sobota, 26 września 2020

Nadal trwa i końca nie widać


              Minęła wiosna i lato, czyli już ponad pół roku, jak trwa. Boimy się chociaż niektórzy lekceważą. Przyzwyczailiśmy się, oswoiliśmy, w końcu trzeba jakoś żyć. Koronawirys. 14 marca potwierdzono 104 przypadki. Ogłoszono stan epidemiczny. Potem odwoływano kolejne obostrzenia. Zaczęły się / niektórzy/  wyjazdy na wakacje, udziały w imprezach, huczne wesela , wybory, grille na działce itd. Wielu myślało, że to bzdura i straszenie bez powodu. Dzisiejszy raport mówi o 1584 nowych przypadkach na terenie kraju. Wczoraj było 1587 i był to już kolejny dzień z zachorowaniami powyżej tysiaca. Łącznie mamy ponad 85 tysięcy zachorowań. Umierają kolejne osoby. Sceptycy twierdzą, że zawsze ludzie umierali. Porównują, krytykują. I to też jest prawda, ale nowotwory, choroby układu krążenia, cukrzyce itd nie były zaraźliwe. Zwyczajna grypa też nie była aż tak zaraźliwa. Jak gdyby, mamy powód do radości w tym wszystkim, bo Polacy znaleźli lekarstwo, ale to dopiero pierwsze kroki. Co będzie dalej?  Ja też oswoiłam strach. Chodzę do sklepu, ale tylko kiedy muszę, zawsze z maseczką, zrezygnowałam z wyjazdów i zajęłam się  wyłacznie ogrodem. Wyjątkiem to spotkania z najbliższą rodziną / dzieci i wnuki/ i to też w ograniczonym wymiarze. Nigdy wszyscy razem. Można powiedzieć, że prawie kwarantanna. Nie było mi wcale z tym źle. Jestem domatorką więc żadne zakazy, nakazy mi nie przeszkadzają, a może dlatego że mam przestrzeń w ogrodzie, czyli miejsce do odpoczynku, relaksu i pracy. Współczuję tym, którym jest z tym trudno, ale potępiam tych co sobie lekceważą i za nic mają zdrowie i życie innych. A jeśli są tach chojracy to niech zakaszą rękawy i idą tam gdzie potrzebują pomocy, do chorych z covidem. Nie powinniśmy dać się zwariować, ale ostrożności nigdy za dużo.

3 komentarze:

  1. Witaj kochana! Pojawiłam się na Twoim blogu po raz pierwszy. Zdaje się, że widziałam Twój komentarz u Basi z 5 pór Roku. Albo u Karolinki. Nie pamiętam.
    Ja również obawiam się covida, jednak zaczęłam już dusić się na własnej działce, własnym ogrodzie, pomimo aż 14 arów. Współczuję tym, którzy przez okres ścisłej kwarantanny nie mieli nawet balkonu, by wyjść na świeże powietrze. Bardziej od covida jednak przeraża mnie stan naszej służby zdrowia - że coś stanie się moim Dzieciom, a ja nie będę miała możliwości otrzymania prawidłowej diagnozy i leczenia. Drżę każdego dnia o zdrowie mojej Rodzinki oraz siebie samej, przeradza się to u mnie w psychozę... Chciałabym żyć beztrosko, nie martwić się, żyć rozważnie ale bez zmartwień każdego dnia... Dziś idę do psychologa, to moja druga wizyta, dwa miesiące temu miałam jakieś stany lękowe przez dwa dni, to było straszne...

    Ach, ale się rozpisałam. Tak czy siak pomimo strachu udało nam się w tym sezonie pojeździć kamperem, w którym czujemy się bezpiecznie.
    Zapraszam Cię na swojego bloga:)

    Ściskam i pozdrawiam, dużo zdrowia!

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wizytę. Mam nadzieję, że pomimo wszelkich trudności nie zabraknie nam osób mogących służyć pomocą, kiedy taka będzie potrzebna. Życzę tego Tobie, sobie i wszystkim. Mówią, że nadzieja to matka głupich, ale bez niej trudno byłoby żyć. Odwiedzę Cię na Twoim blogu.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja z kolei, nie potrafię dłużej przejmować się koronawirusem czy innymi plagami, których trwania końca nie widać. Dlatego serdecznie uśmiałam się z żartu, który zamieściłaś. Doskonały :-)

    OdpowiedzUsuń