środa, 29 maja 2024

Radość

             Co może przynieść mi radość? Powody mogą być rożne, córka, wnusie i ogrody. Też mój ogród. Czekał, rozkwitał, zapraszał. Znowu poświęcam mu swój czas i cieszę się, że mi się odwdzięcza kolorami, zapachami, głosami. Nie zdążyłam się nacieszyć tym co kwitło, a już minęło. Za chwilę minie maj. Mówi się najpiękniejszy miesiąc. Co przyniosą kolejne? Moje zaniedbania z wczesnej wiosny będą pewnie widoczne. Roślinki nie przycięte jak i kiedy należy, niedożywione na czas i jeszcze dużo na nie, ale mam nadzieję, że teraz już będzie dobrze, że zaniedbania jakoś nadrobię.
           Zdjęcia z różnych okresów kwietnia i maja. Przed rozkwitem, w trakcie i niestety już po.



































niedziela, 26 maja 2024

Matczyna miłość


       Jeśli nie kocha cię matka, a może kocha, ale po swojemu i nie okazuje ci miłości to uważasz, że nie zasługujesz na miłość niczyją. 

Dziecko, które jest nie kochane
nie przestaje kochać rodziców,
przestaje kochać siebie.

        Dzisiaj zamiast życzeń, temat ważny dla dzieci , a potem już dorosłych dzieci, o trudnych relacjach z matką. Nie pamiętam, aby kiedykolwiek przytulała, pogłaskała, pochwaliła. Zawsze wymagała, krytykowała, straszyła. Żyłam w przekonaniu, że na miłość, jej miłość, muszę sobie zasłużyć takim postępowaniem, które ona akceptuje. Kara za spowodowane niezadowolenie była różna. Skarga do taty, a on rozliczał pasem, ale bardziej bolało, gdy się nie odzywała. Tata mówił, idź przeproś mamusię, powiedz, że więcej nie będziesz tak robiła, ale ona się odwracała i się nie odzywała. Już wtedy uczyłam się, że nie mogę pokazać jaka jestem naprawdę, ale udawałam taką, jaką ona chciała, abym była. Kiedy dorosłam, pokazywałam siebie światu, taką jaką chciał mnie widzieć. W sumie zakładałam maskę, zamykałam się w sobie. Długo walczyłam z poczuciem niskiej wartości,  wycofaniem, przeświadczeniem, że jestem  gorsza od innych, bo wielokrotnie to od niej słyszałam.
     Na efekty nie musiałam czekać. Chciałam wyzbyć się wrażliwości wobec  bodźców uczuciowych, wytłumić każdą reakcję emocjonalną, nawet wbrew sobie zerwałam znajomość z chłopakiem, który miał zadatki na coś więcej. Bolało, ale ja przecież nie miałam prawa. Wstydziłam się swojej samotności, a w zakamarkach duszy odzywały się pragnienia i wreszcie uległam. Niestety wobec własnej niskiej samooceny, nie był to dobry wybór. Tylko dawałam, bo do otrzymywania prawa nie miałam. Żyjąc pod matki dachem kryłam się nawet z okazywaniem emocji. Bezwolna, ale widziałam zachowania innych, więc zaczęłam szukać, czytać, analizować.  Obudziłam się kiedy byłam w ciąży. Nie takiego życia chciałam dla swojego dziecka. Małżeństwo po trzech i poł roku zakończyło się rozstaniem i rozwodem. Niestety moja nieufność, niewiara w uczucia, w siebie, podporzadkowanie się matce nadal zbierało żniwo.  Dwadzieścia pięć lat samotności, prób zrozumienia siebie i innych. Wydawało mi się, że wreszcie uwolniłam się z  niekochanego dziecka i ułożyłam sobie powtórnie życie. Przestałam słuchać jej nauk, wywodów i opinii. Do czasu, aż wszystko wróciło, bo musiałam się nią zająć, chorą, umierającą. Znowu chciałam jej wszystko dać, aby nie żałować, bo przecież w jej wieku, w jej stanie, dlaczego ma cierpieć niezadowolenie. Może liczyłam też na to, że w końcu zostanę chociaż raz pochwalona, bo chciałam się pochwalić swoim domem, ogrodem, wnuczkami. Że uda nam się naprawić rozdźwięk panujący pomiędzy nami.  Niestety nawet w takim momencie  spotkałam się tylko z negatywnymi emocjami i obojętnością, odrzuceniem.
     O wpływie doświadczeń z dzieciństwa na dorosłe życie człowieka pierwszy pisał Freud. Głosił on, że brak miłości ze strony rodziców, albo przynajmniej brak jej objawów, może zrujnować życie człowieka, w taki sposób, że jako dorosły nie będzie w stanie osiągnąć poczucia szczęścia, spełnienia, satysfakcji,  dlatego, że nie pokocha sam siebie. 
      Dzisiaj już nie wiem, czy to, że interesowały mnie odczucia innych, ich emocje, przekonania, wartości, że ludzie słabsi, nie byli dla mnie gorsi, że byłam lubiana w pracy itd. było efektem uświadomienia sobie problemu i pracy nad nim, czy może była to znowu maska, wpasowanie się w to czego oczekiwali inni. Uczeni w temacie twierdzą, że drogą do  doświadczenia radości i spełnienia,  jest konfrontacja z doświadczeniami z dzieciństwa. Uświadomienie sobie swoich trosk, traum i bólu oraz tego, że się było tylko bezbronnym dzieckiem, które nic nie mogło zrobić, a teraz się jest dorosłym, odpowiedzialnym za swoje życie. Myślę, że byłam tego w pełni świadoma, a jednak znowu zapragnęłam matczynej miłości i drogą do jej uzyskania miało być dobro jej dane. 
        Psychologowie radzą, aby w takich przypadkach odciąć się od wpływu rodziców i nie chodzi, aby całkowicie wykreślić ich ze swojego życia, ale odciąć im możliwości zadawania krzywd i obniżania poczucia wartości. I, że  tego rodzaju emocjonalne odcięcie służyć może nie tylko budowaniu wiary w siebie, ale też jest swego rodzaju sprawdzianem dla rodziców, bo może w końcu przejrzą na oczy i tracąc emocjonalnie swoje dziecko, dostrzegą kim było. Moja matka jest niereformowalna, a ja ograniczyłam kontakty z nią do niezbędnego minimum, organizując oczywiście niezbędną opiekę. Dodam, że nie spodziewam się i już nie oczekuję żadnych pozytywnych zmian. Łudzenie się i dawanie sobie nadziei to kolejny powód do cierpień.
         Dzień Matki, powód do życzeń, radości z jej długiego życia, a u mnie powód do refleksji.

piątek, 24 maja 2024

Park w Królewskiej dolinie

               Gdańskie parki kojarzą nam się chyba głównie z Oliwskim i Oruńskim. Pisałam w którymś z poprzednich postów o tych pocmentarnych, z wysokim drzewostanem. Są jeszcze inne, których ja dotychczas nie znałam. Wiem, że jest Trójmiejski Park Krajobrazowy, ale to olbrzymi leśny kompleks leśny w mieście, sięgający daleko poza Trójmiasto. Korciło mnie, ale nigdy w nim nie wędrowałam.
                W święto trzeciomajowe wybraliśmy się do Parku w Królewskiej Dolinie. Hasło Królewska Dolina usłyszałam u fryzjera, wygooglowałam zaraz w domu i pojechaliśmy. Jest to zaledwie kilka kilometrów od centrum Wrzeszcza. Mieliśmy podjechać do końca ulicą Do Studzienki, ale Jurek pomylił i pojechał do końca ulicy Traugutta. Trochę się przestraszyłam, bo nie przygotowałam się na chodzenie po górach. Zamiast adidasów miałam normalne, chociaż płaskie, ale miejskie buty. Ale co tam, jak już byliśmy to ruszyliśmy, zgodnie z tablicą na punkt widokowy Sobótka, zwany też Ślimakiem lub Górą Jana. Rozpościera się z niego widok na Wrzeszcz, kampus Politechniki Gdańskiej,  Nowy Port, latarnię morską i Zatokę Gdańską. Widoczność niestety nie była najlepsza. Kiedyś, kiedy drzewa nie były jeszcze tak rozrosłe, może ten widok był imponujący, teraz to tylko niewielki prześwit, okno  pomiędzy drzewami.

                Sobótka ma wysokość 99 m n.p.m. Ze względu na pewną trudność wejścia, w połowie XX wieku ścieżkę na niego prowadzącą urządzono w formie umocnionej kamiennymi murkami ślimacznicy. Zbocza zasadzono czerwonolistnymi bukami, z których po roku 1945 część wycięto. Na zachodnich stokach wzgórza wybudowano tor saneczkowy, czynny do lat 70-tych XX wieku.









                   Po zaliczeniu Sobótki pojechaliśmy do miejsca wcześniej zaplanowanego. W okresie średniowiecza tereny te wchodziły w skład własności wsi Suchanino. W połowie XVII wieku majątek ten nabył gdański kupiec, miłośnik sztuki i bibliofil, browarnik i filantrop Zachariasz Zappio,  Był opiekunem kościoła św. Jana, w którym finansował wystrój wnętrz. Zakupiony w 1654 roku teren Zachariasz Zappio postanowił przeznaczyć na swoją letnią rezydencję, nazwaną "Dworem pod Zieloną Studnią".  W skład kompleksu oprócz dworku wchodziło także założenie parkowe z trzema stawami na różnych wysokościach, zdobiona fontanna, sześciometrowy wodospad, liczne rzeźby oraz taras widokowy na wzgórzu z widokiem na Zatokę Gdańską, pod którym znajdowało się wejście do groty lodowej. 
           Latem 1677 roku gościł u niego król Jan III Sobieski, który będąc pod wrażeniem uroku tego miejsca, uwolnił  Zappiego  od podatków i nadał nazwę Doliny Królewskiej. Przywilej ten został potwierdzony w kolejnym wieku przez ostatniego króla Polski Stanisława Augusta Poniatowskiego. W 1710 i 1717 roku  w rezydencji nocował również król August II Mocny w czasie swoich wizyt w Gdańsku. W 1813 roku dwór został zniszczony przez Rosjan ostrzeliwujących z Cygańskiej Góry /Suchanino/ wojska francuskie. W następnych latach dwór został odbudowany. Dwór w późniejszym okresie był wielokrotnie przebudowywany, przez co zatracił pierwotną, barokową formę. Od 1947 roku w budynku  mieści się  przedszkole. 


















            Znalazłam w necie zdjęcie, jak dwór wyglądał kiedyś .

           W 1886 roku w Królewskiej Dolinie zostaje oddany do użytku Zakład dla Ociemniałych im. Wilhelma i Augusty, niemieckiej pary cesarskiej. Zadaniem instytucji było przygotowanie do samodzielnego życia osób niewidomych, poprzez nauczanie czytania i pisania w systemie Braille'a, prowadzenie zajęć ruchowych czy naukę zawodu szczotkarza, rzemieślnika wyrobów z wikliny, stroiciela instrumentów klawiszowych, organisty czy masażysty. Zakład funkcjonował do 1945 roku. 







                 Obok jest drugi budynek wchodzący w skład zespołu dla ociemniałych. W 1946 roku zabudowania fundacji przekazano Akademii Medycznej w Gdańsku. W najstarszym budynku od 2009 mieści się Niepubliczna Szkoła Podstawowa dla Chłopców "Fregata". Drugi budynek w 1991 został przebudowany na Dom Asystenta AMG, a w 2017 roku sprzedany prywatnemu inwestorowi. W roku 2018 uległ zniszczeniu w pożarze. Właściciel jest w stanie upadłości, więc budynek niszczeje.


            
          Z naszej pomyłki na początku wyprawy wynikły dwa bonusiki.
Dwór Studzienka,  zabytkowy dwór przy ul. Traugutta 94, jeden z najstarszych budynków Wrzeszcza. Dwór został zbudowany w drugiej połowie XVIII wieku w stylu barokowym. Posiada mansardowy dach z oryginalnymi lukarnami. Wewnątrz ponoć zachowane są barokowe polichromie. Dwór otoczony był zabudowaniami gospodarczymi  oraz założeniem ogrodowym ze sztuczną grotą, kolumnami i ławkami. W 1945 częściowo wypalony budynek przejął Skarb Państwa.  Jest w rejestrze zabytków, jest 
 własnością Europejskiej Fundacji Ochrony Zabytków, ale ile jeszcze przetrwa. Jest w opłakanym stanie. Nie wiedziałam, że tam się taki znajduje, zainteresował mnie szczyt i zrobiłam fotkę, potem poszukałam co to. Obejrzeć można tylko zza płotu.


i zdjęcie z netu.


          Zza płotu " ukradłam" też zdjęcia pięknego, prywatnego ogrodu. Z pewnością został stworzony na bazie zabytkowych , tam istniejących, bo takiego starodrzewu prędko się nie uzyska.