był żal. Dziadek wrócił z kościoła chyba i tłumaczył, że widział Mikołaja, a ten się tłumaczył, że nie zdażył do wszystkich dotrzeć i będzie jeszcze w kolejną noc chodził. No i przyszedł o dzień później. Moja wnusia, też wczoraj pytała, kiedy przyjdzie, bo skarpety przygotowane. 


           Mama ją zapytała, a byłaś grzeczna? Ona szczerze odpowiedziała, że trochę tak, a trochę nie, ale w zeszłym roku też byłam trochę grzeczna, a trochę nie i jednak przyszedł. Więc za szczerość przyjdzie, a zresztą nie wyobrażam sobie, jak może być niegrzeczna taka pięcio i pół letnia dziewczynka. Rano zadzwoniła do babci, że był. Wczoraj pisała list do Mikołaja. Podyktowała mamie, a potem własnoręcznie przepisała. Nie zapomniała w nim o małej siostrze, ani o rodzicach.



            Grudzień, ze swoimi przygotowywaniami do świąt, to piękny czas, zwłaszcza jak są dzieci i chociaż wiele się zmienia w stosunku do czasu mojego dzieciństwa, jeśli się kultywuje tradycje to, to co najważniejsze, pozostaje wciąż żywe. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz