piątek, 23 maja 2025

Psychoterapia - pokoleniowy łańcuch destrukcji


        Człowiek, który w dzieciństwie nie zaznał najbardziej oczekiwanej ze wszystkich więzi - miłości i akceptacji rodzicielskiej, będzie nie tylko pozbawionym empatii substytutem partnera, ale też będzie przejawiać szereg cech, które jemu samemu utrudnią szczęśliwe funkcjonowanie w otoczeniu innych ludzi. Niekochane dziecko przeobraża się w dorosłego, który nie potrafi zaufać i który nie będzie umiał skonfrontować się z sytuacją, w której ktoś inny obdarza go bezwarunkową miłością. W najszczerszym uczuciu będzie doszukiwał się fałszu, kłamstwa, zdrady, oszustwa, cały czas oczekując najgorszego.
      Powiedziałabym, że taka była moja mama. Czy rzeczywiście nie zaznała miłości w dzieciństwie? Czy rzeczywiście nie potrafiła się z tego łańcucha uwolnić i przekazywała to dalej?
      Człowiek, który otrzymuje w dzieciństwie wsparcie, który czuje, że jest przez rodziców akceptowany taki jaki jest, któremu mówiono, że dzięki swojej pracy i talentowi jest w stanie spełnić marzenia, który dowiaduje się od rodziców, że jest wartościowy i warto w niego wierzyć, jako dorosły będzie potrafił podejmować samodzielne decyzje, prawidłowo oceniając ryzyko oraz sens realizowanych zadań. W jej rodzinie nie było możliwości realizowania swoich marzeń. Dzieciństwo w czasie wojny, praca w gospodarstwie rodziców, brak czasu na naukę, brak pomocy i mobilizacji do nauki. Czy dziadkowie, a jej rodzice mówili dzieciom, że do niczego się nie nadają, są głupi, niewyuczalni, nie mają żadnych zdolności, są leniwi. Myślę, że nie. Ale mówiono nie stać nas, nie możesz, dziewczynie to niepotrzebne, więc bycie zwykłą krawcową było nie do osiągnięcia, bo trzeba było pomagać w domu. Czy dlatego ona uważała , ja nie mogłam, to innym postawię wysoko poprzeczkę, bo też nie muszą? Mówiła zawsze nic nikomu nie dam, bo ja też nic nie dostałam. Nie do końca była to prawda, ale tak uważała.
        Nie wiem, nie rozumiem, dlaczego mama czuła się skrzywdzona, a jej rodzeństwo nie i czy to sprawiło, że sama krzywdziła. Wnuczka jej siostry, która pomagała się nią opiekować, powiedziała, że opowiadała jej o swoim życiu. Czas dzieciństwa i młodości rozpoczynała wspominać tak jak jej babcia, tzn. siostra mojej mamy, ale kończyła zawsze inaczej, z żalem, z pretensjami, z wyrzutami. Negatywne doświadczenia z dzieciństwa, których konsekwencją jest niska wiara we własne możliwości oraz brak poczucia własnej wartości odzwierciedlają się w życiu dorosłym również w nadmiernej impulsywności. W praktyce miotają się pomiędzy spontanicznym i impulsywnym, a wyrachowanym i przemyślanym działaniem.
        Osoby, które wychowały się w emocjonalnym chłodzie, które nie doświadczyły rodzicielskiej miłości, nie zostały wyposażone z podstawowe cechy i właściwości do tworzenia głębokich, dobrych relacji z innymi. Mają problem z odróżnieniem co jest w takich związkach normą, a co poza tę normę wykracza. Nie mają też prawidłowo wykształtowanej intuicji. Nie wiedzą czy ktoś jest im przychylny czy nie, dlatego też wszystkich oskarżają o brak lojalności, nie są w stanie otworzyć się i zaufać. Destrukcyjna sieć złych wpływów wychowawczych może nie mieć końca i być przenoszona w takiej ukrytej postaci z pokolenia na pokolenie, dopóki ktoś nie powie sobie: "Stop, zostałem skrzywdzony, ale nie chcę krzywdzić dalej. Tylko ja mogą zapewnić sobie szczęście i póki siebie nie zaakceptuję, cały czas będę poszukiwać uznania u innych, zmieniając przyjaciół, partnerów, otoczenie, na lepszych... bez końca czując jakiś brak". Czy to " Stop" przypadło na mnie?
        Czy tego chcemy, czy nie, doświadczenia zebrane w dzieciństwie towarzyszą nam w życiu odrosłym. Zaniedbania sprzed lat mogą przekładać się na jakość tworzonych relacji, nawet wtedy, gdy nie zdajemy sobie z tego sprawy. Kiedy dziecko nie otrzymuje wystarczającego wsparcia, miłości i poczucia bezpieczeństwa, może w przyszłości nie radzić sobie i uważać, że nie zasługuje na odwzajemnione uczucie. Ponoć można wiele zrobić, by przepracować rany doznane w dzieciństwie i ograniczyć szkodliwe zachowania. Po to są terapie, psycholodzy, psychoterapeuci a nawet psychiatrzy, ale kiedyś się o tym nie mówiło, nie wiedziało, a wręcz osoby korzystające uważało się za czubków i efekty przekazywano dalej. Brak miłości w dzieciństwie może negatywnie wpłynąć na umiejętność rozumienia emocji własnych i innych. Ja walczyłam z tym co się ze mną działo. Był czas, że czułam się gorsza od innych, ale to zmieniłam i poznałam swoją wartość. Może mamę to niszczyło i przez to była taka, a nie inna dla otoczenia, zwłaszcza dla nas, jej dzieci.
         Wszystkie zachowania potrafię wpisać w tą teorię, ale nie sypianie z zięciem czy chłopakiem córki zanim stał się zięciem i to niszczy najbardziej. Skoro to robiła, to czemu jeszcze niszczyła psychicznie. Psychoterapia wydobywa z człowieka, z jego wnętrza wszystko, ale też przypomina stare rany, może po to, aby się uwolnić, spojrzeć na to inaczej.
Mam nadzieję, że tak będzie. Już na wiele spraw patrzę już inaczej.

poniedziałek, 12 maja 2025

Zmienność wiosennego ogrodu

            Ostatnio było o książce. Dzisiaj o rzeczywistości. Mojej rzeczywistości. O ogrodzie pisałam dwa miesiące temu. "Przerwa we wiośnie". Było zimno , ja miałam problemy z kręgosłupem i sporo się działo. Teraz muszę porządkować dom mamy, a w ogrodzie  zaległości. Nie jestem niestety już tak pilną ogrodniczką jak  kiedyś. Odpuszczam, ale i tak cieszy mnie każdy kwiatek. Ogród już podrósł i w dużej mierze sam sobie radzi. Wtedy jak pisałam w marcu kwitły krokusy, przebiśniegi, ciemierniki. Potem był cały pochód, bo ciągle coś kwitło i się zmieniało. Nie zdążyłam  zrobić zdjęć, a może mi się nawet nie chciało. Mam ich sporo sprzed lat. a to niektóre fotki tegoroczne, które zrobiłam. 









                 Podobają mi się przekwitłe sasanki.



                Barwinki kwitną nadal. Już dawno nie ma śladu po magnoliach.



                Zaraz po nich zakwitły migdałki. 


Kiedy przekwitał , kwiaty ścieliły się grubo na ziemi, jak w procesji Bożego Ciała.



           A teraz? W niedzielę robiłam ostatnie zdjęcia. Kwitną poduchy floksów szydlastych. Aby rozkwiecić ogród sadziłam je w różnych miejscach. Tych mniej obfitych nawet nie fotografowałam. Mają się rozrosnąć.
              To chyba najstarszy egzemplarz.


                 Sadziłam też w szpary pomiędzy płytami, żeby je zamaskować.




              A tutaj z cegieł ułożonych luzem na płytach, zrobiłam korytko, nasypałam w nie ziemi i też rosną. 


                 Niestety widać tegoroczne zaniedbania. Suche zeszłoroczne badyle sterczą wśród zieleni i czekają na wycięcie.



          Przekwitł migdałek zapraszający do wejścia, a teraz witają powojniki.




               Niestety jeden z powojników, ten najwcześniej kwitnący  nie przetrwał . Może go za mało przycinałam w poprzednich latach, a teraz wysechł, wymarzł. A może był już za stary. 


                Przekwitły już niektóre rododendrony i różaneczniki, a niektóre są jeszcze w pąkach. Te kwitnące na dzisiaj.





              A to obiela groniasta.



                    W pobliżu wygląda spod innych roślin, kwitnący również na biało ubiorek wiecznie zielony. Miałam go przesadzić, ale boję się, że ma już tak długie i zdrewniałe pędy, że mogę go zniszczyć. Pozwalam więc na samopas.


                Już prawie rozkwitł tamaryszek i glicynia. Ta ostatnia po ubiegłorocznym dużym cięciu nie będzie taka spektakularna jak w roku ubiegłym.




              Kwitną już chyba od tygodnia lilaki, zwane przez nas popularnie bzami, rozkwita kolejna kalina, pnące hortensje.




                Bardziej niż kwiaty, wzrok przyciąga kształt derenia pagodowego, ale na całej powierzchni gałęzi, pionowo w górę wyrastają liczne kwiaty.


                 Zanosi się też na kolejne zbiory aronii.


               Kwitły śliwy, jabłoń, kwitnie pigwa i pigwowce, derenie, cytryniec chiński. Czy będą owoce? A może przymrozki zrobiły swoją niedobrą robotę.
           Wiosenna przyroda jest niezwykła. Ta różnorodność kolorów, faktur, kształtów, coś już rozwinięte inne jeszcze nie. Nawet iglaki wypuszczające nowe końcówki, szyszki.



                Nawet niby niepozorne kwiaty w zestawieniu z całością cieszą. Stokrotki na łące zwanej trawnikiem też.






                Chociaż sił coraz mniej, zapału może też, ale mam nadzieję, że jeszcze długo będę mogła się tym wszystkim opiekować i cieszyć.