środa, 12 marca 2025

Moc sprawcza słowa

                Dawniej mówiono, ba nawet wierzono, że słowami można zaszkodzić, zaczarować i narzucić  zło człowiekowi. Używano do tego ziół, patyków, piórek itd. oraz zaklęć, czyli słów. Czary i czarownice. Przebrzmiały tamte wierzenia, ale wróciła teoria, że słowa mogą nas kształtować, bez względu na to czy my chcemy czy nie. Słowa wypowiedziane , chyba zwłaszcza przez bliskich są jak zaklęcia, które nas kształtują i pozwalają bądź nie, żyć.
              Obecne teorie na ten temat są poparte naukowo i mają znaczenie w psychologii. Wysłuchałam wiele rozmów z Panią doktor Alicją Kozak, psychiatrą, psychologiem i psychoterapeutą. Przeczytałam też jej książkę napisaną we współpracy z Jackiem Wasilewskim, doktorem habilitowanym nauk społecznych, dziennikarzem, pisarzem, scenarzystą, zatytułowaną "Uwięzieni w słowach rodziców". Nie jest to poradnik, ale jak określają ją autorzy, jest  to latarka w mroku, która ma pokazać, uzmysłowić.
            Kiedyś nie wierzyłam, że czyjeś słowa mogą na nas wpływać z taką mocą sprawczą. Uważałam, że to bzdura, aby ktoś miał tyle siły, aby słowami nad nami zapanował bez naszego przyzwolenia, do czasu kiedy się przekonałam jak wielkie urazy mogą pozostać po takich przeżyciach, po usłyszanych opiniach o sobie i słowach, które mogły wydawać się nawet niewinne. Zasiane poniżenie, odrzucenie, wieczna krytyka to ból emocjonalny na całe życie. Najgorsze jest to, że zmanipulowana , pozwalasz na to i jednocześnie robisz wszystko, aby chociaż czasem zasłużyć na akceptację, nawet jeśli to co robisz jest przeciw tobie.
          Wiem, że dzięki przypadkom, trafiłam w życiu na wielu ludzi, dzięki którym nabierałam odwagi i  starałam się wyzwolić , czasem się udawało innym razem nie, zadra ciągle tkwiła, aż wreszcie przekonałam się boleśnie, że moje starania były na nic, a w moim życiu nic się nie zmieni. To ja muszę się zmienić, nawet jeśli innym nie będzie się to podobało.
        Oj, czegoż to ja nie słyszałam.  Z biegiem czasu, nauczyłam się jednak wysłuchiwać i puszczać mimo uszu. Mogłam to wszystko nadal ignorować, ale czy wobec poczucia bezsilności, lekceważenia a jednocześnie poczucia zobowiązania do zaopiekowania się , organizm mógł się nie zbuntować. Czy to doprowadziło do mojej depresji?


          Moje drogie czytelniczki bloga, proszę nie przyjmujcie tych postów jako moje użalanie się nad sobą. Wiem, że każdy ma jakieś problemy, może nawet większe, gorsze. Traktuję to jako zapis przemyśleń, ten  po przeczytaniu książki, po rozmowach. Wierzę, że doprowadzę się do porządku i będę pisała też o radosnych emocjach, bo pomimo wszystko takie też widzę. 
---
19 książka, 376/6.194

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz