sobota, 20 kwietnia 2019

Święconki



            Sobota. Wielka sobota. Święcenie pokarmów. Koszyk ze święconką przygotowuję od dwudziestu lat. W moim domu rodzinnym nie było takiej tradycji. Mama mówiła, że nie ma co do niego włożyć. Miała, bo przecież chleb, kawałek kiełbasy, jajka, sól itd. w domu były.  Może brak jej było czasu, aby pójść do kościoła poświecić. Miała przecież tyle obowiązków.
           Ja zaczęłam święcić, jak Asia poszła do szkoły średniej i poznała się z Agatą. Agata chodziła, a Asia z nią.. Zapełnienie koszyczka to była dla mnie przyjemność. Ładnie ułożone, przybrane zielonym, biała serwetka. Dzisiaj to stało się nie przyjemnością, a obowiązkiem wynikającym z procedur Jurka. Jestem nadal chora. Zastanawiałam się co włożyć do niego. Zabrakło babeczki, ale to nie problem. Przecież nie musi być, ale jak jest, to jest ładnie. Jurek pojechał do cukierni po ciasta, bo przecież nic nie piekłam , bo leżę. Zadzwonił, że jest duża kolejka i nie czeka. Wraca do domu. Kiedy wpadł do domu, zrobił awanturę, że koszyk nie czeka gotowy i się spóźni. /  na 10,00 /. Pytam na co? Przecież za pół godziny i za następne pół jest kolejne święcenie. Ale on zaplanował na 10,00 i niech się wali , musi tak być. Nie miał innej pracy, aby późniejsza pora mu w czymś szkodziła. Włożenie, tego co miałam przygotowane trwało pięć minut i pojechał na swoją godzinę, ale w tym roku to nie był koszyk ze święconką, tylko z jedzeniem. Bez przyjemności, bez namaszczenia. Po prostu kosz zgodnie z procedurą.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz