Autor, Grzegorz Łęcicki wywodzi się z kręgów katolickich i to chyba głównie zdecydowało, że sięgnęłam po tą książkę.
Autor w przedmiotowej monografii czy poradniku omawia negatywne procesy społeczne, które często są przyczyną powstania dysfunkcji w rodzinach. Opisuje zjawiska, takie jak zbytnie i szkodliwe uzależnianie córek i synów, też tych już dorosłych, od matek, destrukcyjny wpływ toksycznych matek i teściowych na związki małżeńskie swoich dzieci, pracę, powołanie, kryzysy ich męskości czy kobiecości itp. Przywołuje i analizuje rozmowy, wywiady, relacje osób, które dorastały w rodzinach dysfunkcyjnych. Zwraca uwagę na aspekty psychologiczne, np. częste traumy rodzinne.
Dlaczego jednak ciągle do takich tematów wracam? Bo to siedzi we mnie nadal. Szukam więc opinii, w tym wypadku tej trochę kościelnej. Może też usprawiedliwienia dla obecnego mojego zachowania, dla granic które postawiłam i w jaki sposób to zrobiłam. Dla wyrzutów sumienia, bo przecież IV Przykazanie. To, że się odizolowałam, jest tylko formą ucieczki, bo psychicznie nadal uwolnić się nie potrafię.
" Nikomu jeszcze nie udało się wyjechać tak daleko, by nie zabrać tam ze sobą samego siebie"
Autor próbuje odpowiedzieć na pytanie dotyczące genezy toksycznych zachowań. Przytacza taką opinię na ten temat: " ... przede wszystkim deficyt miłości skutkujący brakiem poczucia bezpieczeństwa, wymuszającym rekompensowanie sobie tego siłą". Moja matka, jak jej podobne opiekują się dzieckiem, a właściwie pełnią nadzór, w okresie dziecięctwa, no może do pełnoletności, jakieś naście lat. Ja byłam dla mojej matki, matką, opiekunką, nie chcę powiedzieć służącą, ale i to by się zmieściło w moich obowiązkach wobec niej, już ponad pięćdziesiąt lat, czyli od mojej pełnoletności. Teraz kiedy rzeczywiście tej opieki i pomocy potrzebuje moje siły już się wyczerpały. Może trzeba było je szanować i zostawić na starość. Nie zadam jej tego pytania, bo nie dyskutuję. To i tak nic nie da, a ja tylko będę się źle czuła. . Zresztą to nie tylko mój problem jest taki. Któraś z rozmówczyń autora powiedziała :" Zastanawiam się czasem, czy byłam jej córką, czy sługą". Moja matka nadal by chciała, aby tak było. Ma opiekunki. Płacę za nie ja, ale zażyczyła sobie, abym to ja wyczyściła jej okna, bo one zrobią to nie po jej myśli. Wiem, nade mną będzie stała jak zawsze i pouczała, krytykowała, krzyczała. Oczywiście odmówiłam. Powiedziałam, że ma jej to kto zrobić, a ja za to płacę. Nic nie odpowiedziała.
Teściowej nie znałam. Spotkaliśmy się w czasie trwania naszego małżeństwa może tyle razy ile palców u rąk, więc poznać nie zdążyłam, a jej obraz widzę takim, jakim przedstawiała mi go moja mama. Zresztą całe moje otoczenie widziałam tylko oczyma mojej mamy. Za późno, aby coś zmienić, bo tamtych ludzi już nie ma, ale mogę zmienić zdanie na ich temat, to na mój użytek, chociaż tak naprawdę , poprzez to, że bezgranicznie wierzyłam matce, to nie wiem jak było naprawdę.
---
38 książka, 211/14.442
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz