Powiedziałabym, jaki urlop, przecież już nie pracuję, ale co, czy odmiana mi się nie należy, bo o to przecież chodzi. Taki miałam pierwszy raz w życiu. Pojechałam na działkę. Sama. Bez obowiązków, bez marudzenia, że czas wstać, że czas spać itd. Cisza i spokój. Tylko szum lasu, brzęczenie owadów pszczół, os i śpiew ptaków. No i roboty trochę, bo nie byłam tam przez całe lato. Tak się składało, że różne obowiązki nie pozwalały znaleźć na to czasu.
Teraz były aż cztery dni i noce, bez planu co mam zrobić. Po prostu robiłam, odpoczywałam robiąc i trochę leniuchowałam.
Robót dużo, bo wszystko pozarastane, ale zaczęłam od tego co najbliżej tarasu. Odętki wirginijskie wyrosły i zasłaniały widok na drugi plan. Przywiozłam też lawendy do posadzenia no i zrudziałe, naparstnice musiałam usunąć.
Tutaj już po przesadzeniu. Odętki z prawej, Anabelki na drugim planie pod płotem, a naparstnice na kompoście.
Kiedy zrobiło się zbyt gorąco to fotografowałam z pozycji horyzontalnej / jeszcze przed przesadzaniem roślin/,
bo porządkowanie zaczęłam od tego co w cieniu i gdzie było najmniej roboty. Mniej chwastów, bo właściwe roślinki już sobie radzą całkiem dobrze.
Było też co nieco i krzyżówka.
Noc minęła nie wiem jak i kiedy, a ja wstałam rześka , chętna i gotowa do pracy. Śniadanie na tarasie z obserwacją natury.
To było misterne dzieło pająka, a to na trawie, czy też? Czy to babie lato?
Na mokrej od rosy trawie było tego dużo. Kropelki rosy wisiały jak perełki na wszystkich roślinach.
Twój wpis pachnie spokojem i latem. Czuć, że ten czas w ogrodzie był prawdziwym wytchnieniem. Szum lasu, rosa na trawie i śpiew ptaków niemal można poczuć... Cudownie, że mogłaś tak odpocząć i pobyć tylko ze sobą.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie.