niedziela, 25 lutego 2024

a dlaczego, jestem nieszczęśliwa, moja huśtawka.

         

           Poprzednio pisałam, że i dlaczego, tzn. dzięki czemu, jestem szczęśliwa. Tak wtedy czułam, ale wcale nie jestem taka przebojowa. Mam wiele chwil załamania, mam takie dni w których mam strasznego doła i chciałabym zniknąć. Czasem pisząc o takich chwilach czucia się szczęśliwą, chcę dodać sobie siły, zapamiętać, że nie zawsze jest źle, pamiętać , że czasem jest dobrze. Piszę, aby pamiętać o tym w chwilach, gdy czuję się źle, gdy wszystko boli i nie jest to ból fizyczny.
           W piątek, na prośbę J.  poszłam z nim do psychologa, który niby miał nam pomóc. Ja już nie oczekiwałam pomocy. Sama sobie pomogłam, odchodząc. Teraz chciałam jemu pomóc  zrozumieć, pogodzić się ze stratą, jak to nazywa. To już była trzecia taka wizyta. Zawsze czułam się po nich źle, zdołowana. Wspomnieniami, żalem, że minęło, a chciałabym, aby było, niestety już nie ufam, nie wierzę  dlatego nie chcę. Jemu pewnie nie pomogłam, a sobie zaszkodziłam. Dzisiaj czuję się jeszcze gorzej niż zawsze. Jakby moje życie się skończyło. Wiem, że przecież będzie wiosna, że mogę gdzieś pojechać, na działce popracować, tak jak chciałam, coś porobić, a jednak jestem załamana. Czy tylko zaczytując się w książkach, będę w stanie zapomnieć o tym, co boli i czego mi brak . Czyjegoś ciepła, w tym emocjonalnym, duchowym znaczeniu. Bo ja chyba zawsze go szukałam, wyobrażałam sobie, że wreszcie go mam, ale czy faktycznie ono było. Może kiedyś, na początku. Przez ostatni czas, czułam się z J.  , w jego domu, bardzo źle. Bardzo samotna. Chyba nie potrafię już mu nic ofiarować, nawet mojej obecności w jego domu, bo mówi, że chociaż to, nawet, proponował, że na dwa tygodnie z nim, a dwa u mnie, abym zawsze odpoczęła.  Nie wiem po co taki układ, co to miałoby znaczyć. A może on rzeczywiście szuka jakiegokolwiek rozwiązania dla nas. A może chodzi mu tylko o siebie, bo tak jak pisałam kiedyś, jest to tylko manipulacja. Powiedział mi w piątek, dlaczego Ty mnie tak nienawidzisz. To nie jest nienawiść. To strach i niestety chyba już brak uczucia, a może i nie, bo czemu rozważam i cierpię.  Dlaczego nie zależało mu tak wcześniej? Gdybym tak mogła nie myśleć, zniknąć. Idę na spacer, może to coś zmieni, pomoże.


"  Czy kilka chwil radości warte jest niepokoju, który się za nie płaci "

czwartek, 22 lutego 2024

...bo, dzięki temu jestem szczęśliwa,


Mam 70 lat i nie cierpię,  pomimo niedoskonałości zdrowia,
wyjrzało słońce i czuć powracającą wiosnę,
wnet będę mogła oddać się pracom na działce.
Mam co jeść, łącznie z przygotowanym wczoraj obiadem,
mam w co się ubrać,
mam swoje ciepłe cztery kąty, w których dobrze się czuję,
 mam święty spokój,
mam zapas książek do czytania, moich i z biblioteki,
mam dostęp do internetu, a zatem okno na świat i do Was,
mogę słuchać moich ulubionych melodii,
mam zapas różnych materiałów do moich robótek ręcznych,
a najważniejsze, mam rodzinę, kochanych i kochających
córkę, zięcia i cudowne wnuczki
mam jeszcze marzenia i plany. 
Dziękuję Ci Boże za to
bo, dzięki temu jestem szczęśliwa.

poniedziałek, 19 lutego 2024

Biorytm po chińsku


             Mam teraz dużo czasu. Czytam i szydełkuję, a czytam nie tylko książki, ale też różności w necie. Trochę dla zdobycia informacji, wiedzy, a trochę dla zabawy. Ostatnio czytałam na temat biorytmów człowieka. Poprzedni post jest na ten temat, ale to co tam pisałam to nie wszystko. Dowiedziałam się, że jest biorytm po chińsku, czyli trochę inaczej. No cóż, mają swój horoskop to mają i biorytm.  A zatem do rzeczy. 
           Ponad 3 tysiące lat temu powstała w Chinach Księga Przemian I-Ching  i z niej wynikający biorytm ma się tak.
                Występują 
 następujące cykle biorytmiczne 
* I-Ching /regularne/

Biorytm estetyczny -  odpowiedzialny za wrażliwość na piękno i  wartości estetyczne. Daje nie tylko umiejętność tworzenia, ale i odbioru walorów estetycznych.

Biorytm świadomości – odpowiedzialny za zdawanie sobie sprawy z istnienia otoczenia, istnienia samego siebie i swojego życia psychicznego. Jest odpowiedzialny za umiejętność czuwania, obserwowania zmian zachodzących w środowisku zewnętrznym i reagowania na nie.

Biorytm duchowy – odpowiedzialny za wyższy wymiar psychiki i łatwość do dostrajania się do sił nadnaturalnych. Jest odpowiedzialny za głębsze przemyślenia i rozwój duchowy.

* Cykle biorytmiczne wtórne / podrzędne , nieregularne/ są to biorytmy o przebiegu asymetrycznej sinusoidy, o zmiennej amplitudzie i częstotliwości, zależne od innych biorytmów. / tu się zaczyna dla mnie czarna magia, bo co to znaczy?/

Biorytm mądrości –  odpowiedzialny za umiejętność podejmowania rozsądnych decyzji, które z czasem owocują pozytywnymi osiągnięciami. Steruje umiejętnością wykorzystania własnej wiedzy i doświadczenia.

Biorytm władczy –  odpowiedzialny za umiejętność ukierunkowania działania własnego i innych (niezależnie od tego czy jest to zgodne z ich interesem i wolą) tak, aby wywarło ono wpływ na ważne okoliczności życia.

Biorytm pasji –  odpowiedzialny za czynności uprawiane dla relaksu, w chwilach wolnych od obowiązków. Jest odpowiedzialny za zdolność zdobywania wiedzy i umiejętności w zakresie własnego hobby.

* Cykle biorytmiczne dodatkowe /nieregularne/ Biorytmy o przebiegu asymetrycznej sinusoidy, o zmiennej amplitudzie i częstotliwości , zależne od innych biorytmów.

Biorytm dostrzegania – odpowiedzialny za dostrzeganie zależności, relacji i wyciągania wniosków. Zarządza umiejętnością analizowania, łączenia informacji i zdolnością kojarzenia faktów.

Biorytm psychiczny – odpowiedzialny za stany emocjonalne, nastroje, postrzeganie siebie i reakcję na określone okoliczności. Jest odpowiedzialny za wewnętrzne procesy pozwalające na adaptację w określonym środowisku i wymiarze czasowym – poczucie stabilności.

Biorytm sukcesu – odpowiedzialny za zdolność wykorzystania w pełni własnych możliwości, w kierunku spełnienia marzeń i pragnień, bez utraty równowagi pomiędzy innymi płaszczyznami życia.

          Podsumowując, biorytm po chińsku to dla mnie już czysta abstrakcja i  nawet nie zabawa, bo po co się w takie coś bawić. To przecież normalne życie, zachowania człowieka, jego psychika, stany emocjonalne i po co to sprowadzać do biorytmów. Chociaż, mówią, że chińska wiedza sprzed wieków ma swoją wartość.

niedziela, 18 lutego 2024

Biorytm człowieka


         Zabawa czy prawda? To może być zabawa, ale piszą też o nim na portalach o zdrowiu, medycynie i stylu życia. Co prawda założenia biorytmu opierają się wyłącznie na numerologii i operacjach matematycznych, zatem nie mają chyba nic wspólnego z medycyną. Przez większość naukowców teoria uważana jest  za paranaukę. O tym, że nie ma żadnych przesłanek potwierdzających wiarygodność  rytmów biologicznych dowodził w swoim raporcie na ten temat Terence Hines, współcześnie żyjący neurolog i profesor na Pace University w Nowym Jorku. Prawdą jednak jest fakt, że czynniki zewnętrzne często oddziałują na nasz organizm i  mogą wywołać powtarzalne reakcje.
         Czym zatem jest biorytm? 
Bazujące na pseudonaukowych twierdzeniach znaczenie terminu biorytm stworzył na przełomie XIX i XX wieku przyjaźniący się z Zygmuntem Freudem, niemiecki lekarz Wilhelm Fliess. Swoją teorię ogłosił w 1897 roku. Początkowo zakładała ona dwa równoległe cykle, liczone metodami matematycznymi od daty urodzenia, emocjonalny trwający 28 dni i fizyczny trwający 23 dni. W 1920 Alfred Teltscher, profesor z Uniwersytetu w Innsbrucku, dodał  cykl intelektualny, który  trwa 33 dni. Każdy cykl dzieli się na fazę dodatnią i ujemną, /przedstawiony sinusoidą/. Zgodnie z twierdzeniami jej autorów, teoria biorytmu człowieka wpływa na podejmowane przez nas decyzje, wydajność pracy, siły witalne, nastój, szybkość przyswajania nowych informacji, i korzystając z specjalnie ułożonego algorytmu można określić w jakiej fazie danego cyklu jesteśmy i w ten sposób lepiej dopasować podejmowane w najbliższym czasie działania.
          Biorytm fizyczny. Ma wiązać się z naszym szkieletem i odpowiada za energię, siłę oraz chęć i zapał do wykonywania codziennych zadań. Jego cykl powinien trwać 23 dni.
      Biorytm emocjonalny. Wiąże się z emocjami, postrzeganiem świata oraz poziomem naszej kreatywności. Cykl tego biorytmu miałby trwać 28 dni.
      Biorytm intelektualny. Ma mieć związek z mózgiem i kierować naszymi zdolnościami myślenia, kojarzenia, koncentracji oraz wydolnością pamięci.
           Na stronach , gdzie można obliczyć swój biorytm pojawia się jeszcze cykl intuicyjny, określający dopasowanie danej sytuacji, problemu, zagadnienia do znanych już szablonów i zależności, objawiające się w postaci nagłego przebłysku myślowego.
        Wszystkie te cykle  zaczynają się w dniu urodzin. Opisuje je konkretny algorytm, a obliczony w ten sposób pozwala określić w której z trzech faz danego biorytmu akurat się znajdujemy.
        Faza dodatnia (wyżowa) – korzystna, o wysokiej aktywności;
   Faza ujemna (niżowa) – o niskiej aktywności i wydajności, nazywana też fazą regeneracyjną;
       Dni zerowe (krytyczne) – niekorzystna faza, kiedy jedna faza przechodzi w drugą.
       Krytyczny ponoć jest też dzień, kiedy biorytmy się krzyżują.
Wszyscy mamy dni lepsze i gorsze, ale czy rzeczywiście zależą one od opisanego biorytmu?
           Biorytm  można określić jako  cykliczne nasilanie się i osłabianie procesów życiowych, które zachodzą w organizmach pod wpływem środowiska naturalnego. Zależny jest między innymi od warunków atmosferycznych, takich jak temperatura, ilość oraz natężenie opadów, a także od zjawisk astronomicznych, z którymi związane są np. pory dnia  czyli od ruchu obrotowego  Ziemi wokół własnej osi, od  zmieniających się pór roku , czyli ruchu obiegowego Ziemi wokół Słońca, wpływów Księżyca na Ziemię, rytmy dobowe wyznaczane przez pory dnia oraz rytmy sezonowe np. rytmy miesięczne  związane z cyklem menstruacyjnym u kobiet, 
     Rytm biologiczny dotyczy oczywiście nie tylko człowieka i podlegają mu wszystkie organizmy żywe/ ostatnio modny kalendarz księżycowy np. dla ogrodników/.
        Wszystko to wydaje się logiczne, ale zjawiska atmosferyczne nie występują dokładnie cyklicznie. Ja jestem meteopatą i intensywniej reaguję na zmiany pogody, ale one nie występują cyklicznie.
         Z pewnością nasz organizm reaguje w znaczący sposób na zmiany zachodzące w przyrodzie, związane z następstwem pór roku. Wiosną mamy zwykle więcej energii i zapału do pracy, jesteśmy bardziej energiczni, ale można to też przypisać przedłużającym się w czasie zimy "lenistwem", odpoczynkiem, tęsknotą za zielenią, z energią więc przystępujemy do prac. Latem nadal mamy mnóstwo energii i z reguły czujemy się dobrze. Dzięki znacznej ilości światła słonecznego nasz organizm produkuje sporo witaminy D, niezbędnej do prawidłowego funkcjonowania. W połączeniu z dietą bogatą w składniki odżywcze pozyskiwane ze świeżych warzyw i owoców, zdrowie zwykle nam dopisuje i chorujemy  znacznie rzadziej niż w okresie zimowym.
         Sytuacja wyraźnie zmienia się jesienią. Słońca jest wówczas coraz mniej, dni są krótsze, a my często czujemy się senni i bez energii. Ma to związek ze wzmożoną aktywnością szyszynki, która w krótkie i ciemne dni wydziela więcej melatoniny. Co gorsza, jesienią organizm wytwarza mniej serotoniny, która wpływa na nasz dobry nastrój. Dlatego jesienią jesteśmy bardziej podatni na stres i różnego rodzaju problemy ze zdrowiem psychicznym, takie jak depresja sezonowa. Jesteśmy też nieco zmęczeni wiosenną i letnią intensywnością.
Sporym zmianom ulegamy zimą. O tej porze roku zwalniamy obroty, a tarczyca produkuje mniej hormonów odpowiedzialnych za przemianę materii. W związku z tym metabolizm komórkowy zachodzi o wiele wolniej, a w tkance podskórnej zbierają się zapasy tłuszczu.  Brak, a może tylko ograniczenie ruchu na świeżym powietrzu oraz niedobór witamin i minerałów powoduje też, że zmniejsza się liczba białych krwinek, a co za tym idzie - sprawność układu odpornościowego. Dlatego zimą częściej chorujemy. 
          Za właściwy rytm naszego funkcjonowania odpowiada zatem złożony zespół procesów biochemicznych zachodzących w komórkach i tkankach. Nasz zegar biologiczny odpowiada więc za synchronizację naszych procesów życiowych z powtarzającymi się cyklicznie zmianami zachodzącymi w naszym środowisku życia.
          Wewnętrznym narzędziem, z którym ściśle związany jest biorytm, jest zegar biologiczny czyli nasz wewnętrzny czasomierz, który odpowiada między innymi za przypływ energii i regulację rytmu snu czy za kondycję serca, mózgu oraz układu pokarmowego. 
         Zmieniające się w związku z nastaniem dnia lub nocy natężenie ilości światła w otoczeniu powoduje, że nasze ciało wytworzyło sobie pewne ramy czasowe. Dostosowując się do nich, organizm uruchamia automatyczne reakcje, które mają ułatwić nam poprawne funkcjonowanie w ciągu dnia. Niestety nie dostosowując się do swojego rytmu dobowego, można narazić się na nieefektywność w ciągu dnia i bezsenność w nocy. Ponadto rozregulowany zegar biologiczny może doprowadzić do szybszego starzenia się. Dlatego też warto dowiedzieć się jak działa nasz organizm, aby móc zsynchronizować z nim swój plan dnia. 
     Przed godz. 7.00 ustaje produkcja melatoniny, hormonu odpowiedzialnego za sen, rozpoczyna się praca nadnerczy i zwiększa produkcja kwasów trawiennych, związanych ze zjadanym o tej porze śniadaniem. Praca serca przyspiesza, rośnie ciśnienie krwi, a także stężenie adrenaliny i serotoniny. Ciekawostką jest, że wiele osób wykazuje rano małą odporność psychiczną. Wiąże się to z kryzysem pracy mózgu, który nie jest wówczas odpowiednio odżywiony. Organizm czeka na śniadanie.
       W okolicach godz. 10.00 najlepiej pracuje nasza pamięć. Standardowo mówi się, że nasz umysł i ciało są w najlepszej formie między 11 a 13, a po tej godzinie sprawność intelektualna maleje, bo organizm skupia się wtedy na pracy układu pokarmowego, a nasz organizm powoli zaczyna nam sygnalizować potrzebę pokarmu poprzez uczucie głodu.  Nie jest to jednak reguła.  U niektórych osób, zależnie np. od ich systemu pracy czy od prowadzonego przez nich raczej aktywnego czy bardziej pasywnego trybu życia, kwestia wydolności fizycznej i sprawności intelektualnej może wyglądać zupełnie inaczej.
         Popołudniu, gdy energia wróci na odpowiedni pułap, osiągamy najlepszy czas na wysiłek fizyczny, również nasza sprawność intelektualna jest wtedy na wysokim poziomie.
            W okolicach godziny 18.00 po raz kolejny czujemy głód. Tym sposobem ciało daje nam do zrozumienia, że czas na kolację. Wraz z nastaniem wieczora słabnie koncentracja i zdolność uczenia się. Dobrze jest przeznaczyć ten czas na odpoczynek. 
          Zegar biologiczny działa niezależnie od nas, a  wskazane ramy czasowe mogą się nieznacznie różnić w zależności od indywidualnych warunków,  wszystko bowiem kontrolują geny. Każdy z nas ma swój indywidualny zegar,  dlatego jednym łatwiej przychodzi wczesne wstawanie i praca czy nauka we wczesnych godzinach rannych, a inni wolą dłużej pospać i najlepiej funkcjonują wieczorem i nocą.  Ranne ptaszki i nocne marki. Warto zatem poznawać swój własny rytm dobowy, aby żyć w zgodzie z samym sobą.
        Niezależnie od indywidualnego rytmu dobowego, warto pamiętać, że organizm regeneruje się na bieżąco przez cały dzień. Zwykle odczuwamy zmęczenie i spadek energii mniej więcej co 1,5-2 godziny. Warto wtedy zrobić krótką przerwę dla odprężenia się, wykonać kilka ćwiczeń czy zjeść zdrową przekąskę.
                Wracając do pseudonaukowego biorytmu , wykonałam go sobie 6 lutego i do tego dnia przeżyłam 25 613 dni. Nie liczę ile cykli było w moim życiu, ale na ten dzień określano moją kondycję psychofizyczną na minus 27%, a wykres wygląda tak . 


/ fizyczny minus 63% tendencja spadkowa,/ emocjonalny minus 100% czyli gorzej nie może już być, zaczyna się poprawiać,/ intelektualny plus 81% rośnie/ intuicyjny plus 16% rośnie/. Nic nie wskazuje u mnie w rzeczywistym świecie, abym w tym dniu czuła się źle fizycznie, emocjonalnie nie może być już gorzej, a jest dobrze. Dodam, że zrobiłam sobie wykres na dzień mojej utraty pamięci i innych neurologicznych  zdarzeń wtedy, we wrześniu, na dzień śmierci mojego brata zrobiłam jego biorytm i nic nie wskazywało na krytyczne momenty. Zatem prawda czy zabawa?
/ na podstawie informacji znalezionych w internecie/ 

piątek, 16 lutego 2024

" Tańcząc z wrogiem" - Paul Glaser



          Był taki okres w moim życiu, niedawno, przez kilka lat, że bałam się czytać książki, oglądać filmy o czasach wojny. Poznając tamte historie, potęgował się we mnie strach, że to może się powtórzyć. Wolałam nie wiedzieć. Wiem, że to wszystko miało jakiś związek z moimi przeżyciami i stanem mojej psychiki, mojego ducha. Na szczęście wszystko się uspokoiło, zarówno co do moich przeżyć jak i wybieranej lektury. 
        Tym razem " Tańcząc z wrogiem" z dopiskiem na okładce  " Taniec, który pozwolił przetrwać Auschwitz", jednak ten wątek z życia bohaterki, to tylko fragment książki. Narracja biegnie dwutorowo. Raz w roli głównej z Rosi, raz autora. Paul Glaser urodził się po wojnie w katolickiej rodzinie i nie wiedział kim jest. Ta wiedza nie była mu do niczego potrzebna, bo w jego życiu nie było nic niepokojącego. Dziadkowie nie żyli, siostra ojca mieszkająca w Szwecji i bez kontaktów z nią, z dalszą rodziną też nie było kontaktów, ale czy to coś wyjątkowego. 
        Przypadkowa wizyta w obozie koncetracyjnym w Oświęcimiu, jego nazwisko wypisane na walizce stojącej na ekspozycji było początkiem. Stopniowe odkrywanie rodzinnej historii i dotarcie do swoich korzeni. Autor opisał ją poprzez przedstawienie losów swojej ciotki Rosi Glaser, holenderskiej Żydówki, nauczycielki tańca. Jest to historia wrażliwej, pełnej pasji kobiety, która w żadnym razie nie czuła się Żydówką, która pomimo przeciwności losu zachowała pogodę ducha i optymizm.
       Autor mniej skupia się na okrucieństwie wojny i życiu w obozie koncentracyjnym, a pokazuje siłę, radość i chęć życia pomimo wszystko. Chwilami się wydaje, ze opisywane epizody z obozu są wręcz niewiarygodne, ale tak je opisywała Rosi. Paul Glaser opisał historię swojej odnalezionej ciotki na podstawie  bardzo skrupulatnie spisywanych przez nią wspomnień, zdjęć uratowanych dzięki jej zapobiegliwości, odnalezionych różnych listów, rozmów. Tematyka bolesna i niełatwa, bo autor dokonuje też rozliczenia Holandii za swój stosunek do Żydów zarówno w czasie wojny jak i po niej.
        Być może książka nie jest zbyt wysokich lotów jeśli chodzi o styl, ale nie to decyduje o jej ważności.  Jest to znowu kawałek historii, która się działa zaledwie dwa pokolenia przede mną.
" Śmieję się, żeby nie płakać"
Max Tailleur
**
" Trudności i niebezpieczeństwa są sprawdzianem naszego charakteru"
*
" Zachowaj rodzinny sekret dla siebie, w przeciwnym razie zostanie
wykorzystany przeciwko tobie"
---
13 książka, 331/5049

czwartek, 15 lutego 2024

"Służące do wszystkiego" - Joanna Kuciel-Frydryszak


             Tak właściwie nie wiem dlaczego chciałam przeczytać tą książkę. Gdzieś coś mi się obiło o uszy, albo coś przeczytałam o niej. O tej i o "Chłopki" tej samej autorki. Zapytałam o nie w mojej bibliotece. Zdziwiłam się, kiedy usłyszałam, że owszem są, ale jest kolejka, zapisy z czekaniem 5-6 miesięcy. Byłam szósta w kolejce, a można mieć książkę przez miesiąc. No więc czekałam. Na " Chłopki" nadal czekam.
           " Służące do wszystkiego" to prawie dokument, a może nawet, bez tego prawie, opisująca życie i rolę służących w XIX i XX wieku. Jest poparta bogatym materiałem historycznym, fragmentami z ówczesnej prasy, grafikami, fotografiami, fragmentami pamiętników, dokumentami, stenogramami sejmowymi itp. Pokazuje polskie społeczeństwo  przełomu XIX i XX wieku, a tak właściwie  ciemną stronę tego okresu. Służące widzieliśmy w filmach z tamtej epoki, czytaliśmy o nich w książkach o tamtych czasach, ale one były tylko drugoplanowe, jak w życiu, ale jakie było ich życie? Niektóre wspominają po latach, że był to najlepszy okres ich życia, kiedy udało im się wyrwać z rodzinnej biedy i głodu i jeśli udało im się dostać do " dobrej Pani". Losy niektórych były jednak  przejmujące. Białe niewolnice, bo tak je nazywano, trafiały na służbę często jako dziecko, bo już 8-9 latki zostawały oddawane przez matki, macochy, czasem może z dobrym zamiarem, bo w domu nie było miejsca i środków do życia, a praca służącej to mimo wszystko był awans i dotknięcie lepszego świata. Niektóre w rodzinie chlebodawców znajdowały przyjaciół i opiekunów.
          Joanna Kuciel-Frydryszak poświeciła tą książkę pamięci kobiet z najniższego szczebla hierarchii służby domowej. Tych, których w przedwojennej Polsce było najwięcej. Zatrudniane przez mieszczaństwo, nawet to średnio zamożne, wiejskie dziewczęta zaczynały służbę mając najczęściej 15 lat. Nie miały prawa do urlopu i wypoczynku, pracowały od świtu do nocy za grosze.  Te, którym się poszczęściło, spały w maleńkich pokoikach, najczęściej bez okien, choć w eleganckich kamienicach, gdzie zakazane było im wchodzić głównym wejściem. Najczęściej jednak spały w ciasnej wnęce, antresoli lub w kuchni. Autorka przypatruje się, co robiły, gdy miały wychodne, jeśli je miały, współczuje, gdy musiały oddać swoje często nieślubne dzieci, a nawet do czego się często dopuszczały.
        "Służące do wszystkiego" to także opowieść o stosunkach klasowych tego okresu, o wyzysku, uległości kobiet akceptujących swój niewolniczy los, ale i o sile ludzkich uczuć, zdolnych te podziały przekraczać. Kiedy autorka przytacza stenogramy z sejmowych przepychanek na temat, książka wydawać mi się zaczęła  przydługawa, przeciągana na siłę, ale przebrnęłam. Jest to lektura, która otwiera  oczy. Nigdy nie myślałam, nie zastanawiałam się, że osoby, o których się uczyliśmy w szkole, pisarze itd. też byli tymi lepszymi, którym podawano do stołu, prasowano koszule i grzano łóżka. Autorka pisze też o heroizmie służących podczas drugiej wojny światowej, gdy pomagały swoim chlebodawcom, o służącej, która została prababcią kanclerz Angeli Merkel i tej, która została żoną Stanisława Wyspiańskiego i też o tej,  która wymyśliła końcówkę Ferdydurke. W książce przedstawione zostały chyba wszystkie aspekty ich profesji, widzianej zarówno ze strony służącej, jak i pracodawców.
        Autorka włożyła ogrom pracy w zebranie materiałów, które pozwalają nam przybliżyć losy tych kobiet i ich status społeczny.
        Z tej książki dowiedziałam się, że na początku XX wieku w Królestwie Polskim służba stanowiła 30% wszystkich zatrudnionych, z czego kobiety stanowiły 80%. W 1904 roku w Warszawie otwarto szkołę dla służących, ale która z nich mogła się uczyć, kto miał za to płacić, kogo było na to stać? Że, od 1924 roku objęto je ubezpieczeniem społecznym w kasach chorych i w wieku 70 lat uzyskać mogły prawo do emerytury. Musiały jednak okazać, że przez 1200 tygodni płaciły składki. Którym się to udało? Za 15 lat wybuchła wojna, a po niej nastał nowy ład i skończyła się epoka służących.
       Jest to lektura dla miłośników reportażu i dla tych, którzy chcą poznać historię Polski z trochę innej  perspektywy. “Służące do wszystkiego” to książka , która zasługuje na uwagę.
---
12 książka, 415/4718

środa, 14 lutego 2024

Walentynki


           Skoro nie ma tego czegoś przez cały rok, to po co Walentynki? Nie obchodzę. To było pierwsze skojarzenie dotyczące tego dnia, ale ja przecież mam swoje Walentynki, córka, wnusie. Przy okazji także zięć. Kocham je bardzo.

Dla Was

Dzisiaj jest takie święto,
że mam buzię uśmiechniętą
bo wszędzie dokoła nas
nastał miłości czas
i z tej miłosnej przyczyny
pałam miłością do mojej rodziny
i walentynkowym zwyczajem
wyznania wszystkim rozdaje
i dzielić sympatią się chcę
bo ja kocham Ją.

Kocham Was bardzo i nie skrycie
Kocham Was mocno, na całe życie
Kocham nie tylko w walentynki
Bo jesteście Moje Dziewczynki.

niedziela, 11 lutego 2024

Serweta szydełkowa

          Ostatnio czytam i szydełkuję. O efektach czytania piszę, a teraz czas na post robótkowy. Szydełkowałam i prułam, prułam i szydełkowałam, bo wybrany wzór nie był chyba odpowiedni do włóczki i albo wychodziła falbanka, albo czapeczka. Wreszcie zaczęłam improwizować, z różnych wzorów sugestie i dopasowywałam do potrzeby. I wyszło to co wyszło. Swrweta 87 centymetrów średnicy.





sobota, 10 lutego 2024

Światowe Dni


           Czwartego lutego obchodzony jest World Cancer Day - Światowy Dzień Raka / Zwrotnika Raka/. W Polsce tą angielską nazwę tłumaczy się jako Światowy Dzień Walki z Rakiem. Dzisiaj przypada Światowy Dzień Chorego. Może z tej okazji przytoczę smutny wiersz Wojciecha Majkowskiego. Nie ma chyba w życiu nic gorszego. 

 PODŁOGA 
„Mamo, czy w niebie jest podłoga?”
Nie wiem, kochanie, choć być musi.
Zapytam jutro Pana Boga.
Dzisiaj już zaśnij. Śpij malusi.

„Mamo, a w niebie są zabawki?”
Na pewno słonko, jakie zechcesz.
Koń na biegunach i huśtawki,
a na huśtawce wolne miejsce.

Będziesz się bujał tam do woli.
I będziesz biegał tam po trawie.
I nic już więcej nie zaboli.
I ja tam także się pojawię.

„Mamo, a kiedy przyjdziesz do mnie?”
Nie wiem syneczku, lecz na pewno.
A kiedy przyjdę, siądę sobie,
a Ty usiądziesz razem ze mną.

I już nie będzie żadnych rurek,
żadnych cewników i bandaży.
Jedynie trzeba wejść na górę,
Tam wszystko dobre się wydarzy.

Tam wymarzymy sobie wszystko.
Nawet podłogę, jeśli trzeba.
Tylko już zaśnij, zaśnij szybko.
I nie idź dzisiaj tam, do nieba.            

piątek, 9 lutego 2024

" Jestem Twoją córką" - Anna Karpińska


        Świat jest mały i nawet w cudownej rodzinie nie zawsze i nie do końca tak musi być jakby się wydawało. Jakie niespodzianki przyniosło życie bohaterkom książki i o tym, z czym musiały się zmierzyć pisze Anna Karpińska w " Jestem Twoją córką". Muszę przyznać, że na początku trochę się gubiłam w mnogości osób, które występują w powieści, co było potęgowane przez zmiany w poszczególnych rozdziałach . Raz Weronika raz Dobrosława ze swoimi znajomymi rodziną itd., ale dałam radę. Książka z tych: łatwa, lekka i przyjemna. Bez filozoficznych rozważań, co najczęściej występuje w  wybieranych przeze mnie. Taka na dwa wieczory dla relaksu.

" Los nie dzieli talentów i osobowości po równo,
ale każdemu daje szansę, żeby odnaleźć powołanie"
---
11 książka, 438/4303

czwartek, 8 lutego 2024

Tłusty czwartek


               Tłusty czwartek to nasza tradycja, zwyczaj nadal kultywowany, bo i dlaczego by nie.
Jest to ostatni czwartek przed wielkim postem,  52 dni przed Wielkanocą. Kiedyś mówiło się  zapusty, mięsopust. Rozpoczyna ostatni tydzień karnawału. Data tłustego czwartku zależy od daty Wielkanocy, jest więc dniem ruchomym. Następny czwartek jest czwartkiem po Środzie Popielcowej , czyli już postnym. 
      Najpopularniejsze potrawy w tym dniu, jak sama nazwa wskazuje, to pączki i faworki, zwane również w niektórych regionach chrustem lub chruścikami. Dawniej objadano się pączkami nadziewanymi słoniną, boczkiem i mięsem, które obficie zapijano wódką. Nie wyobrażam tego sobie i wydaje mi się to niezbyt apetyczne. Jest nawet staropolskie przysłowie na ten dzień. Mówi: Powiedział Bartek, że dziś tłusty czwartek, a Bartkowa uwierzyła, dobrych pączków nasmażyła.
            W ubiegłym roku przypadał nieco później, bo 16 lutego. W tym już dzisiaj. Natrafiłam w sieci na tabelkę z datami na lata następne.  Zawsze będzie później. W 2029 roku ma wypaść też 8 lutego, a w 2032 nawet 5 lutego.
         Geneza tłustego czwartku sięga czasów pogaństwa. Był to dzień, w którym świętowano odejście zimy i nadejście wiosny. Ucztowanie opierało się na jedzeniu tłustych potraw, szczególnie mięs oraz piciu wina, a zagryzkę stanowiły pączki przygotowywane z ciasta chlebowego i nadziewane słoniną. Rzymianie obchodzili w ten sposób raz w roku tzw. tłusty dzień. W specyficzny sposób obchodzono tłusty czwartek w Małopolsce. Nazywany on był wówczas combrowym czwartkiem. Według legendy nazwa pochodzi od nazwiska żyjącego w XVII wieku krakowskiego burmistrza o nazwisku Comber, będącego prawdopodobnie postacią fikcyjną, człowieka złego i surowego dla kobiet mających swoje kramy i handlujących na krakowskim rynku. Umrzeć miał on w tłusty czwartek. W każdą rocznicę śmierci przekupki na targu urządzały więc huczną zabawę i tańce. 
            Zwyczaj jedzenia pączków w wersji słodkiej pojawił się w Polsce około XVI wieku. 
Wyglądały one nadal nieco inaczej niż obecnie. W środku miały  ukryty mały orzeszek lub migdał. Ten, kto trafił na taki szczęśliwy pączek, miał cieszyć się dostatkiem, szczęściem i powodzeniem.

Tłusty czwartek

Góra pączków, za tą górą
tłuste placki z konfiturą,
za plackami misa chrustu,
bo to dzisiaj są zapusty.

Przez dzień cały się zajada,
a wieczorem maskarada:
Janek włożył ojca spodnie,
choć mu bardzo niewygodnie,

Zosia – suknię babci Marty
I kapelusz jej podarty,
Franek sadzy wziął z komina,
Bo udawać chce Murzyna.

W tłusty czwartek się swawoli,
później czasem brzuszek boli.

 / Władysław Broniewski /


                     Idę zrobić sobie kawę i do...pączka. No niech będzie jeszcze przepis na paczusie mojej mamy, sprzed lat.
- 300g serka homogenizowanego, waniliowy
- 3 jajka
- 320g mąki
- 2 łyżeczki proszku do pieczenia
- 2 łyżki cukru
         Wszystko wymieszać i piec na głębokim oleju, nakładając łyżką niewielką ilość ciasta. Robi się bardzo szybko i szybko znikały z talerza, kiedy mama je piekła, a moja córka i synowie brata mieli może po cztery lata. Babcia nie nadążała z pieczeniem i cieszyła się, że niejadkom tak jej pączusie podeszły. Kiedy brat ze swoją rodziną pojechał do domu, ja mieszkałam wtedy z rodzicami, dziadek odkrył w ogrodzie ładnie ułożony stosik kuleczek. Każdy pączek raz ugryziony i ładnie ułożony na stosiku. :-)

środa, 7 lutego 2024

"Cienie nad rzeką Hudson " - Isaac Bashevis Singer

              Isaac Bashevis Singer to amerykański pisarz, z pochodzenia polski Żyd, urodzony pod zaborem rosyjskim w pobliżu Nowego Dworu Mazowieckiego. Tworzył głównie w języku jidysz, dziennikarz, Laureat Nagrody Nobla w dziedzinie literatury za 1978 rok. Jego ojciec był chasydzkim rabinem, matka  córką rabina z Biłgoraja. Zadebiutował w 1925 roku krótkim opowiadaniem o swoim rodzinnym Biłgoraju, jednak często 1935 rok jest uważany za rok debiutu. Wydał wtedy swoją pierwszą powieść  "Szatan w Goraju", opowiadającą historię pogromu Żydów ze wsi Goraj nieopodal Biłgoraja, dokonanego przez kozaków w czasie powstania Chmielnickiego w 1648 roku. W tym samym roku, z powodu trudnej sytuacji materialnej oraz wzrastającego antysemityzmu w Europie, Singer wyemigrował do Stanów Zjednoczonych. Rozstał się wówczas ze swoją partnerką Rachelą (Rochl Szapiro) i synem Izraelem, którzy wyjechali najpierw do Moskwy, a następnie przez Turcję do Palestyny. Chociaż nigdy nie wrócił do ojczystego kraju, tłumacząc to niemożnością podróży na „cmentarz żydowskiego narodu”, do końca życia uważał się za warszawiaka i podkreślał swoje przywiązanie do Polski. Patrzył na Broadway, ale widział Marszałkowską. Wyjechał z Polski w sensie fizycznym, ale nie uczuciowo. Większość ludzi, o których pisze, pochodzi z Polski. To przeczytałam w wikipedii.
            Akcja powieści  " Cienie nad rzeką Hudson" toczy się u schyłku lat czterdziestych XX wieku, w środowisku  zamożnych, zwłaszcza  polskich Żydów, będących emigrantami i uciekinierami wojennymi z okupowanej Polski. Ich nowym miejscem jest teraz Nowy Jork.  Asymilowanie się w nowym świecie, pozycja społeczna, stosunek do swojego narodu, konflikt pomiędzy prowadzonym życiem a tradycją, interesy, pieniądz, rodzina, hochsztaplerstwo,  polityka, przeszłość rzutująca na nowe życie i  tragedia której nie można  wymazać z pamięci. 
           Autor przedstawia historię ludzi rozdartych między tradycją i wiarą, a współczesnym światem. Rozdartych między przeszłością, a teraźniejszością. Każdy z nich musi się zmierzyć z Holocaustem, z tragedią, jaka spotkała cały naród, jak i najbliższych. Opowiada o ludziach pełnych wewnętrznych konfliktów, poszukujących własnych dróg i odpowiedzi. Podstawowe pytanie, jakie zadają, to czy mają prawo do szczęścia i jak to szczęście ma wyglądać.
         To powieść o miłości, przebaczeniu, rozstaniach i powrotach. o związkach , które z punktu widzenia przeszłości nie powinny się zdarzyć. O moralnych dylematach, stąd wiele w niej rozważań filozoficznych.
          "Cienie nad rzeką Hudson" to powieść o pokoleniu ludzi, którzy przeżyli drugą wojnę,  Holocaust, śmierć swych bliskich, bądź to w obozach hitlerowskich, bądź w sowieckiej Rosji, przeżyli , albo otarli się o piekło na ziemi  i różnymi drogami dotarli do Ameryki, aby tam uczyć się żyć na nowo. Pozornie mieli szczęście, uniknęli losu swych bliskich, nie podzielili losu sześciu milionów Żydów, nadal żyją, albo to tylko  cienie ich i ich bliskich snujące się  nad rzeką Hudson.
              Książka niełatwa w odbiorze, ale wartościowa.

" Wszyscy z nas zobaczą swoich bliskich... gdy nadejdzie czas...
jeśli będziemy tego warci."
*
"Pogoń za szczęściem jest głównym motorem ludzkiego istnienia".
---
10 książka, 613/3865

niedziela, 4 lutego 2024

Niedotlenienie mózgu


 
      Człowiek zaczyna się więcej interesować jakimś tematem, gdy zaczyna on siebie dotyczyć. Szuka, czyta i się uczy. Lepiej późno niż wcale. Kiedyś były tylko książki. Nie zawsze dostępne. Teraz skarbnicą jest internet. Nie zawsze piszący prawdę. Z różnych powodów, ale to temat na inny wpis. Jednak czytając różne materiały można dojść do prawdziwych wiadomości. Dzisiaj o niedotlenieniu mózgu i jego skutkach.
           Niedotlenienie mózgu jest efektem dostarczenia niewystarczającej ilości tlenu do mózgu. Jest to bardzo niebezpieczna dolegliwość, która może nie tylko powodować zaburzenie prawidłowego funkcjonowania, ale w wielu przypadkach prowadzi do zgonu chorego. Na co dzień nasz mózg, aby właściwie funkcjonował potrzebuje około 3,3 ml dotlenionej krwi na 100 g tkanki mózgowej. Jest to pierwiastek, bez którego nie jesteśmy w stanie przeżyć dłużej niż 4 minuty. W sytuacji, kiedy organizm dostaje sygnał o zbyt małej ilości tlenu, w pierwszym odruchu próbuje awaryjnie dotleniać mózg poprzez zwiększenie przepływu krwi.  
    Jakie czynniki mogą powodować niedotlenienie mózgu? Do czynników od nas niezależnych, które prowadzą do tego, należą choroby przewlekłe na przykład cukrzyca, choroby serca czy zespół bezdechu sennego. Niedotlenienie mózgu to upośledzenie wydolności układu krążenia. Najczęściej niedotlenienie mózgu, które postępuje nagle jest wynikiem zaburzenia pracy układu krążenia. Zmniejszenie ilości tlenu może być spowodowane zakrzepem, migotaniem przedsionków, oba zaburzenia prowadzą do udaru niedokrwiennego mózgu.
        Objawy, które pojawiają się przy niedotlenieniu mogą pojawić się nagle i są to najczęściej zawroty i bóle głowy połączone z nudnościami i  wymiotami, zaburzenia poznawcze, zaburzenia czucia i równowagi,   asymetria twarzy, opadanie kącika ust, zaburzenia mowy, problemy ze zrozumieniem mowy i znalezieniem odpowiedniego słowa; osłabienie siły mięśniowej; pogorszenie sprawności ruchowej, zaburzenia chodu;
zaburzenia widzenia, ruchów gałek ocznych. Objawy uzależnione są od tego, w którym miejscu mózgu dojdzie do stanu  niedokrwienia.
       Niedotlenienie mózgu jest to dolegliwość, która wymaga szybkiej reakcji, kiedy pojawiają się pierwsze objawy należy jak najszybciej zgłosić się do lekarza lub do szpitala na oddział ratunkowy. Jeśli choremu nie zostanie udzielona szybka, pierwsza pomoc w następnym etapie niedotlenienia może dojść nie tylko do drgawek, omdlenia, ale również do śmierci mózgu, a tym samym do śmierci człowieka.
      Ze względu na utrzymywanie się objawów niedokrwienie mózgu dzieli się na przemijające / chwilowe/  niedokrwienie mózgu, zespół mózgowych objawów ogniskowych o charakterze naczyniowym, który utrzymuje się do 24 godzin. Najczęściej jednak symptomy ustępują w ciągu kilkunastu minut. Przemijające niedokrwienie mózgu nie pozostawia najczęściej po sobie  zmian morfologicznych. W literaturze medycznej przemijający napad niedokrwienny  nazywa się mikro udarem, małym udarem lub mini udarem. 
              Drugie to przewlekłe niedokrwienie, udar mózgu niedokrwienny. W tym wypadku  choroba powoduje trwałe uszkodzenia, stanowi jedną z głównych przyczyn niepełnosprawności i w znaczący sposób obniża jakość życia chorego. Udar mózgu stanowi jedną z głównych przyczyn zgonów w skali światowej. Jego wystąpienie może być poprzedzone przemijającym niedokrwieniem tego narządu.
    Rozpoznaniem i leczeniem niedokrwienia mózgu zajmuje się neurolog. Diagnostyka rozpoczyna się od wywiadu z pacjentem, jeśli jest on cokolwiek powiedzieć. Jeśli nie, to też jest wskazówka. Stosuje się różne testy, określane w skalach. Na przykład skala FAST w której ocenia się najczęstsze objawy niedokrwienia mózgu, czyli  osłabienie i porażenie mięśni mimicznych, osłabienie mięśni kończyny górnej, zaburzenie mowy / mowa bełkotliwa lub pozbawiona logicznego sensu/
     Głównym elementem diagnostyki  są badania obrazowe, rezonans magnetyczny i tomografia komputerowa pozwalają na rozpoznanie zmiany patologicznej odpowiedzialnej za zaburzenie krążenia krwi w mózgu. Oprócz tego, pozwalają one  wykluczyć krwotok śródczaszkowy. Rezonans magnetyczny pozwala na wykrycie małych zmian, które nie są widoczne w tomografii komputerowej. Ze względu na dużo dokładniejszą ocenę w porównaniu z tomografią komputerową jest rutynowo zalecane w przypadku podejrzenia niedokrwienia mózgu. Wykonuje się też tzw. badanie angiograficzne. Pozwalają one na dokładne przedstawienie przebiegu naczyń wewnątrzczaszkowych wraz ze wskazaniem miejsca zamknięcia światła. Badania USG tętnic tzw. Doppler, pozwalają na ocenę stopnia niedrożności wewnątrz lub zewnątrzczaszkowych naczyń domózgowych. Wykonywane są również badania krwi.
         W momencie, kiedy stan chorego jest stabilny konieczna jest odpowiednio dobrana rehabilitacja. Zaleca się nie tylko ćwiczenia, ale również tlenoterapię hiperbaryczną, której głównym założeniem jest tworzenie nowych neuronów mających przejąć zadania tych uszkodzonych w trakcie niedotlenienia. Leczenie i rehabilitacja powinna przebiegać pod okiem specjalistów, a powrót do zdrowia po nieodtlenieniu jest możliwy, ale zależy nie tylko od prawidłowo prowadzonej rehabilitacji, ale także od osobistych predyspozycji pacjenta, jego możliwości fizycznych. O sukcesie terapii decydują również przyczyny, dla których doszło do niedotlenienia.
            W zdecydowanej większości przypadków przy mini udarze nie wdraża się leczenia farmakologicznego. Standardem jest systematyczne kontrolowanie ciśnienia tętniczego krwi, profilu lipidowego, a także masy ciała. Kluczowa jest zmiana nawyków żywieniowych i codzienna aktywność fizyczna. Lekarze i dietetycy podkreślają, że najważniejsze jest zaprzestanie palenia tytoniu i picia alkoholu, ograniczenie stosowania soli w diecie, a także produktów bogatych w nasycone kwasy tłuszczowe i cukry proste. I jeszcze coś. 
         Zwiększenie  ryzyka wystąpienia udaru powoduje  stres.  Podwyższa on ciśnienie tętnicze, ale też możliwy jest  udar mózgu z powodu ciśnienia obniżonego przez stres. Dzieje się tak na przykład po nadzwyczaj silnym stresie, w fazie odprężenia. Czyli tylko spokój może nas uratować. Oczywiście zdrowe nawyki żywieniowe, aktywność fizyczna, higiena snu, brak stresu i częste kontrole u lekarza nie mogą w 100% zapobiec pojawieniu się mikro udaru, mogą jednak znacznie obniżyć to ryzyko. Niestety  wyniki najnowszych badań naukowych wykazały, że COVID-19 znacznie zwiększa to ryzyko, bo jest to związane z powikłaniami zakrzepowo-zatorowymi, które towarzyszą tej chorobie.
          Wiem, że nie zawsze, wiedzieć to znaczy stosować, ale ja to wzięłam sobie do serca.

piątek, 2 lutego 2024

Smak z dzieciństwa

              Ta zupa chodziła za mną już od bardzo dawna. Nigdy jej nie gotowałam. Robiła ją moja  mama, a pewnie i jej mama.  Kiedyś przypomniałam sobie jej smak. Wydawało mi się, że była robiona na maślance, polewka. Kiedy mama była u nas, wspomniałam o niej, że nigdy nie robiłam. Myślałam, że mama powie jak ją gotowała, a ona tylko skrytykowała, co za zupa na maślance. Nie chciałam ryzykować sama, bo byłby powód do kolejnej krytyki. Dzisiaj zaryzykowałam. W osolonej wodzie gotowałam do miękkości warzywa, pokrojoną cebulę i pietruszkę wraz z liściem laurowym i zielem angielskim. Następnie dodałam maślankę rozmąconą z mąką. Ciągle mieszałam, aby nie porobiły się kluchy, dodałam sporo śmietany, dosoliłam i popieprzyłam do smaku. Aby zwiększyć wartość odżywczą dodałam ugotowane na twardo jajko. Na talerzu ładnie wyglądają połówki zalane polewką. Oddzielnie ugotowałam ziemniaki. Postna, dla biednych, ale przypomniało mi się dzieciństwo. To był ten smak. Czy też gotujecie coś, co przypomina Wam biedniejsze, ale dobre dziecięce lata. Ja polewkę z maślanki będę gotowała częściej.

czwartek, 1 lutego 2024

" Marzenie panny Benson" - Rachel Joyce


          To zupełny przypadek, że poprzednia i ta książka dotyczyła tematów odkryć przyrodniczych. Różnił je czas, w którym dzieje się rzecz. "Marzenie panny Benson" spełnia się w latach 50-tych ubiegłego, XX wieku. Jest to historia o  przyjaźni dwóch zupełnie różnych kobiet i o odwadze do szukania swojej drogi i swojego miejsca na ziemi, niezależnie od wieku. Czyż czasami myśl, aby rzucić  wszystko i podążyć drogą swoich marzeń, jeśli się je oczywiście ma, nie dopada każdego z nas? Pewnego dnia dopadła prawie  50-letnią Margery Benson, mierną nauczycielkę zajęć praktycznych w szkole. Swoje marzenia porzuciła dawno temu. Teraz samotna, niezbyt atrakcyjna, zamknięta w swoim ciasnym świecie, ignorowana przez otoczenie, pod wpływem chwili podejmuje decyzję. W realizacji marzenia ma jej pomóc, z ogłoszenia, wiec nieznana jej inna kobieta, żywiołowa, zwariowana i stanowiąca jej totalne przeciwieństwo i tylko dzięki tej różności udało im się przetrwać. Jakie tajemnice kryją obie. Jest też inny watek zagadkowy. 
         Marzenie spełnia się w Nowej Kaledonii, małej wyspie na Oceanie Spokojnym pomiędzy Australią, a Nową Zelandią. Są więc opisy egzotycznej roślinności i podążanie za  złotym chrząszczem. Ile trzeba znieść, aby spełnić marzenie?
      To wzruszająca, napisana z humorem,  nakłaniająca do refleksji książka  o przyjaźni, poszukiwaniu własnego marzenia i przezwyciężaniu trudności. 
           Przyznam, że początek mnie nieco nudził. Już myślałam, że spasuję, ale wraz z rozwijaniem się akcji, ujawnianiem tajemnic, zaczęła wciągać.

" Historii nie tworzą jedynie zdarzenia,
lecz także to, co się dzieje między wierszami"
*
" Można jechać na drugą stronę świata, ale ostatecznie to niczego nie zmienia: wszelka druzgocąca zgryzota, którą w sobie nosisz, pojedzie tam także"
---
9 książka, 397/3252