Kiepsko mi idzie w tym roku praca w ogrodzie. Ciągle jakieś przeszkody, choroby lub inne zdarzenia i ciągle zimno. Wczoraj było ładnie, dzisiaj już zimota. No i straszna susza. Zaczęłam podlewać i zaraz widać więcej kwiatków. Młode dopiero wschodzące roślinki już schną, a co tu mówić o krzewach. Iglaki, rododenddrony, wszystko wysucha. Wyciągnęłam więc wąż i podlałam. Nawet sucholubne rojniki widać, że zaraz ruszyły. A kwiatków przybywa. Chyba dwa lata temu liczyłam kwitnące hiacynty. Było ich 113 sztuk. Teraz już nie liczę. Raczej napawam się ich zapachem.
Dwa lata temu posadziłam drugą, gwieździstą, a w ubiegłym roku trzecią. Ta ostatnia, biała, ma narazie tylko cztery kwiaty. Miała, bo jeden zmarzł.
W pełni kwitnienia są forsycje. Nie bardzo lubię żółcie w ogrodzie, ale na wiosnę to jak słoneczka. Żółte są też kaczeńce, żonkile, pierwiosnki i narcyze. Potem będą następne
Elu, ależ u Ciebie kolorów w ogrodzie, coś pięknego. Mimo zimna, wspaniała barwna wiosna. Na tę rzekę hiacyntów nie mogę się napatrzeć <3
OdpowiedzUsuńPozdrawiam serdecznie :))
Ile hiacyntów i szafirków, cudnie po prostu. I jak kolorowo...
OdpowiedzUsuńPięknie, kolorowo u Ciebie. Śliczne szafirki, nasze wyginęły przez oranie. Na migdałka patrzę z sentymentem, bo rósł w ogrodzie mojej babci. Pozdrawiam serdecznie.
OdpowiedzUsuńAleż u Ciebie pięknie i kolorowo. Pozdrawiam serdecznie
OdpowiedzUsuńElu, zachwycający ogród a to dopiero początek sezonu, nie wiadomo gdzie oko zatrzymać.
OdpowiedzUsuń