Jakiś miesiąc temu pisałam o kocie sąsiadów. który wybrał sobie nasz dom. Tak było wówczas, potem go nie było, potem znowu był i zniknął. Przyszedł przed tygodniem, nie chciał jeść, tylko spał. Trzeciego dnia wydało mi się to podejrzane, zwłaszcza, że sprawiał wrażenie osłabionego. Nie chciałam się z nim panoszyć, w końcu to kot sasiadów i nie wiem co by powiedzieli, gdybym pojechała z nim do lekarza, więc poszłam zapytać czy nie mają nic przeciwko temu. Opowiedziałam, że chyba jest chory. Sąsiadka natychmiast zareagowała. Przyszła z transporterkiem i pojechała sama do weterynarza. Na drugi dzień dowiedziałam się od niej, że kotek dostał na odrobaczenie i przeciw kłakom i ma być obserwowany. Kolejnego dnia informacja brzmiała już groźniej. Kot ponoć ma kamienie nerkowe i jeśli leczenie nie pomoże, w grę wchodzi operacja, ale jeśli będą uszkodzone nerki to czeka go koniec. Oczywiście jest u nich. Bardzo mi go żal, ale żal mi też tego, że nie ma go z nami. Mam też świadomość, że nie mogę przeginać i zawłaszczać sobie czyjegoś kota. We wtorek, nie mając żadnych zamiarów weszłam na stronę schroniska dla zwierząt, potem lekarza weterynarii i zobaczyłam rudzielca, którt mnie zauroczył. Ponoć znaleziony, chwilowo przebywa u opiekunki i był podany telefon. Zadzwoniłam, ale nikt się nie odezwał. W środę dostałam smsa z prosbą o smsa. Zapytałam czy kot nadal szuka domu. Pani odpowiedziała, że mam wstrzymać się z tydzień, bo może właściciel sie zgłosi. Dzisiaj rano dostałam informację, że jeśli chcę go zabrać to możemy się umówić. W rozmowie Pani dodała, że ma jeszcze jednego, młodszego i też rudy. Kupiłam więc kontenerek i gdy Jurek wrócił z pracy, pojechaliśmy. Kotek ujął mnie zaraz, wzięłam go na ręce, przytulił sie do mnie, chociaż wiem, że zapewne nie z radości ale ze strachu. To był ten drugi, nie ten którego widziałam na zdjęciu. Ten ze zdjęcia też był ładny, duży silny, powiedziałabym koci bandzior, ale tego którego trzymałam na ręku już nie oddałam. Przecież to nie jest towar wymienny. Przyjechał z nami do naszego domu. Zjadł, obszedł mieszkanie, zrobił do kuwety i teraz śpi. Nie mam jeszcze żadnego jego zdjęcia, ale jest rudy, podobny do tego wyżej. Chociaż mówiłam, że nie chcę już nigdy zwierząt w domu, od dzisiaj mam znowu kota. Myślę, że będzie mu u nas dobrze.
czwartek, 16 stycznia 2020
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
-
Co to za życie bywa w MŁODOŚCI!? Nie czujesz serca…wątroby…kości… Spisz jak zabity, pijesz gładko… I nawet głowa boli cię rzadko...
-
Kochani moi, na ten błogosławiony czas Świąt Wielkanocnych, życzę Wam zdrowia i radości, wspólnego, rodzinnego przeżywania Cudu Zmartwychwst...
-
Boję się Boję się samotności we dwoje, dni bez rozmów choć na chwilkę, bez ciepłego przytulenia, w czas wieczoru przed kominkiem. Na dzień d...
-
W marcu, po raz pierwszy od prawie pół roku. Sąsiadka zza płotu, już jesienią mówiła, twój ogród płacze i tęskni za tobą....
-
Był czas, przed covidem, że sporo podróżowaliśmy i to niekoniecznie daleko. Czasem były to wyjścia lokalne, ale zawsze coś now...
-
Kiedyś Nie żyje, umarł, krótkie słowa o stanie rozpaczy, ale to nie koniec, nie wszystko. Kto kocha, ten wi...
-
Styl vintage, który zaistniał w XIX wieku, to coś z innej epoki albo stylizowane na takie. Ubrania z poprzednich dekad a...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz