Czwarty dzień roku i moja pierwsza recenzja z czytania. Ten rok zaczęłam od książki otrzymanej pod choinkę, "Dziewczyna na klifie" - Lucindy Riley. Jest to pierwsza moja książka tej autorki, a że otrzymałam dwie, to za chwilę będzie o drugiej. "Dziewczyna na klifie" to powieść o czterech pokoleniach kobiet z dwóch irlandzkich rodzin, które łączy tragiczna przeszłość. Fabuła zaczyna się teraz, ale stopniowo przedstawiane są losy przodków. Historia zaczyna się nawet jakby powtarzać. Chwilami przedstawiona historia wydaje się być wręcz niewiarygodna, co wcale nie oznacza, że musi taka być. Przecież wszystko mogło się wydarzyć jak w książce. Pisarka pokazuje nam, jak nasze decyzje, dobre czy złe, mogą wpływać na losy następnych pokoleń. Jest to też książka o miłości i nadziei. Cztery kobiety czy dziewczyny: Mary, Kathleen, Grania i Aurora mają za sobą traumatyczne przejścia i każda z nich skrywa tajemnicę. Autorka pomału je odkrywa opowiadając historię z początku XX wieku do dzisiaj, historię arystokratów i prostych, czasem biednych ludzi. Powieść to mieszanka romansu i rodzinnej intrygi. Jest to utwór fikcyjny, ale osadzony w kontekście historycznym. Budowa akcji i język jakim jest napisana, porwała mnie i z ciekawością czekałam co będzie dalej.
524 stron
Jeszcze się nad nią zastanowię. Coś mnie od niej odpycha.
OdpowiedzUsuń