Myślę, że wychowywanie dzieci w czasach mojego dzieciństwa, w większości rodzin, niewiele się różniło. Takie były wówczas standardy, możliwości, wiedza. Raczej nabyta od swoich rodziców i swoich przykładów. Nie było poradników, podcastów. Pewnie wiedzę nasze mamy czerpały również z "Przyjaciółki" i "Twojego dziecka".
Chciały nas wychować na silne, niezależne, a jednocześnie oddane rodzinie. I tutaj stop. Ja nie miałam być oddana rodzinie, tylko jej. Mówiła " mężów możesz mieć wielu, ale matkę tylko jedną". W pewnym sensie to przecież prawda, ale z chwilą wyjścia za mąż utworzyłam swoją rodzinę. Jej, kiedy byłaby w potrzebie powinnam pomagać, ale nie kosztem swojej. Zresztą, to można pogodzić, ale potrzeba do tego dobrych chęci dwóch stron. Ona mając czterdzieści parę lat mojej pomocy i poświęcenia nie potrzebowała, a jednak żądała. Manipulacjami wymagała, że nie mogłam się wyprowadzić od niej, a kiedy chciałam to usłyszałam" jak raz stąd pójdziesz, to nie masz po co wracać". W końcu i tak to zrobiłam i potem słyszałam nie raz " po co przyjechałaś, ciesz się teraz swoim domem". Jak się wobec takiego przywitania zachować? Starałam się zrozumieć i nie odpuszczać, jeździłam nadal, sprzątałam nadal, robiłam zakupy, prasowałam. Tłumaczyłam sobie, że ma inne podejście do życia inne poglądy itd., ale w żadnych standardach nie można znaleźć przyzwolenia na sypianie matki z zięciem lub przyszłym zięciem. Jedynym jej wytłumaczeniem tego było " i co chciał przez to uzyskać, że ci powiedział, a po drugie, po co zostawał w domu ze mną". To " po co" i "co chciał uzyskać" to już drugi, inny temat do dyskusji.
Dzisiaj się tylko zastanawiam po co była ta walka, nikt nic nie wygrał, straciliśmy wspólne lata. Byłam przez ostatnie dni przez 24 godziny, do końca, oszczędziłam jej hospicjum, domów opieki, ale czy mogłam zrobić więcej. Pomoc na moich zasadach, wydawało mi się zdrowych, odrzucała, ja nie potrafiłam się dostosować i dać jej tego czego oczekiwała, a wręcz żądała. Zapewne wpływ na to miały postępowania całego życia. Jak każdy, zostawiła wszystko. Kiedy ostatni raz zabierało ja pogotowie do szpitala nawet kapci nie zabrała / pośpiech/, a chyba bardzo chciała żyć, bo to ona mówiła dzwoń po pogotowie, ja spanikowałam i rozglądałam się raczej za gromnicą. Chyba moja reakcja była jednak właściwa po tym co się w ciągu trzydziestu minut stało, a może zawaliłam, a jej reakcja była na miejscu.
Dzisiaj już jest TAM, po drugiej stronie. Czy tam wreszcie będzie szczęśliwa?
To dziwne uczucie nie mieć już matki, ale jestem spokojna, że już jej nie zawiodę, że nie cierpi i że już nie mam po co się łudzić, że coś się zmieni, bo wszystko się już skończyło.
Przykre jest jednak to, że nie czuję żalu, że odeszła i jej braku. Pożegnałam ją tak jak powinna to zrobić córka. Może też po to, aby kiedyś nie mieć wyrzutów sumienia. Nie potrafiłam płakać, do chwili, kiedy spoczęła w grobie. Stałam wtedy nad nim i pomimo, że wokół było sporo ludzi, poczułam się strasznie samotna, bo nie było tam mojego brata. Chyba w tym momencie pożegnałam ich obu, brata tak naprawdę dopiero teraz.
" Wszystko przemija, tak chce przeznaczenie.
Jedno tylko zostaje, wspomnienie".
Obym od teraz wspominała tylko te lepsze, a jeśli wrócą te złe, to bez żalu i bólu.
Muszę Ci coś powiedzieć.Na pogrzebie mojej Mamy był i mój brat,i moja siostra a ja nie czułam z nimi więzi i nie czuję.Byłam tak samo samotna jak Ty,mimo że oni tam byli....Dziwne są ludzkie więzi.Pozdrawiam Cię serdecznie i patrz do przodu.To co za nami nie było takie najgorsze i nas wzmocniło na przyszłość.A przecież jest jakaś przyszłość,mimo że coraz krótsza;)...Ewa
OdpowiedzUsuńEwo, bardzo dziękuję Ci za te słowa.
UsuńSama nie wiem, co ci napisać. Myślę, że ten płacz był spowodowany świadomością, że zostajesz sama i że z mamą nigdy nie nawiązałaś takiego kontaktu, o jaki chodziło ci przez całe życie. Jesteś samotna ale z drugiej strony masz spokój, bo była to mama bardzo roszczeniowa.
OdpowiedzUsuńMimo wszystko, składam wyrazy współczucia.
Dziękuję.
UsuńElu, odkrywasz we mnie światy nieznane, miałam rodziców chłodnych emocjonalnie ale takie wtedy były czasy, modele i zasady. Ojciec zmarł nagle, przy mamie byłam do ostatka. Nie rozpaczałam ale i nie czułam smutku. Dawno przecięłam pępowinę. To na siostrę spadł cały ciężar. Dasz radę, bo znam Cię od dawna. Przytulam.
OdpowiedzUsuń