czwartek, 31 lipca 2025

Życie, chociaż bywasz trudne



             Och życie, czasem bywasz trudne, przytłaczasz, a jednak nie ma nic większej wagi jak Ty. Przekonujemy się o tym jak Ciebie zabraknie. My, a właściwie nasi bliscy.
           Wszyscy mówią, pochodzisz z długowiecznej rodziny. Tak, to chyba prawda. Większość z nich dożywała 90-tki, ale były przypadki, gdzie życie kończyło się około 50-tki. Mój tata 70, brat 66. Ze starszego pokolenia już nikt nie pozostał. Mama była ostatnia. Spośród mojego mam dwie starsze kuzynki i potem jestem już ja. Czas rysuje zmiany na twarzach, widoczne zwłaszcza po dłuższym nie widzeniu się. Niektórzy wręcz przeciwnie, trzymają się zupełnie dobrze. Czasem strzyka tu i ówdzie, już nie ta pamięć. Do posiłków dodatki o kształcie kuleczek lub innych. Łykamy, bo trzeba. Chcemy bronić się przed nieuniknionym. Mnie marzą się jeszcze góry i to nie, aby na nie popatrzyć, ale żeby po nich pochodzić. Nie po ekstremalnych szlakach, ale też nie tylko tam, gdzie z małymi dziećmi. Czy dałabym jeszcze radę? W ogrodzie odpuszczam, ale może to kwestia nasycenia, a nie braku sił. Chyba powinniśmy, póki możemy. 
            Moja kuzynka ze strony mamy jest o cztery miesiące młodsza. Jej córka pomagała opiekować się moją mamą. Na pogrzebie mamy i potem była radosna, gadała głupoty, żartowała. Dzisiaj przywożą ją ze szpitala do hospicjum. Nowotwór. Trudne zabiegi nie pozwalają na opiekę w domu. Ile jej zostało?
             W siatce kuzynek, kuzynów pojawia się coraz więcej dziur. Najpierw to byli ich mężowie, teraz dosięga to nas. Brat, teraz ona. Jeszcze żyje, ale diagnoza nie pozostawia żadnej nadziei. Może powinnam pojechać w te góry.

piątek, 25 lipca 2025

Połowa lata

            Lipiec lada dzień się kończy, co dla mnie oznacza, że połowa lata minęła. Jeszcze miesiąc wakacji i znowu wrzesień wezwie do szkół. Kiedy byłam uczennicą, to w sierpniu już mi się dłużyło i tęskniłam za szkołą. Może dlatego, że wakacje spędzałam w domu. Teraz rozpisuje się, że ileś tam dzieci nigdzie nie wyjeżdża. Kiedyś to było jakby normalne. Mama mówiła, w domu masz lepiej, niż by cię wywieźli na kolonie do miasta. A prawda była pewnie taka, że nie chciała nas poszczać samych, no i finanse. Przeżyliśmy. Ganialiśmy po polach i łąkach z dziećmi sąsiadów, chowaliśmy się w snopkach dziadkowego zboża, bawiliśmy w podchody. Jak byłam już większa to pomagałam mamie w ogrodzie, haftowałam poduszki, czytałam książki. Nawet z koleżankami się nie spotykałam, bo na to trzeba było mieć zgodę / mamy/. W wakacjach pomiędzy szóstą i siódmą klasą byłam chyba na tydzień u dziadków / rodziców ojca/ i raz w połowie ogólniaka razem z mamą i bratem u siostry mamy. O zmianie klimatu, zmianie codzienności się nie mówiło. Nic dziwnego, że chciałam już pójść do szkoły. Urlop na wyjazdach zaczęłam spędzać dopiero, kiedy moja córka miała trzynaście lat. Wtedy był biwak nad jeziorem, wycieczki i prywatne wyjazdy, zwłaszcza w góry. Niestety to bardzo nie podobało się mojej mamie, bo skoro chciałam zmiany , to mogłam przyjść do niej popracować w ogródku , w domu. To byłaby praca fizyczna, odmiana od umysłowej. Teraz są babcie, pół i kolonie, obozy, chociażby ze względu na to, że rodzice pracują. Są też wspólne wyjazdy z rodzicami, gdy ci mają urlopy.
             A jak teraz ja spędzam wolny czas? Tak, jak radziła mi mama. Najczęściej w ogrodzie, pracując, a czasu wolnego mam dużo. Niestety trochę mniej sił i zapału. Trochę pracuję, a trochę odpoczywam, obserwuję to co stworzyłam, zmiany jakie następują i cieszę się, bo przyjdzie znowu jesień, szarugi i piękno zniknie. 
             Dzisiaj w radosnym zapale / najpierw trochę pieliłam/ znowu robiłam zdjęcia. Z chwilą, kiedy zakwitły jeżówki i budleje jest zatrzęsienie motyli. Zwłaszcza piękne rusałki pawik i rusałki admirał. Dzisiaj był paź królowej, co rzadko się zdarza. Niestety są tak ruchliwe, że trudno zrobić im zdjęcie. Jest też dużo pszczół i chyba jeszcze więcej bąków. Zwłaszcza na lawendzie. W stawku pluskają żabki, wśród drzew śpiewają ptaki. Najbardziej lubię kosa. No i czasem zakrzyczą żurawie, zaklekoce bocian. Niby miasto, ale blisko natury.
              Niestety, znowu nie wiem co wybrać, więc wybieram wszystkie.







































czwartek, 24 lipca 2025

Pomysłowy Dobromir

              Pośród rzeczy u mamy znalazłam pudło z różnymi paskami. Nie wiem, czy po prostu ich nie wyrzuciła, jak wszystkiego, czy miała z nimi jakieś plany, np. jak mój, bo ja tego nie wymyśliłam, ale gdzieś, kiedyś widziałam. No i okazuje się, że pasków przydałoby się jeszcze więcej, na oparcie. Muszę poszperać w lumpeksach.



     Siedziała na nim już solidna waga i zdało egzamin.  

poniedziałek, 21 lipca 2025

" Po prostu razem" - Anna Gavalda


              Muszę przyznać, że chyba pierwszy raz czytałam książkę o takim stylu pisania. Na początku mnie nawet to złościło. Krótkie scenki, a właściwie, to nawet tylko dialogi nic albo niewiele mówiące, jednak na kolejnych stronach zaczęła z nich wyłaniać się historia życia czterech osób, które przypadkowo złączył los. Camille, Philibert, Franck i Paulette, nieprzystosowani i poturbowani przez życie, żyją razem w wielkim mieszkaniu. Z pozoru niewiele ich łączy, bo  co może łączyć obcych sobie ludzi, w tym sprzątaczkę, markiza, kucharza i jego babcię? Otóż, oprócz wspólnego mieszkania, mnóstwo problemów życiowych.  To czwórka poturbowanych  przez życie ludzi, których łączy wzajemna akceptacja, pomoc i miłość. Potrzeba bliskości, przyjaźni i miłości pozwala przełamać bariery i otworzyć się na innych, prowadzi do zmian ich osobowości i ich życia.
---
28 książka, 464/8.712

niedziela, 13 lipca 2025

Niedzielny spokój

            Wypadało się, oby nie na długo znowu, bo teraz jest fajnie ziemia nasycona wilgocią, ale to przecież się skończy. Dobrze by się plewiło, przesadzało, ale dzisiaj niedziela, dzień święty święcić, więc nie pójdę. A może to tylko moja wymówka, bo nie mam ochoty. Ostatnio jestem zmęczona i niechętna do wszelkich prac, ale fotki poszłam zrobić





          A to moja limonkowa rabata, założona w ubiegłym roku. W tym nic nowego nie będzie.


                Rośnie na niej budleja, która pierwsza zakwitła.


          Wysiałam też orlaję, bo bardzo chciałam ją mieć, a potem trochę zaniedbałam plewienie i kiedy się za to zabrałam, nie wiedziałam co wyrwać, a co zostawić. Wybrałam jednak dobrze, zakwitła. Ciekawe, czy wysieje się na przyszły rok.


         No i mam nową werbenę. U naszych ogrodników były tylko patagońskie, a ja przywiozłam malutkie sadzoneczki werbeny bampton z Ogrodowiska, jak byłam tam w ubiegłym roku . Przyjęły się i są bardzo ładne. Mam nadzieję, że też się rozsieją, to przeniosę je jeszcze na inne rabaty.


                Teraz jest czas liliowców, lilii, zresztą nie tylko. 







                      W moim sporym ogrodzie pojedyncze rośliny są mało widoczne. Cieszę się że robią się ich całe łany, chociaż od pojedynczych zaczynałam. 









                     No i moja lawenda. Raj dla motyli i pszczół. 



                  Za szałwiami niestety widać przekwitłe piwonie. Nie wszystkie jeszcze zdążyłam obciąć. Zakwitły też chwasty, a może ziela. Mają przecież ładne kwiaty. Tą biało kwitnącą dziką marchew, znaną też jako marchew zwyczajna, kwiat marchwiowy, koronka biskupia, koronka królowej czy ptasie gniazdo. Podoba mi się jej kwiat i chyba postaram się ją "rozmnożyć". Będzie też atrakcją dla motyli. Drugie ziele, którego nie wyrwałam na czas to dziurawiec. A co, niech sobie rośnie, a nawet się rozsiewa. Obie te rośliny wyrosły na rabacie, typu łąka kwietna . Jest tam dużo różności.



                     A propos pielenia. Tutaj już prawie nic nie muszę robić, oprócz przycięcia, a zasłania nie tylko skarpę, ale też płyty betonowe, których nie lubię.



                No i anabelka, której w tym roku nie zdążyłam przyciąć. Jest olbrzymia.




                     Kolory przy wejściu do domu.


                Kiedy tak spacerowałam z aparatem, na chabrach wielkogłówkowych zauważyłam jakieś robalki. 



              Już pomyślałam, znowu coś nowego będzie pożerało. Zniszczyć czy zostawić, ale jak dobrze, że nasze telefony mają teraz tyle różnych możliwości, bo zaraz wygooglowałam. Łanocha pobrzęcz, szkodnik zbóż i kwiatów borówki, łatwo się rozprzestrzenia. Więc jednak szkodnik i trzeba tępić.
               Ogród to nie wszystko. Na tarasie też musi coś być.