sobota, 1 września 2018

Lawendowe Pole czyli jak Joanna Posoch opuściła miasto na dobre


     
              Właśnie skończyłam czytać książkę Joanny Posoch " Lawendowe Pole czyli jak opuścić miasto na dobre". Autorka przedstawia w niej uroki życia na wsi, zachwyca się nim wręcz gloryfikuje. Wszystko co pisze to prawda, ale jest jeszcze " ale" . Uważam, że takie życie jest piękne jeśli jest się samotnym, najlepiej mającym sponsora lub sprawnym emerytem. Nie pisze nic o trudach,  zwłaszcza jeśli są dzieci. O trudach chodzenia, a może dojeżdżania  do szkoły, do przychodni zdrowia jeśli dziecko zachoruje. Skąd brać środki na  zaspokojenie potrzeb rodziny. Ze stawiania pieców, zielarstwa itp dochody z pewnością nie wystarczyłyby. Powie ktoś " coś za coś" ale ja powiem " łatwo powiedzieć, a życie swoje". Moje wątpliwości co do tego wcale nie negują sielskiego życia na wsi. Odkąd jestem na emeryturze żyję prawie jak na wsi. Uprawiam ogród, robię różne przetwory i to nie tylko z fasolki czy buraczków. Poznałam smak pokrzyw, mniszka, kwiaty czarnego bzu itd. Robię nalewki, dżemy, soki. Smakuję ozdobne kwiaty i cieszę się z picia kawy na tarasie, kiedy mogę obserwować przyrodę wokół.  Próbuję rękodzieła i to nie tylko dziergania, co robiłam już wcześniej. Jest decoupage, scrapbooking, patchworki, szedełko, papierowa wiklina i nie wiem już co jeszcze. Ale wszystko to potrzebuje czasu, siły i niestety pieniędzy. Podziwiam autorkę, że potrafiła tak się zawziąć, aby dokonać tak radykalnej zmiany w życiu. Myślę, że to jednak niewielu się udaje. 
              Książkę bardzo przyjemnie się czyta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz