czwartek, 4 stycznia 2024

Na progu nowego roku

         Może powinnam to zrobić w starym roku, wyrzucić z siebie wszystko co bolało, aby w nowy wejść oczyszczona. Nie chciałam jednak psuć nastroju przed i świątecznego. Teraz muszę zrobić to rozliczenie, aby już więcej nie wracać. Co było dobre nie wróci, a o złym zapomnieć. Co bolało, co zburzyło mój związek? To nie działo się w ostatnim czasie. To było od początku, ale ja tego nie widziałam, a może nie chciałam widzieć. Jeden z synów męża składał mi zawsze życzenia '"spokoju, wytrwałości, i cierpliwości". Z biegiem czasu docierało do mnie, co miał na myśli. A zaczęło się od prozaicznych spraw, nie mających dla mnie wtedy znaczenia. Teraz je widzę inaczej.


         Kiedy się poznaliśmy i zaczęliśmy być ze sobą, dostałam w prezencie telefon. Służbowy, tzn. firmowy bo, "w pakiecie będziemy mogli ze sobą rozmawiać prawie za darmo", mówił. Niestety nowy numer, więc jeśli kogoś pominęłam z podaniem mu informacji , stracił ze mną kontakt. Po czasie domyśliłam się, że chodziło chyba o jeszcze jedno, a może nawet bardziej o to, bo przecież rozmowy nie kosztowały majątku i to ja za nie płaciłam. Telefon firmowy i możliwa kontrola bilingów, a były analizowane, bo robił mi uwagi, ile to ja rozmawiam z moją córką, z bratem. Według niego, było za dużo. Może też niektórzy mieli stracić ze mną kontakt, a jeśli by był z mojej strony, to byłaby kontrola i ciekawe co jeszcze. Zazdrość? Kontrola i nadzór musiał być. Chociaż z jednej strony.
        Mówię też, że czasem niektórym bogactwo rozum odbiera , bo czym różnią się od siebie człowiek oszczędny, a dusigrosz. Pierwszy odkłada pieniądze, by móc z ich pomocą spełniać swoje marzenia i realizować plany. Pieniądze są narzędziem  do osiągania wyznaczonych wcześniej celów. Dusigrosz odkładanie pieniędzy uznaje za swój  życiowy cel. Oszczędza je właściwie tylko po to, by je mieć i się nimi chwalić. Obserwuje powiększające się na swoim koncie kwoty, powiększa swój majątek i ciągle mu mało. Jego skąpstwo i chęć posiadania jeszcze więcej,  rośnie wraz z liczbą posiadanych przez niego środków na koncie. Apetyt rośnie w miarę jedzenia. Jeśli już wydaje, to po to, żeby móc się pochwalić. Z biegiem czasu uznaje, że przyrost jego bogactwa jest zbyt wolny, więc zaczyna wypominać nawet jedzenie starej teściowej, czy żonie. Zrobi awanturę o przeterminowany o dwa miesiące makaron, który był kupiony na wypadek jakiegoś nieszczęścia i w biegu różnych spraw przeoczyłam termin. Jeśli nie potrzeba, według niego, to nawet listek papieru toaletowego można podzielić na pół. 
         Na ślubie zależało jemu, ja nie chciałam. To mógł być przecież tylko kontrakt cywilny. Kiedy się zgodziłam i ustalony był termin w USC, na dwa tygodnie przed, zaprosił mnie do notariusza, aby podpisać intercyzę. Chcesz to masz, podpisałam. Miałam tylko upoważnienie do jego konta na bieżące wydatki. Po jakimś czasie wysunął temat, że moja emerytura powinna wpływać na " nasze" konto. Mam przecież upoważnienie, ale to było jego konto, nawet nie wspólne. Oczywiście odmówiłam. Po jakimś znowu czasie pojawił się temat, notarialnego zrzeczenia się zachowku. Byłam honorowa, podpisałam. Jest właścicielem firmy, pobiera wynagrodzenie i wysoką emeryturę, posiada oszczędności i 8 mieszkań z których pobiera dochody za wynajem. Mieszkania kupione już jak byliśmy razem, za jego oczywiście pieniądze i na niego. Raz w miesiącu odkurzał dom i kupował karmę dla kota. Ja kupowałam i dźwigałam kartony mleka, zgrzewki wody i wszystkie pozostałe zakupy. Powiedział, potrzebuję to i to, ja kupowałam. Niestety, nie raz usłyszałam, że musi mnie utrzymywać, a ja nie wiadomo co robię z moją emeryturą. On oszczędzał, inwestował. Ja też moje grosze chciałabym oszczędzić, ale on wolałby mieć do nich dostęp. Jeździ służbowym autem, ale kilka lat temu kupił wspólne, na mnie i niego. Moje wtedy sprzedałam i dochód ze sprzedaży dołożyłam do nowego zakupu / stosunek wkładu 1:5, ale był/. Kiedyś mówił, że chce odkupić służbowe auto, więc zaproponowałam, że ja odkupię / z moich pieniędzy/ tą połowę wspólnego. Niestety odmówił, "nie chciał sprzedać, ma być wspólne". Zapytałam, czy to które kupi też będzie wspólne. Odpowiedział, że kupuje za swoje pieniądze. Ot wspólnota małżeńska. Nie zależało mi na jego pieniądzach. Osobiste rzeczy kupowałam za swoje, jadłam i mieszkałam za jego, bo chyba pracą sobie na to zarobiłam. 24 godzinna służąca też ma wyżywienie plus wynagrodzenie, które, gdybym gdzieś pobierała, zwiększyło by mi teraz wielkość emerytury. Ja nie miałam nic, i nie musiałam mieć, ale teraz chodzi mi o zasadę.
        Jakie było moje małżeństwo i to co w nim przechodziłam? Przez kilka lat było szczęśliwe i fajne. Na początku był związek, który wypełniał mi czas po przejściu na emeryturę. Nowe zajęcia, wyzwania, podróże. Nowa, duża rodzina. Zawsze miałam małą, tylko brat, nawet nie było w nim dla mnie mamy. Ja dla niej tak, ale w odwrotną stronę to nie działało. Zaczęło się psuć po ślubie. Tak się często mówi, że z tym faktem wszystko, a co najmniej dużo się zmienia. Na początku starałam się nie zwracać uwagi na przykrości, potem przebaczałam.
          Nie udało mi się za pierwszym razem, a teraz myślałam, że spotkałam miłość, ale to, że ktoś mówi "kochanie" nie oznacza miłości. Przed ślubem " dla Ciebie wszystko", słownie oczywiście, a po ślubie "zamknij mordę", " mów, kiedy masz co, do powiedzenia" co oznaczało, mów tylko to, co mi się podoba, " znowu zrobiłaś swoim głupim rozumem", a jednak to ja musiałam zabiegać, naprawiać, prowadzić . Długo wytrzymywałam, aż moja miłość wygasła. Ograniczałam to co robiłam, a przede wszystkim odzwyczaiłam się rozmawiać. Zamknęłam mordę, a mój głupi rozum nie miał już nic do powiedzenia. To też się nie podobało, ale z mojej strony to nie było  karanie milczeniem. Ja już nie odczuwam potrzeby, nie umiałam z nim rozmawiać. 
            Teraz znowu przebaczyłam, ale jak to mówią psycholodzy, dla siebie. Bez wylewności, ale potrafię rozmawiać. Zmieniłam się, zmieniłam swoje życie. Dałam kochanemu kiedyś mężczyźnie kolejną szansę, ale już nie ze mną. Ja zaczęłam nowe życie w pojedynkę.

3 komentarze:

  1. Współczuję tego ile wyżyłaś. Niszczył Cię psychicznie. Całe szczęście, że to za Tobą, a przed Tobą nowe życie. Lepiej być samej niż w toksycznym związku. Zasługujesz by być szczęśliwą, czego całym sercem życzę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Życie pisze nam historię którą, dopiero po latach jesteśmy w stanie dostrzec ...wiele z nas a podejrzewam że i każdy mógłby coś opowiedzieć. Nigdy nie jesteśmy w stanie przewidzieć konsekwencji naszych poczynań. Elu dziękuję Ci za podzielenie się swoimi doświadczeniami, choć wolała bym żebyś ich nie doświadczyła .... Trzymaj się dzielnie i teraz żyj pełnią życia na przekór wszystkiemu i wszystkim ....ściskam mocno i pozdrawiam cieplutko

    OdpowiedzUsuń
  3. Droga Elu!
    Kilka lat temu, to było na początku naszej wirtualnej znajomości dopadła Cię ze strony męża jakaś wielka przykrość. Wyrzuciłaś swój żal na blogu. Współczułam Ci. Teraz wiem, że już wtedy cierpiałaś katusze ale nie skarżyłaś się. szala przelała się, że wypominał pobyt Twojej mamy w jego domu. Dobrze, że z nim skończyłaś. teraz żyj spokojniej i ciesz się swoją córką i wnuczkami.
    Serdecznie Cię pozdrawiam:)

    OdpowiedzUsuń