czwartek, 20 lutego 2020

Dom pod bocianem

           Właśnie skończyłam czytać " Dom pod bocianem" autorstwa Grażyny i Wojtka Wolańskich. To już trzecia pozycja o ludziach, którzy porzucili swoje miejskie życie, aby budować swoje szczęście na wsi. Pierwszą było " Lawendowe Pole" potem " Chata Magoda". Teraz " Dom pod bocianem". Każda jest inna, chociaż opisuje to samo, czyli nowe zakorzenianie się na wsi.  Do każdej trafiłam tak samo. Zaczęło się od bloga.  Jednak tylko ostatnią czytałam za darmo, za co dziękuję autorom.  Po przeczytaniu pierwszej zapragnęłam zobaczyć te pola. Było lato. Lawenda pachniała, bzyczały pszczoły i było nawet ludno, czyli ciekawskich sporo. Pozostał autograf autorki i ładne zdjęcia. Od " Chaty Magoda" chciałam już wiecej. Książka obszerniejsza, wiele kolorowych pięknych zdjęć z Bieszczadów, a ponieważ Maciek i Jagoda / Magoda/ prowadzą agroturystykę, ja zapragnęłam jeszcze raz wrócić w Bieszczady. Tydzień spędzony w Magodzie i na kolejnym poznawaniu gór minął szybko i przyjemnie. Przywiozłam swoje zdjęcia gór, wspomnienia z wędrówek i kozie sery.  To daleka droga od nas, więc pomimo, że sporo podróżujemy, to pewnie w Bieszczady już nie pojedziemy. Czekają inne miejsca, mniej znane. Teraz  warmińska zagroda, na końcu świata. Tam mam tylko dwieście kilometrów, więc może...,kiedyś.... Poznając gospodarzy z bloga i z książki, wiem, że przyjęliby, chociaż nie prowadzą agroturystyki. Wszystkie trzy książki mówią o trudach budowania, a raczej odbudowywania starych domów, które na to czekają, o radościach i problemach tworzenia tam swojego gniazda. Tą tęsknotę za naturą, za powrotem do korzeni, stamtąd przecież przyszliśmy, kiedyś, jedno albo ileś pokoleń wstecz, mamy chyba w genach. Czasem nie jesteśmy tego świadomi, albo z jakiegoś powodu nie chcemy być tego świadomi. Myślę, że tak było ze mną. Urodziłam się na wsi, jednak nie mieliśmy gospodarstwa jak dziadkowie. Ot taki sobie domek z ogrodem, a wokół pola gospodarzy.  W latach 50-60 tych, na wsi nie było lekko. Nie lubiłam pracować w ogrodzie, bo mama kazała to robić zawsze, kiedy miałam trochę wolnego i chciałam iść do koleżanki, ale zawsze był pies, koty, kury. Średnia szkoła w mieście i dojazdy, a autobusy przepełnione.  Nigdy nie mogłam spotykać się z koleżankami po lekcjach, bo jak wrócić potem do domu. Kiedy dorosłam do pracy też poszłam w mieście, bo na wsi nie było. Może ewentualnie znalazłaby się jakaś po znajomości, a ja tak nie chciałam. Wstawałam o piątej, by dwa kilometry biegać do autobusu, aby na siódmą zdążyć do pracy. Autobus nadal przepełniony, zimą godzinne spóźnienia i czekanie na mrozie. Chciałam tak jak mieli miastowi. Wstać o szóstej, miejskim podjechać do pracy, a popołudnie mieć dla siebie. Sąsiedzi w bloku za ścianą wcale mi nie przeszkadzali. Czułam się nawet lepiej niż w trochę odizolowanym domu na wsi. Kota miałam też w mieście, a swoją ścieżkę jak w ogrodzie, stworzyłam na balkonie. Jednak w życiu niczego nie można być pewnym. W pewnym momencie, po przejściu na emeryturę zapragnęliśmy domu z ogrodem, a marzenia chociaż czasem się spełniają. Wiedzą o tym autorzy książki, i wiem i ja. Jednak dalecy byliśmy od siedliska  daleko od " cywilizacji" . Znaliśmy problemy życia codziennego na wsi, chociaż te już znacznie różnią się od tego co było jakieś 60 lat temu. Ważne dla nas, prawie siedemdziesiątlatków, było to, żeby w razie potrzeby nie trzeba czekać na dojazd kareki, aż będzie za późno, aby zostać niedaleko dzieci i wnuków, którzy czasem potrzebują naszego zaangażowania. Znaleźliśmy swój raj na obrzeżach miasta. Ogród zakładany od zera więc też bolą plecy i  ręce, ale warto. Też cieszy mnie wysoki śpiew skowronka, krzyk żurawii, klekot bocianów i odległy widok zabudowań i stawu, chociaż mam też sąsiadów za płotem. Są w naszym wieku, więc spokojnie. Rozumiem radość z życia jakie prowadzą autorzy książki, ale znam też ich problemy. Nie krytykuję broń Boże, nie zazdroszczę, nie współczuję, podziwiam i życzę wszystkiego dobrego.

6 komentarzy:

  1. "Chatę Magodę" mam, u mnie też zaczęło się od czytania bloga :). Chętnie sięgnę też po te dwie pozostałe pozycje, o których piszesz :).

    OdpowiedzUsuń
  2. U mnie też zaczęło się od marzenia ale zaczęłam w późnym wieku i w dodatku sama więc wybrałam wariant pośredni. Na zimę mam mieszkanie a od wiosny do jesieni chattę na skraju lasu i łąk.

    OdpowiedzUsuń
  3. Każdy sposób realizacji marzeń jest dobry. Gratuluję Ci.

    OdpowiedzUsuń
  4. Ja cale zycie mieszkam na wsi, wprawdzie wyprowadziłam się z rodzinnej wsi do większej miejscowości, ale w przyszłosci, chyba zamieszkam w mieście bo jest łatwiej tam żyć.
    Pozdrawiam serdecznie

    OdpowiedzUsuń
  5. Łatwiej żyć, bliżej do lekarza itd

    OdpowiedzUsuń