wtorek, 30 kwietnia 2024

Do Inowrocławia po wypoczynek

        Dawniej mówiło się do wód po zdrowie, a wody to uzdrowiska. Po raz pierwszy pojechałam do sanatorium po przejściu na emeryturę. Bardziej niż cel zdrowotny, traktowałam to jako bazę do poznania okolicy. A miejsca były ciekawe: Kudowa, Piwniczna, Szczawno Zdrój, Świeradów, Ustroń. Ostatnie miejsce mnie zniechęciło. Nie będę pisała dlaczego, ale powiedziałam po raz ostatni pojechałam do sanatorium. Znam lepsze metody polepszenia sprawności mojego kręgosłupa, bo o to chodziło, niż trzy tygodnie zabiegów, które właściwie niewiele, żeby nie powiedzieć nic mi nie dawały. Aby zwiedzać okolicę sanatoryjną mogę pojechać do hotelu, pensjonatu itp. tym bardziej, że sanatoria też były co drugie jako prywatnie. Teraz dałam się namówić, ale tylko na 6 dni, i to bardziej jako relaks i wypoczynek. Wybrałam Inowrocław, bo tego miejsca nie znałam. Prywatnie, w Inowrocławiu,  w stosunku do pobytu z NFZ , jest różnica od zakwaterowania po wyżywienie. A zatem Inowrocław Sanatorium "Solanki".





         Cały kompleks uzdrowiskowy obejmuje park Solankowy o powierzchni 85 ha oraz dzielnicę uzdrowiskową, gdzie zlokalizowane są sanatoria, hotele i wille wypoczynkowe.
Uzdrowisko „Solanki” to pięć zakładów leczniczych i noclegowych, które obsługują w ciągu roku ponad 26 tysięcy kuracjuszy. Te pięć zakładów to Sanatorium „Kujawiak” , Sanatorium „Kujawianka” , Solanki Medical SPA , Willa „As”  i Willa „Ostoja”.  " Kujawiak" to moloch gdzie wszyscy zbierali się na posiłki i zabiegi. Krążyło się labiryntami korytarzy, pięter, pokoi , gabinetów i  sal.
        Inowrocławskie Uzdrowisko „Solanki” zapoczątkowało swoją działalność w 1875 roku z inicjatywy doktora praw i przedsiębiorcy Zygmunta Wilkońskiego, właściciela majątków Rąbin i Mały Rąbin . Pozwoliło na to odkrycie na tym terenie w 1868 roku pokładów soli. Wraz z Niemcem Oskarem Triepcke i Żydem Samuelem Hoenigerem, Wilkoński założył Towarzystwo Akcyjne „Solanki Inowrocławskie”, które wykupiło tereny pod budowę obiektów kąpielowych i parku zdrojowego. Na początku w skład spółki wchodziło 50 akcjonariuszy. W 1876 roku gotowy do użytku był już pierwszy dom kuracyjny z wyposażeniem 14 łazienek, co zapoczątkowało rozwój Inowrocławia jako miasta uzdrowiskowego. Dzięki inicjatywie Lucjana Grabskiego założono ogród francuski o powierzchni 1 ha, który stał się  zalążkiem parku zdrojowego. 







              Dzisiaj, pomimo że, adres główny sanatorium to ul. Solankowa 77 / budynek na pierwszych zdjęciach ma taki numer/ budynki te są zamknięte na siedem spustów. Coś jakby zaczął ktoś remontować, ale już chyba nie na potrzeby sanatorium. 
       W 1881 roku, po śmierci Zygmunta Wilkońskiego, „Solanki Inowrocławskie” przeszły na własność miasta. W roku 1890 dzięki inicjatywie dr Józefa Krzymińskiego powstał Zakład Wodoleczniczy. Oprócz kąpieli solankowych wprowadzono kąpiele igliwiowe, borowinowe i inhalacje. Obecnie budynek też jest niedostępny. 





         W 1910 roku, w  parku uzdrowiskowym  założono cieplarnię, a w 1915 pijalnię wód mineralnych, gdzie serwowano „Kujawiankę”, produkowaną z miejscowego źródła kopalnianego. 
            Na fotografiach prezentowanych w parku można zobaczyć jak wyglądało to w latach 20-tych i 30- tych XX wieku. 



     Uzdrowisko było czynne tylko w sezonie letnim od maja do października, a kuracjusze mieszkali i jadali w prywatnych willach i pensjonatach.
        W 1919 roku po wyzwoleniu miasta przez wojska powstania wielkopolskiego, ówczesny prezydent miasta Józef Krzymiński przystąpił do rozbudowy uzdrowiska. W tym czasie leczyło się tam około  1000 kuracjuszy.
       W latach 30-tych XX wieku doprowadzono do pijalni wód źródło słonogorzkie, zawierające sole magnezu przydatne w leczeniu otyłości, a liczba kuracjuszy wzrosła już z 3000 w 1925 roku do 5700 w latach 30-tych.  Liczba zabiegów w 1936 roku wynosiła 190 tysięcy.  Nie szczędzono środków na rozbudowę i upiększanie uzdrowiska. W 1920 w parku zdrojowym powstała muszla koncertowa. 


       W roku 1934 powstaje  nowy most i molo nad stawem parkowym z punktem wypożyczania łodzi. Zakładano deptaki i rabaty kwiatowe, a w otoczeniu parku powstają kolejne  pensjonaty.
       W latach 20-tych i 30-tych XX wieku na kuracji w "Solankach"  byli między innymi premier Władysław Grabski, wojewoda pomorski Władysław Raczkiewicz, gen. Władysław Sikorski, gen. Józef Haller,  prezydent Warszawy Stefan Starzyński, prezydent Poznania Cyryl Ratajski, złoty medalista olimpijski Janusz Kusociński, Maria Konopnicka, Stanisław Przybyszewski i inni. Podczas okupacji hitlerowskiej Uzdrowisko  przeznaczono wyłącznie dla Niemców. 
    Wskutek niewielkich zniszczeń po II wojnie światowej, działalność leczniczą podjęto już w maju 1945.  Skorzystało z niej 1179 kuracjuszy przyjezdnych i 340 mieszkańców miasta, w tym wielu żołnierzy. W 1950 roku miejskie dotąd uzdrowisko zostało upaństwowione.  Sezon kuracyjny wydłużono do całego roku, a działalność poszerzono o usługi profilaktyczne i rehabilitacyjne. Inowrocław był jednym z pierwszych uzdrowisk w kraju, które wprowadziło gimnastykę leczniczą pod kierunkiem instruktora wychowania fizycznego, a większość kuracjuszy rekrutowała się spośród osób zatrudnionych w warunkach uciążliwych dla zdrowia. Rozbudowa i rozwój trwa nadal. W latach 90-tych XX wieku obiekty na terenie Uzdrowiska częściowo skomercjalizowano.   Korzystając od 2005 roku z funduszy Unii Europejskiej, zrewitalizowano park Solankowy.  W 2001 roku  wzniesiono tężnię solankową,


   a w roku 2009, część parku na nowo zaaranżowano pod nazwą Ogrody Papieskie. 


           Do nowych obiektów należy budynek pensjonatowo- restauracyjny " Salt house Solny dom" . Obiekt  został tak wkomponowany w otaczający krajobraz, że sprawia wrażenie istniejącego tam od stu lat.



        Od  2010 roku sanatorium funkcjonuje jako spółka „Solanki” Uzdrowisko Inowrocław. 
Trzytygodniowy pobyt to dla mnie za dużo, ale sześć dni okazało się za mało, bo zbyt mało mogłam się nacieszyć parkiem solankowym, którym jestem zachwycona.

"Chłopki. Opowieść o naszych babkach" - Joanna Kuciel-Frydryszak


             Książka, reportaż, ciesząca się dużym, a może bardzo dużym wzięciem, bo czekałam na nią w bibliotece pół roku. Z poprzedniej książki Joanny Kuciel-Frydryszak, którą niedawno czytałam, dowiadujemy się o życiu dziewczyn, kobiet, które nie chciały być chłopkami i ze wsi uciekały do miasta . Niektóre kierowane tam bez ich woli. / " Służące do wszystkiego"/ .  "Chłopki" to historie kobiet z wiejskich chat, harujące od świtu do nocy na swoim lub u kogoś, bogatszego od nich, gospodynie wiejskie, folwarczne wyrobnice, mamki.  Kobiety marzące o własnym łóżku, butach, szkole, a często, aby się od czasu do czasu najeść, może nawet nie zupełnie do syta. Dzielące na czworo zapałki, by wyżywić rodzinę. Często analfabetki, modlące się, by nie zostać wydane za morgi. Nasze prababki i babki.
      Tak właściwie to lektura o życiu wsi na przełomie XIX i  XX wieku, do czasów powojennych przemian. Książka o życiu wiejskich rodzin, za które odpowiedzialne były kobiety, chłopki. Kobiety uległe, wycofane, pokornie słuchające poleceń i rad mężów i  księdza, ale to dzięki nim przetrwały rodziny. Walczące z biedą, głodem  i zacofaniem. Będące w życiu rodziny wszystkim, były podporą gospodarstwa i domu. 

" A tymczasem kobieta musi być ministrem spraw wewnętrznych, bo na jej głowie spoczywa cały ład wewnętrzny domowej gospodarki.  Musi być ministrem prawa i sprawiedliwości, bo ona w swoich rękach ma nagrody i kary dla całej gromady domowników, musi być ministrem oświaty, bo jest pierwszym nauczycielem dziecka" 

i jeszcze  się im w tym przeszkadzało. Nie dla nich była nauka w szkole, W patriarchalnym świecie, ich głos niewiele, albo nic nie znaczył.
        Autorka porusza tematy trudne, czasami wręcz traumatyczne. Bieda, ciężkie, liczne porody, tytaniczna praca w gospodarstwie, a to wszystko w rytm posłuszeństwa Bogu, ojcu a potem mężowi.  Dzięki samozaparciu i pragnieniu zmian dla swoich dzieci dały radę przetrwać te trudne dla nich czasy. 
         Tylko 100 lat, a tyle zmian na wsi. Chociaż z książki dowiaduję się, że istniały wsie w których dopiero w 1971 roku doprowadzono prąd. 
           Zapomnieliśmy, niektórzy, i tęsknią do czasów przed PRL-em, sprzed wojny. gdzie rządziła szlachta. Ciekawe jak wyglądałoby nasze życie, gdyby nie powojenne przemiany. Zapewne też kiedyś by były. Jeśli nie takie , to inne. Wyzysk zawsze prowadził do zmian, ale czy my, potomkowie tamtych chłopek, kończylibyśmy studia, zajmowali kierownicze stanowiska i żyli na równi z dawnymi bogatymi.  Po przeczytaniu tej książki rodzi się takie pytanie. Teraz też jest różnie, ale szanse dla wszystkich były takie same. Różnie je wykorzystywaliśmy, ale nikt nie musiał walczyć, aby chodzić do szkoły, każdy miał lepsze czy gorsze buty i chyba nikt nie musiał cierpieć głodu.
---
21 książka, 493/8312

niedziela, 28 kwietnia 2024

Historyczny obelisk z Emaus

                  Jeździłam tą trasą czasem z centrum Gdańska do Auchana i nigdy nie zwróciłam uwagi, że na skrzyżowaniu z Łostowicką stał jakiś pomnik. Zwróciłam na niego uwagę, kiedy skrzyżowanie było w przebudowie. Wtedy zaczęłam się zastanawiać, co to za cokół i skąd się tam wziął.


                Zastanawiałam się, ale nie zdopingowało mnie to, aby wyjaśnić, tym bardziej, że cokół był niepozorny, zniszczony, wyglądał na bardzo stary i bez jakichkolwiek tablic. Chyba myślałam, kiedyś samo się wyjaśni. No i się wyjaśniło, mnie i ogólnie. 
               Kiedy w 2012 roku,   przy  poszerzaniu skrzyżowania ulic Kartuskiej i Łostowickiej trzeba było,  stary obelisk bez tablicy, bo ta ponoć została ukradziona zaraz po II wojnie, czasowo usunąć,  podczas usuwania jego fundamentu, znaleziono w nim kapsułę czasu. Metalowa tuleja zawierała  poza aktem erekcyjnym,   odręcznie spisaną listę 111 niemieckich, a także polskich nazwisk, z których każde opatrzone jest datą, począwszy od 1905 do 1923 roku, kilkanaście pruskich monet oraz gazeta "Berliner Illustrirte Zeitung" z 1 lipca 1923 roku.          Teraz jest już jasne, że historyczny obelisk z 1923 roku upamiętnia mieszkańców tych okolic poległych podczas I wojny światowej.
          W  Gdańsku i okolicach po I wojnie światowej,  było  sporo podobnych obelisków, ale ten z Emaus, jest jednym z nielicznych, który zachował się do naszych czasów. Obeliski zaliczano do tzw. Kriegerdenkmal, czyli pomników, które stawiano poległym uczestnikom różnych wojen w ich rodzinnych gminach. Emaus to historyczne podmiejskie osiedle  Gdańska.
          Historyczny obelisk  powrócił na swoje miejsce.  Poddano go renowacji i zamontowano  na nim nowe tablice w języku polskim i niemieckim, mówiące o tym, co upamiętnia. Pomnik ma kształt wydłużonego ściętego ostrosłupa o łącznej wysokości 3 metrów, o podstawie cokołu 1,5 na 1,5 metra. Na trzech ścianach obelisku w jego dolnej części w płytkich, prostokątnych niszach znajdują się płyty z białego marmuru z napisami kutymi  w kolorze czarnym. Na dwóch tablicach znajdują się napisy w języku polskim i niemieckim o treści: POMNIK POLEGŁYCH ŻOŁNIERZY – MIESZKAŃCÓW EMAUS I OKOLICY - WZNIESIONY Z INICJATYWY MIEJSCOWEGO STOWARZYSZENIA KOMBATANTÓW W 1923 ROKU. Na trzeciej tablicy wykonano napis: WZNIESIONO 1923, ERBAUT 1923 RENOV.A.D.2012. 


 


                    I tak oto cała tajemnica się wyjaśniła.  Zdjęcia wykorzystałam z internetu, bo miałam problem z wykonaniem własnych na bardzo ruchliwym skrzyżowaniu. 

piątek, 26 kwietnia 2024

Kozacza Góra

         Pachołek czy Góra Gradowa to raczej znane i popularne  punkty widokowe Gdańska.  O wieży widokowej na Ujeścisku prawdopodobniej nie wszyscy wiedzą,  a znajduje się nie aż tak daleko od centrum miasta. Z centrum łatwo dojechać tramwajem i mamy ładny spacer ścieżkami ukrytymi wśród zieleni zakończony piękną panorama miasta.
        Kozacza Góra na przedwojennych mapach  była oznaczana jako Kosakenberg.  Jest to  wzniesienie 77 m n.p.m. pomiędzy Ujeściskiem, a  Łostowicami, niedaleko skrzyżowania ul. Świętokrzyskiej i Łódzkiej. Nazwa nawiązuje do działań zbrojnych rosyjskiej lekkiej jazdy Kozaków oblegających z tej strony Gdańsk w 1813 roku.  Ze względu na dawne niemieckie nazewnictwo  funkcjonują też inne określenia tego  miejsca, Kozacka Góra, czy Góra Kozaków. Decyzją gdańskich radnych pobliska ulica otrzymała nazwę Kozacza Góra i  to określenie najbardziej utrwala się w nazwie wzniesienia.
         Przez wiele powojennych dziesięcioleci okolica nie zmieniała swego wiejskiego charakteru, potem nabrała znaczenia w związku z osiedlową i bardzo dynamiczną rozbudową tej części Gdańska.  W 2007 właściciel terenu, firma MTM, podzieliła posiadane przez siebie grunty na dwie części,  12 ha, z porastającym wzniesienie jedynym w okolicy lasem, uporządkowała go, wytyczyła alejki i przekazała miastu, pozostałe 4 ha pod wzniesieniem przeznaczając na niską zabudowę. 
        W otoczeniu Kozaczej Góry zaaranżowano park leśny ze ścieżkami spacerowymi, placem zabaw dla dzieci, Dirt Parkiem, czyli torem jazdy terenowej dla rowerzystów, a w 2013 w parku , na wzniesieniu oddano do użytku wieżę widokową o ażurowej, stalowej konstrukcji. 



          Wysokość wieży wynosi 17 metrów, ilości schodów nie liczyłam. 




         Byłam tam w styczniu, więc bezlistne gałęzie nie przysłaniały widoku na wieżę. Obiekt wystaje nieco ponad korony pobliskich drzew, dlatego można obserwować przestrzeń tej części miasta. A widok jak to w Gdańsku. Z jednej strony pofałdowane moreny polodowcowe, z drugiej płaskie tereny Żuław Wiślanych. Widoczność nie była też najlepsza ze względu za przejrzystość powietrza, ale może wybiorę się tam jeszcze kiedy w lepszych warunkach pogodowych. 
        W kierunku północno-wschodnim  widać  konstrukcję Mostu im. Jana Pawła II, a za tym obiektem na prawo instalacje rafineryjne firmy LOTOS i w tle wąski pasek Zatoki Gdańskiej. Bliżej wieży osiedlowa zabudowa,  bloki mieszkalne, a pomiędzy ciągi niższych domków szeregowych. Na północy widać wielkie bloki Suchanina, na lewo od nich nowoczesne punktowce z Moreny, a raczej z Piecków-Migowa. Zupełnie blisko po tej stronie znajduje się nowoczesna bryła kościoła pod wezwaniem św. Ojca Pio.
Od strony południowej sporo jeszcze łostowickiej zieleni i niezagospodarowanych  terenów, ale widok ten pewnie nie na długo, bo stojące  żurawie zaświadczają, że budowy trwają. 









środa, 24 kwietnia 2024

Wojskowy Cmentarz Francuski w Gdańsku

       Wizyta na cmentarzu garnizonowym rozbudziła we mnie ciekawość. Po nim był cmentarz żołnierzy radzieckich, bo tuż obok garnizonowego. Któregoś dnia wybrałam się na Wojskowy Cmentarz Francuski, który jest miejscem pochówku jeńców francuskich zmarłych na terenie Polski w XIX i XX wieku.





         Jeńcy francuscy z 1870 roku , jak pisałam wcześniej,  byli chowani na cmentarzu garnizonowym. 
Pod koniec lat 40-tych XX wieku pojawiła się pomysł  przygotowania miejsca  na którym miałyby zostać zebrane szczątki żołnierzy francuskich, spoczywające wówczas w różnych miejscach Polski. Pod cmentarz wybrano teren w miejscu pierwszego pochówku żołnierzy francuskich , ofiar walk  armii Napoleona  z 1807 roku. W innym miejscu znalazłam informacje, że cmentarz francuski z okresu Wojen Napoleońskich powstał w 1813 roku. Nie mniej, w trakcie budowy cmentarza,  natrafiono ponoć na szczątki żołnierzy francuskich, zmarłych w trakcie oblężenia Gdańska w 1807 roku, które również spoczywają w tym miejscu. Potem były ofiary I i II wojny światowej. Niestety do  początku lat 60. udało się  wznieść jedynie pomnik z trzema krzyżami, który stoi na cmentarzu do dzisiaj.



                Otwarcie cmentarza nastąpiło w 1967 roku przed wizytą Generała Charlesa de Gaulle w Polsce. Jest to największa nekropolia francuska położona poza granicami Francji. Spoczywają na nim jeńcy francuscy, zmarli w niewoli na terenie całej Polski. Dostali się oni do niewoli w trakcie bitwy pod Sedanem w 1870 roku, będącej częścią wojny francusko-pruskiej oraz byli ofiarami  obydwu wojen światowych,  których szczątki ekshumowano z różnych cmentarzy w Polsce. Na cmentarzu, na 8  kwaterach znajduje się około 1500 grobów żołnierskich, z których 30 procent posiada dane osobowe zmarłych. Pozostałe groby są bezimienne. Głównie są to groby ekshumowanych z różnych rejonów Polski żołnierzy,  zmarłych w obozach jenieckich.  Spoczywają tu również przeniesione z Cmentarza Garnizonowego w Gdańsku szczątki żołnierzy francuskich z okresu I Wojny Światowej.
           W 2002 przeprowadzono renowację cmentarza. Z tego roku pochodzą obecne nagrobki, równo ustawione białe krzyże. Niektóre bezimienne. Teraz na zielonej murawie zakwitły stokrotki.  Pośród krzyży jest kilka muzułmańskich steli, wszak pochowani są tam  żołnierze różnych wyznań , chrześcijanie, muzułmanie, wyznawcy judaizmu. Wzdłuż głównej osi cmentarza poprowadzona jest główna aleja, u której zakończenia, znajdują się wspomniane krzyże.









          We wrześniu 1967 roku cmentarz odwiedził Charles de Gaulle, a w czerwcu 1989 roku Prezydent François Mitterrand. Wieńce składane są nadal.


          Obiekt wpisany jest do gminnej ewidencji zabytków miasta Gdańska.