sobota, 30 listopada 2024

Wiersz o życiu

    Taki wiersz znalazłam gdzieś w necie. Autora nie znam, ale jakże on odzwierciedla życie.

Idziesz sama
pośród marzeń.
Zamknięte drzwi,
poplątane korytarze...
W labiryncie uczuć
zgubiłaś drogę...

Szare dni,
bezgwiezdne noce,
chwytasz oddech,
by znów złapać życie...
O czym myślisz
czego pragniesz,
gdy budzisz się o świcie?

A jednak dalej idziesz
drogą bez znaczenia...
Dzień za dniem płynie...
Nic się nie zmienia...

czwartek, 28 listopada 2024

Cytaty na dziś

" Życie ludzkie to nie linia prosta, to labirynt".
*
Są dwa rodzaje szczęścia:
małe - bycie szczęśliwym,
i wielkie - uszczęśliwianie innych."
**
" Dzięki wynalazkom, technika połączyła lepiej ludzi, ale brakuje im silnych wewnętrznych więzi. Powstaje pustka z płytkości kontaktów.
Tak wykluwa się samotność duszy."

wtorek, 26 listopada 2024

Chusta na chłodne chwile

                   Długie wieczory, sprzyjające robótkom ręcznym, tak właściwie dopiero się zaczęły, ja jednak już od jakiegoś czasu porzuciłam prace w ogrodzie i oddałam się szydełkowaniu. Efektem tego jest chusta. Okryje plecy gdy zawieje wiatr, a będą chęci posiedzenia na tarasie.
         Jeden motek nowy z ACTION, już w takie zmieniające się kolory, trochę resztek i ciepła chusta jak znalazł. 



niedziela, 24 listopada 2024

" Camilla - Prawdziwa historia królowej małżonki" - Angela Levin


          
       No cóż, rożne słyszy i czyta się opinie o królowej małżonce. Piękna nie jest, to fakt, ale król Karol też urodą nie grzeszy. Zresztą nie uroda jest najważniejsza. Cech charakteru nie możemy ocenić, bo znamy ją tylko na podstawie opinii innych osób, którzy mówią jedni dobrze, inni źle. Czy można i powinno się ją oskarżać za problemy w pierwszym małżeństwie Karola? Czy ją, albo czy tylko ją? A teraz? Dopięła swego czy tylko może realizować się w uczuciach do Karola. Książka " Camilla  Prawdziwa historia królowej małżonki" opowiada o faktach z jej życia. Przy okazji autorka pokazuje jak wygląda codzienność członków królewskiej rodziny.  W przedmowie do polskiego wydania czytamy " To nie tylko biografia, lecz także panoramiczny portret monarchii brytyjskiej, obraz domu panującego".
     "Camilla. Prawdziwa historia królowej małżonki" to nietypowa według mnie biografia. Owszem opisuje wyboistą drogę Camilli od rozrywkowej dziewczyny do królowej małżonki,  jej głęboką miłość do Karola, bo tylko dla takiej mgła znosić złe chwile swego życia, niezłomną postawę w obliczu przeciwności losu, empatię i odpowiedzialność za podjęte zobowiązania. Autorka opiera swoją relację na rozmowach z królową Camillą, jej przyjaciółmi i rodziną, ale również na dokumentach i źródłach historycznych. Książka ma nam pomóc w poznaniu Camilli, ale czy oprócz poznania faktów z jej życia, pomogła poznać ją. Chyba nie do końca. W książce wyraźnie odczuwa się sympatię autorki do swojej bohaterki. Ma takie prawo, a może ona taka po prostu jest. Na podstawie tego co czytałam, co widziałam o Dianie, niestety nie mam o niej dobrego zdania. Ot,młodej dziewczynie udało się dostać na salony, mało ambitna, ale pozująca w światłach reflektorów. Myślała, że rola jąką zdobyła da jej życie , którym będzie mogła się chwalić, ale od siebie niewiele potrafiła dać. Czuła się osamotniona, a ile kobiet i matek tak się czuje, ale nie próbują dróg ucieczki tak jak ona to robiła. A Camilla ? Chyba od początku była bardziej dojrzała, ale czy wszystko było tak różowe jak przedstawiono w książce. Co właściwie było jej celem? Zwłaszcza po ostatnio usłyszanych wieściach / nie wiem czy prawdziwych/ że, Camilla odeszła od Karola. Może odeszła tylko, aby odpocząć, a może wyczerpały jej się zasoby cierpliwości, a może już osiągnęła swój cel. Tej ostatecznej prawdy nikt, poza nią samą nie pozna.
        Jakiś komentarz na temat Camilli zacytowany w książce:

" Kiedyś historia ją rozliczy, nie będzie już postrzegana  jako kobieta, 
która prawie obaliła monarchię, lecz jako ta, która ją uratowała"

Wynotowałam też inne cytaty.

" Prawdziwe zainteresowanie  ogrodnictwem rozbudza się dopiero wtedy, 
kiedy ma się swój własny dom".
*
* " Taniec jest tym, co zapobiega osteoporozie"
--------
43 książka, 376/15.092

piątek, 22 listopada 2024

Pałubin - skąd mój dziadek

         Pałubin jest to wieś pogranicza kaszubsko-kociewskiego, w gminie Stara Kiszewa nad dopływem Wierzycy , rzeczką Kaczynką. Pisałam kiedyś, że warto czasem zwiedzić, jeśli jest coś do zwiedzania, nawet miejsca nieoczywiste i dlatego chciałam w tym roku tam pojechać.
          W Pałubinie, pod koniec XIX wieku urodził się mój dziadek. Był w rodzinie najmłodszy i nie wiem ile miał lat, jak zmienili miejsce zamieszkania. Tam chyba nikt z rodziny nie został. Szukali miejsca " bardziej cywilizowanego" , chociaż o brak cywilizacji Pałubina nie można posądzić. Mała wioseczka, bo w 2011 roku zamieszkiwało ją tylko 268 osób, ale szkoła była. I to jaka. Od 9 listopada 1906 roku do 31 maja 1907 roku w miejscowej szkole elementarnej odbył się strajk dzieci przeciwko nauczaniu religii w języku niemieckim. Z uczestników strajku znane jest  nazwisko Lewiński. Nie wiem kto to był, nauczyciel czy uczeń. Strajk był elementem znacznie większej akcji oporu wobec pruskich władz szkolnych, która na przełomie 1906 i 1907 roku objęła ponad 460 szkół w Prusach Zachodnich, czyli przedrozbiorowym Pomorzu Gdańskim, Powiślu, ziemi chełmińskiej i ziemi lubawskiej. W miejscu gdzie zamieszkali potem,  też taki był. Inspiracją dla strajków pomorskich były wcześniejsze działania dzieci w prowincji wielkopolskiej, ze słynnym strajkiem we Wrześni , który miał miejsce w 1901 roku. Mój dziadek w tym czasie był w wieku szkolnym, ale czy wówczas jeszcze tam mieszkali?  Nigdy o takich zdarzeniach nie mówił. Wspominał I wojnę światową, a tamte wydarzenia, albo zatarły się w jego pamięci, albo nie były jego udziałem.
         Ponieważ tam nie dojechałam, zdjęcie młyna wodnego i tartaku, który funkcjonował w XIX wieku / czyli była cywilizacja/ z internetu. Pozostałe też.





                I historyczne zdjęcie z czasów mojego dziadka.


                   Może jeszcze kiedyś tam pojadę, chociaż śladów po przodkach nie znajdę, bo cmentarza tam nie ma.

poniedziałek, 18 listopada 2024

Monika Konefał


              Na autorkę i jej niektóre wiersze natrafiłam na facebooku. Podobały mi się, więc zrobiłam sobie prezent. Nie powiem, że był tani, ale to w końcu  ładnie wydane cztery tomiki. 
          Nie czyta się wierszy ciurkiem, trzeba je dawkować i tak też robiłam, ale wiersze, wierszyki, małe formy poetyckie mnie trafiły do serca. Pełne emocji i wzruszeń, czasem wspomnień, takie życie zamknięte w strofkach. Do czytania przed snem, albo przy popołudniowej herbatce. Łącznie 274 strony w czterech tytułach " Emocjonalnie", " Dobrze mi", " Myśli nocne"  i  " Dzieci lat 90." Będę do nich wracała, chociaż " Dzieci..." podaruję córce.
---
42 książka, 274/ 14.716

piątek, 15 listopada 2024

A ja lubię listopad


A ja tam lubię listopad,
gdy liść już ostatni opadł:
bo krótki dzień się nie dłuży,
bo pada, więc się nie kurzy,
bo oczy wreszcie zanurzę
w bezlistnej architekturze
i wąchać mogę bez tremy
miodowy cień chryzantemy.

W tym listopadowym pokocie
błogo mi w błocie i słocie
- wszak zaszyć się mogę in domo,
no bo pogoda, wiadomo,
i w koca fałdach puchatych
czytać wśród listków herbaty
aż przyjdzie - taki mam planik:
sen, wiosna lub prądu zanik.

~Maciej Mamulski~

                 A ja lubię listopad, nie mniej i nie bardziej niż inne miesiące. Czas na spowolnienie, zadumę, długie wieczory. Nostalgiczne mgły, a nawet deszcze. Wieczory przy kominku, z książka, ulubioną płytą. Wygodny fotel z robótką w ręku. I chociaż czasem jest mi źle, to nie wina listopada. Dzisiaj słońce przez okno zagląda i chociaż jest zimno na spacer zaprasza. Może pójdę, zrzucę smutki i byle do wiosny.

czwartek, 14 listopada 2024

"Toksyczne matki" - Hannah Alderete

             Trochę jakby hurtem, poprzednia i ta , ten sam temat. Toksyczne relacje z najbliższą rodziną. W moim przypadku z matką. Przez wiele lat nie byłam tego świadoma.  Zwłaszcza dzieci, nawet nie wiedzą, że zdrowy kontakt z rodzicami powinien wyglądać w inny sposób. Ta nieświadomość może prowadzić do silnych zaburzeń psychicznych, depresji, nieuzasadnionego poczucia winy czy utraty pewności siebie. Chociaż próbowałam się buntować i w niektórych okresach walczyć o swoją niezależność, co się stało, już się nie odstaje. Ostatnich dwóch lat nie da się cofnąć, wymazać. Może dlatego, że jestem już w takim wieku, że nie mam czasu, zdrowia i sił na kolejne uzdrawianie. 
       Na podstawie książki istnieją metody radzenia sobie z tym problemem, ale mam wrażenie że dla mnie już jest za późno.
         Autorka uważa, że niemal każdą relację dziecka z matką można uratować. Wystarczy nauczyć się wyznaczać wyraźne granice i zrozumieć, że najważniejsze jest skupienie się na sobie i swoim życiu. Zadanie rodzica polega na wychowaniu dziecka i przygotowaniu go do samodzielnego życia. Ta rola dobiega końca, gdy potomek dorośnie. Wszelkie próby wpływania na decyzje podejmowane przez dorosłe dziecko, szantaż emocjonalny, wymuszanie poczucia winy czy usilne próby kontroli wyraźnie wskazują na to, że relacja przybrała toksyczny charakter. Uwolnienie się od jej negatywnego wpływu wprowadzi radość do codziennego życia, pomoże w budowaniu pewności siebie i sprawi, że młody dorosły stanie się człowiekiem całkowicie niezależnym.
          Przez całe swoje życie, płakałam i starałam się nie dać. Ostatnio wróciła nadzieja, że jeszcze będę z matką blisko, że się odzyskamy. Niestety, to co się stało,  zburzyło jedynie wszelkie moje nadzieje. Najlepiej chciałabym o niej zapomnieć, ale to jest niemożliwe. To nadal jest moja matka.  Wszystko co mogę, co chcę, już zrobiłam.  Jedyne, co z książki wzięłam sobie do serca, to że nie muszę jej przebaczyć. Nawet dla siebie, ale nie muszę. Wybaczałam przez pięćdziesiąt lat, a teraz wszystko wróciło i już nie potrafię. Zadrą siedzą nawet stare sprawy, bo ile w końcu można. Matka, która jest mi obojętna. Nie czuję się z tym dobrze, ale inaczej już nie potrafię.

" Nie jesteś odpowiedzialna za uczucia i potrzeby swojej matki"
---
39 książka,318/14.760

wtorek, 12 listopada 2024

" Toksyczne matki i teściowe" - Grzegorz Łęcicki


    Autor,  Grzegorz Łęcicki wywodzi się z kręgów katolickich i to chyba głównie zdecydowało, że sięgnęłam po tą książkę. 
       Autor w przedmiotowej monografii czy poradniku omawia negatywne procesy społeczne, które często są przyczyną powstania dysfunkcji w rodzinach. Opisuje zjawiska, takie jak zbytnie i szkodliwe uzależnianie córek i synów, też tych już dorosłych, od matek, destrukcyjny wpływ toksycznych matek i teściowych na związki małżeńskie swoich dzieci, pracę, powołanie, kryzysy ich męskości czy kobiecości itp. Przywołuje i analizuje rozmowy, wywiady, relacje osób, które dorastały w rodzinach dysfunkcyjnych. Zwraca uwagę na  aspekty psychologiczne, np. częste traumy rodzinne.
      Dlaczego jednak ciągle do takich tematów wracam? Bo to siedzi we mnie nadal. Szukam więc opinii, w tym wypadku tej trochę kościelnej. Może też usprawiedliwienia dla obecnego mojego zachowania, dla granic które postawiłam i w jaki sposób to zrobiłam. Dla wyrzutów sumienia, bo przecież IV Przykazanie.  To, że się odizolowałam, jest tylko formą ucieczki, bo psychicznie nadal uwolnić się nie potrafię. 

" Nikomu jeszcze nie udało się wyjechać tak daleko, by nie zabrać tam ze sobą samego siebie"

      Autor próbuje odpowiedzieć na pytanie dotyczące genezy toksycznych zachowań. Przytacza taką opinię na ten temat: " ... przede wszystkim deficyt miłości skutkujący brakiem poczucia bezpieczeństwa, wymuszającym rekompensowanie sobie tego siłą". Ale przecież nie każdy tak reaguje., bo wtedy ja też tak powinnam. Musi być coś jeszcze, indywidualnego. Moja matka, jak jej podobne opiekują się dzieckiem, a właściwie pełnią nadzór, w okresie dziecięctwa, no może do pełnoletności, jakieś naście lat. Ja byłam dla mojej matki, matką, opiekunką, nie chcę powiedzieć służącą, ale i to by się zmieściło w moich obowiązkach wobec niej, już ponad pięćdziesiąt lat, czyli od mojej pełnoletności. Teraz kiedy rzeczywiście tej opieki i pomocy potrzebuje moje siły już się wyczerpały. Może trzeba było je szanować i zostawić na starość. Nie zadam jej tego pytania, bo nie dyskutuję. To i tak nic nie da, a ja tylko będę się źle czuła. . Zresztą to nie tylko mój problem jest taki. Któraś z rozmówczyń autora powiedziała :" Zastanawiam się czasem, czy byłam jej córką, czy sługą".  Moja matka nadal by chciała, aby tak było. Ma opiekunki. Płacę za nie ja, ale zażyczyła sobie, abym to ja wyczyściła jej okna, bo one zrobią to nie po jej myśli. Wiem, nade mną będzie stała jak zawsze i pouczała, krytykowała, krzyczała. Oczywiście odmówiłam. Powiedziałam, że ma jej to kto zrobić, a ja za to płacę. Nic nie odpowiedziała.
            Teściowej nie znałam. Spotkaliśmy się w czasie trwania naszego małżeństwa może tyle razy ile palców u rąk, więc poznać nie zdążyłam, a jej obraz widzę takim, jakim przedstawiała mi go moja mama. Zresztą całe moje otoczenie widziałam tylko oczyma mojej mamy. Za późno, aby coś zmienić, bo tamtych ludzi już nie ma, ale mogę zmienić zdanie na ich temat, to na mój użytek, chociaż tak naprawdę , poprzez to, że bezgranicznie wierzyłam matce, to nie wiem jak było naprawdę.
---
38 książka, 211/14.442

niedziela, 10 listopada 2024

" Listonoszka z Apulli" - Francesca Giannone

           Francesca Giannone w wywiadzie dla „Corriere della Sera” powiedziała " Znalazłam w szufladzie wizytówkę mojej prababci Anny. Oczywiście wiedziałam, kim była, ale nie znałam jej historii. Pomyślałam, że w tej szufladzie, wśród notatek, zdjęć, dokumentów i listów, jest życie do opowiedzenia.".

         Chyba było, bo w książce zostało opowiedziane. W opisie od wydawcy możemy przeczytać.
        Włochy, lata trzydzieste. Maleńka społeczność na południu i niezależna kobieta z północy. Anna jest tam nowa i inna. Kocha książki, zna francuski, nie chodzi do kościoła, nie plotkuje, zawsze mówi to, co myśli. A myśli odważnie. W dodatku zostaje listonoszką, choć praca w męskim fachu „nie przystoi kobiecie”!
Doręcza listy miłosne, pocztówki, pisma urzędowe, wiadomości z frontu i emigracji. Rozmawia z adresatami, a niepiśmiennym czyta listy i pomaga na nie odpisywać, nikt więc nie wie o życiu Lizzanello tyle co ona.
        Autorka tej wielokrotnie nagradzanej bestsellerowej powieści przedstawia nie tylko portret kobiety, która chciała żyć na własnych warunkach, ale też trzy dekady losów włoskiej rodziny i miasteczka. A w tle rodzący się faszyzm, wojnę i rewolucję obyczajową.
         To historia ludzi i epoki, latami skrywanych sekretów i miłości niemożliwych, które nie powinny były się wydarzyć… i nie mogły spełnić.
           Lubię takie książki, obyczajowe, sagi. Bo, " Listonoszka z Apulli"  to bez mała trzydziestoletnia historia rodziny, połączonej więzami krwi dwojga braci. Przez ten czas jedni zdążyli umrzeć inni się urodzić. Ci średni dorosnąć, a życie bywa trudne, pokrętne. Czasem cierpi się w ciszy, mówi stop pragnieniom, miłości, tęsknocie, a czasem ulega. Do czego mogą doprowadzić skrywane tajemnice , w imię czyjegoś dobra, a może z tchórzostwa, z obawy przed utratą czegoś ważnego. A w powieści są  skomplikowane relacje, skrywane sekrety, niespełnione miłości i trudne wybory, które  ukształtowały bohaterów.
           Ta książka pełna jest malowniczych miejsc, smaków, zapachów i różnorodnych uczuć.
Nie brakuje  wątków takich jak przekazywanie wartości i tradycji z pokolenia na pokolenie, relacji między rodzicami i dziećmi oraz o poczuciu przynależności do rodziny, miłości i lojalności. To opowieść o przyjaźni i trudnych wyborach, które kształtują życie. Tak się zaczytałam, że ostatnie zdanie doczytałam o drugiej w nocy. Polecam.

" Nie ma silniejszych zaklęć, ponad miłość do drugiej osoby"
---
37 książka/ 462/14.231

piątek, 8 listopada 2024

Sezon działkowy czas zamknąć

             Były wielkie plany i oczekiwania, niestety nie do końca zrealizowane. Późno zaczęty remont, na szczęście zrobiony tak jak chciałam, ale moich pobytów tam niewiele. Zaledwie dwa razy byłam na noc i obiecałam sobie,  że  wrócę na dłużej. Nie udało się, bo albo potrzebna byłam do wnuczek, albo były obowiązki przy całorocznym domu, albo wizyty u lekarza długo planowane, albo jakiś wyjazd, albo znowu coś nagłego ze zdrowiem. Ciągle to albo i coś przeszkadzało. Można by powiedzieć, po co ci ta działka, skoro masz duży ogród? Ale chyba kiedyś pisałam po co,  jako zabezpieczenie na trudne czasy i gdybym tego ogrodu nie miała mieć. Teraz czas zakończyć sezon działkowy i planować przyszły. Mam nadzieję, że taki będzie.  Trochę jednak się działo. Efekty na zdjęciach. Poranny widok przez okno i reszta, zdjęcia robione jeszcze we wrześniu.













wtorek, 5 listopada 2024

Miesiąc zadumy

              Mówi się często, że miesiąc listopad jest miesiącem zadumy, ze względu na przypadające święta zmarłych. Wracamy wtedy do przeszłości, która minęła za szybko, do ludzi, którzy odeszli, bo musieli, ale tak właściwie to z tą zadumą jest różnie. Dopóki jesteśmy młodzi i nie mamy na cmentarzach bliskich, no może za wyjątkiem dziadków, pradziadków czy dalszą rodzinę, znajomych, to nie bardzo zagłębiamy się w temat. A kiedy tam trafiają bliskie nam osoby, to każda wizyta na cmentarzu, a jest ich więcej niż pierwszego listopada, wprawia nas w zadumę. Na nowo budzą się wspomnienia, tęsknota, żal, że już nigdy się nie spotkamy. Bo czy się spotkamy? Może w innym wcieleniu, w innej postaci, innej formie. A może lepiej byłoby, skoro raz się pożegnaliśmy, aby już potem nic nie było. Aby skończyło się w tym ostatecznym dniu na cmentarzu, żyło tak długo, jak żyje pamięć, tych co pozostali. Czasem jestem tak zmęczona, że boję się wieczności, jakakolwiek ona by była.


             Nie, nie spieszno mi na tamten brzeg. Pomimo zmęczenia, chcę maksymalnie wykorzystać każdą chwilę tutaj. Dla tych, których kocham i którzy mnie kochają, ale czasem, kiedy czuję się źle, zaczynam się zastanawiać, czy spieszyć się z robieniem pewnych rzeczy, bo nie zdążę, czy już sobie podarować, bo po co, będzie przecież niepotrzebne. Muszę przyznać, że od ubiegłego roku, kiedy zmarł mój brat, kiedy miałam poważne problemy zdrowotne, teraz doszła sprawa choroby serca, coraz częściej myślę, że to może być ostatni raz i już nic nie odkładam na później.

sobota, 2 listopada 2024

Zaduszki

                              W Zaduszki

Tu jest pamięć i tutaj świeczka.
Tutaj napis i kwiat pozostanie.
Ale zmarły gdzie indziej mieszka
na wieczne odpoczywanie.

Na cmentarzu
klony na wietrze
drozdy w jaśminach skoczne
a na końcu alei mrocznej
świeci jasna wysoka przestrzeń.

Smutek to jest mrok po zmarłych tu
ale dla nich są wysokie jasne światy.
Zapal świeczkę.
Westchnij.
Pacierz zmów.
Odejdź pełen jasności skrzydlatej.

                                                                                     Joana Kulmowa,

       Drugiego listopada, Zaduszki, czyli Dzień Zaduszny, święto upamiętniające tych, którzy odeszli, bliskie jest wszystkim ludziom, bez względu na narodowość czy wyznanie. Praktykują je zarówno wierzący, jak też ateiści. 
  Tradycję Dnia Zadusznego zapoczątkował w 998 roku św. Odylon, przeor opactwa benedyktyńskiego w Cluny. Zaduszki mają wymiar nie tylko religijny, metafizyczny, ale też świecki,  ludzki. To od wieków czas zadumy, powagi, rozmyślań o śmierci oraz odwiedzania cmentarzy. Chwila wspomnień, spotkania nad grobami bliskich, zapalania zniczy.  Miejsca wiecznego spoczynku skłaniają do refleksji, uczą wrażliwości, dają lekcję pamięci oraz szacunku do przodków. Cmentarze to też część naszego dziedzictwa, kultury i historii.  To wyraz naszego człowieczeństwa, świadectwo tego, kim jesteśmy.
     Najstarsze cmentarze w Polsce pochodzą podobno z  epoki kamienia. Przed przyjęciem chrześcijaństwa na ziemiach polskich miejscem pochówku były  święte gaje, leśne polany, wzgórza. Największy cmentarz w Polsce znajduje się ponoć w Szczecinie. Kiedy w Szczecinie byłam, nie wiedziałam o tym, a szkoda.  To nie tylko nekropolia, ale też zabytek i piękny park przyrodniczy. Ogród pamięci. Przez cmentarz przebiegają dwie ścieżki spacerowe – botaniczna oraz historyczna. Miejsce odwiedzają nie tylko mieszkańcy miasta, ale też turyści.
      Zaduszki  to też czas na rozmowy o śmierci. Temat  trudny, " bo póki żyjemy nie ma śmierci, a kiedy jest śmierć nie ma już nas" więc, co możemy tak właściwie o niej wiedzieć.