Dlaczego wybieram mocne filmy. Komedie mnie nie bawią. Byliśmy na "Jeszcze nie koniec",
który przedstawia ciemną stronę życia rodzinnego, którego początkiem jest
rozwód, a dziecko staje się zakładnikiem narastającego konfliktu
pomiędzy rodzicami.
Na stronie http://www.filmweb.pl/review/Historia+przemocy-20459 w recenzji filmowej Piotr Czerkawski tak pisze o filmie :
Ciemna strona życia rodzinnego, którego początkiem jest
rozwód. Najmłodsze dziecko staje się zakładnikiem narastającego konfliktu
pomiędzy rodzicami. Przyparty do muru stara się zapobiec najgorszemu. Debiutujący
w pełnym metrażu Xavier Legrand nie miał przed sobą łatwego zadania i musiał
wytrzymać, rzadką w przypadku początkujących filmowców, presję. Wszystko
dlatego, że "Custody" stanowi rozwinięcie poprzedniego dzieła
reżysera – wielokrotnie nagradzanego, krótkometrażowego "Zanim stracimy
wszystko". Na szczęście młody twórca stanął na wysokości zadania i udowodnił,
że dysponuje nieprzeciętnym talentem. "Custody" okazuje się filmem
przewrotnym, a jednocześnie dojrzałym i pozbawionym zbędnego efekciarstwa.
Debiut Legranda zaczyna się od 20-minutowej sekwencji
w sądzie rodzinnym, przed jakim toczy się rozprawa o przyznanie opieki nad
dzieckiem rozwodzącej się pary. Po wysłuchaniu zeznań matki i ojca sędzina
stwierdza otwarcie, że nie wie, które z nich zasługuje na miano większego
kłamcy. Wydany przez kobietę wyrok stwierdzający, że mały Julien będzie dzielił
swój czas pomiędzy oboje rodziców, nie satysfakcjonuje żadnej ze stron.
Na pierwszy rzut oka tego rodzaju otwarcie powinno
zwiastować dramat obyczajowy w rodzaju "Rozstania" albo
"Niemiłości". Nic bardziej mylnego. Legrand, inaczej niż Farhadi i
Zwiagincew, nie dryfuje w stronę uniwersalnych metafor, lecz staje po stronie
kina społecznie zaangażowanego. Jednym z najważniejszych wątków
"Custody" okazuje się rozdźwięk pomiędzy wartościami przyświecającymi
prawnikom a nieprzystającą do nich rzeczywistością. Nie da się bowiem ukryć, że
istotną przyczyną rozgrywającej się na ekranie tragedii pozostaje mechaniczne
przywiązanie do idei małżeńskiej równości.
Na ważny aspekt debiutu Legranda wyrasta także kryzys
tradycyjnie rozumianej męskości. Antoine Besson wyraźnie nie potrafi pogodzić
się z faktem, że nie sprawdził się jako mąż i ojciec. Bodaj najbardziej boli
bohatera świadomość, że najbliżsi potrafią doskonale radzić sobie bez niego.
Starsza córka zdaje się w ogóle nie zauważać jego nieobecności, wspomniany
Julien nie mówi o tatusiu inaczej niż "ten człowiek", a była
partnerka szybko znalazła pocieszenie w ramionach innego mężczyzny.
Skompromitowany samiec reaguje na swą klęskę rozpaczą i histerią, która coraz
wyraźniej przeradza się w agresję. Antoine'owi nie daje do myślenia fakt, że w
pewnym momencie odwracają się od niego nawet – okazujący na początku pełne
wsparcie – rodzice. Żadnego znaczenia nie ma również to, że najbardziej
poszkodowany w całej sytuacji okazuje się, Bogu ducha winny, Julien. Dla Antoine’a
liczy się tylko to, że swoje problemy powinien rozwiązać "jak prawdziwy
mężczyzna".
Towarzyszące bohaterowi wahania nastroju wywierają
duży wpływ na tonację filmu. Początkowo rytm "Custody" jest spokojny,
z rzadka tylko przerywany nagłymi wybuchami złości. Im bliżej finału, tym
bardziej atmosfera jednak się zagęszcza, co skutkuje wytworzeniem się na
ekranie napięcia rodem z thrillera. Utrzymana w tym duchu sekwencja wieńcząca
film stanowi gorzko ironiczny rewers jego początku. Świat, który wydawał się
uporządkowany i chroniony przez majestat sądu, zamienia się w chaotyczne
uniwersum rządzone przez prawo silniejszego.
Finał robi wstrząsające wrażenie także dlatego, że
rozgrywa się w – pozornie bezpiecznej – przestrzeni rodzinnego domu. Decydując
się na taki manewr, Legrand doskonale wie, co robi. Zwodnicza swojskość czyni
czającą się w filmie grozę jeszcze bardziej intensywną i trudną do zniesienia.
Trzeba przyznać, że termin "domowe ognisko" dawno już nie wybrzmiał w
kinie w sposób równie dosłowny.
W ilu domach może rozgrywać się podobny dramat. Wstrząsający film.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz