W piątek dostałam drugą dawkę moderny. Tym razem byłam zaskoczona, bo podeszłam z marszu. Osoby obsługujace czekali i przekazywali mnie z rąk do rąk. Dziesięć minut od wejścia i byłam zaszczepiona. Pani tak podała szczepionkę, że nic nie czułam. Poczułam w sobotę. Pomijam ból ręki, który nie był najgorszy, a był również po pierwszej dawce. Bolała też głowa, miałam straszne mdłości. Miska w pogotowiu była przy łóżku, chociaż czym miałabym wymiotować skoro nic jeść nie mogłam. No, ale najgorsza to była chyba temperatura. Nie pamiętam czy i kiedy taką miałam. 39,6 stopni. Po tabletce trochę spadła, ale za chwilę rosła. Organizm zareagował. Dzisiaj jest już dobrze. Czuję się trochę osłabiona, ale poszłam na rekonesans po ogrodzie.
niedziela, 30 maja 2021
poniedziałek, 24 maja 2021
Rowerowa kamizelka
"Rowerowa kamizelka" zakończona. Na przejażdżki rowerem w chłodniejsze dni i w kolorze roweru wnusi, wszak to kamizelka dla wnusi.
wtorek, 18 maja 2021
Długowieczność - Madam Jeanne Louise Calment
Jeanne Louise Calment urodziła się 21 lutego 1875 w Arles. Spędziła w nim całe życie aż do śmierci w dniu 4 sierpnia 1997 roku. Była Francuzką i w 1995 roku uznana została za rekordzistkę długości życia ludzkiego. Żyła ponoć 122 lata i 164 dni. Ponoć, bo w 2018 roku opublikowano wyniki badań, z których wynika, że Jeanne Louise Calment zmarła 4 sierpnia 1997roku. Wcześniej podawano, że w tym dniu zmarła jej córka Yvonne Calment. Córka Jeanne, Yvonne od 1934 roku podawała się za zmarłą matkę, aby uchronić się od konieczności opłacenia bardzo wysokiego we Francji, podatku od spadku. Rosyjski zespół podważający jej długowieczność, swą tezę opiera nie tylko na zbyt młodym wyglądzie rzekomej superstulatki, ale także na komputerowej analizie zdjęć matki i córki, nieścisłościach w relacjach staruszki oraz faktach z życia np. syna Yvonne po jej czyli Yvonne „śmierci” wychowywała formalna babcia, która również zamieszkiwała z „wdowcem” po Yvonne. Podaje się, że Jeanne i Yvonne były do siebie podobne. Co zatem jest prawdą? Powszechnie uznawana jest jednak za jedyną osobę w historii, która przekroczyła wiek 120 lat. Jak żyła? Córka budowniczego statków i matki z rodziny młynarskiej, w wieku 21 lat, wyszła za mąż za kuzyna, Fernanda Nicolasa Calmenta, zamożnego właściciela sklepów. Dzięki majątkowi męża, dalekie jej były zmartwienia materialne, nie musiała parać się pracą, a oddawała się rozrywkom - teatr, opera, tenis, jazda na rowerze, a później nawet szermierka. Niestety jej życie rodzinne było mniej szczęśliwe. W 1934 roku, na zapalenie płuc umiera jej jedyna 36 letnia córka Yvonne, w roku 1942 w wieku 74 lat, po zjedzeniu deseru przyrządzonego przez ciotkę z zepsutych wiśni, umiera jej mąż, a w 1963 w wyniku ran odniesionych w wypadku samochodowym, umiera jej jedyny wnuk Frédéric Billot. Po śmierci wnuka, nie mając komu zapisać domu, 90-letnia wówczas Calment zawarła umowę z pewnym prawnikiem, który za prawo właśności miał wypłacać jej dożywotnią pensję 2500 franków miesięcznie. Prawnik, potem jego żona, płacił rentę przez ponad 30 lat, co dało sumę dwukrotnie większą niż wartość domu.
Wiek Madame Calment budził powszechne zainteresowanie na świecie. Jej długowieczności nie przeszkadzał kieliszek wina, palenie tytoniu do 117 roku życia oraz słodycze. Sama Calment wskazywała jako źródło długowieczności optymizm i uśmiech. Po 117 urodzinach rzuciła palenie, bo nie lubiła prosić kogoś o pomoc w zapaleniu papierosa, a była już prawie ślepa. Stan zdrowia Calment pogorszył się po jej ostatnich urodzinach. W ostatnich chwilach życia była przykuta do łóżka. Zmarła z przyczyn naturalnych. Dobrym zdrowiem cieszyła się jednak długo. Szermierkę zaczęła ćwiczyć w wieku 85 lat, a do setnego roku życia jeździła na rowerze. Do 110 roku życia mieszkała sama, a do domu opieki została przeniesiona po tym, jak w jej domu wybuchł pożar. Była w stanie samodzielnie chodzić, aż do 115 urodzin. W tym czasie upadła i złamała kość udową. Po przejściu operacji poruszała się jedynie na wózku inwalidzkim. Papierosy paliła od 21 roku życia, aż do wieku 117 lat. Ponoć dwa dziennie. Piszą też, że zjadała prawie kilogram czekolady tygodniowo. A oto zasady życia Jeanne Louise Calment:
"Kocham wino."
„Wszystkie dzieci są
piękne”.
„Myślę, że umrę ze
śmiechu”.
"Zapomniał o mnie
nasz Dobry Bóg."
„Mam tylko jedną
zmarszczkę i siedzę na niej”.
„Nigdy nie maluję rzęs i
śmieję się, tak długo, aż zacznę płakać”.
„Jeśli nie możesz czegoś
zmienić, nie martw się o to”.
„Zawsze się uśmiechaj.
Tym właśnie wyjaśniam moje długie życie”.
„Źle widzę, źle słyszę i
źle się czuję, ale wszystko jest w porządku”.
„Mam ogromną chęć do
życia i duży apetyt, zwłaszcza na słodycze”.
"Mam żelazne nogi,
ale prawdę mówiąc, zaczynają rdzewieć."
„Cieszę się, kiedy tylko
mogę. Zachowuję się jasno, moralnie i bez żalu. Mam wielkie szczęście”.
„Bycie młodym to stan
umysłu, który nie zależy od czyjegoś ciała. Właściwie nadal jestem młodą dziewczyną,
po prostu nie wyglądałam tak dobrze przez ostatnie 70 lat ”.
***
I to by było na tyle. Wiadomości oczywiście z wikipedii. Ile prawdy, a ile nie? Pomijając wszystko, zasady można stosować, chociaż nie zawsze się da, bo praca goni, a od radości i rozrywek, czasem trzeba stronić, bo czasu, bo forsy.... Miłego dnia.
niedziela, 16 maja 2021
Kiedyś było ...
Kiedyś życie było smakiem...konfitury, porzeczek,
agrestu, kompotu z rabarbaru. Nieśmiałego pocałunku, tęsknoty odmierzanej
ilością listów.
Kiedyś życie było zapachem...siana, chleba, pieczonych
ziemniaków z ogniska. Papeterii, ogródka z kwiatami, maciejki pod oknami.
Kiedyś życie było kolorem...słoneczników, zboża,
chabrów i czerwonych maków. Kolorem tych jedynych oczu, miłości, prawdziwości.
Kiedyś życie było wyczekaniem...na pociąg, telegram,
spotkanie. Dotyk dłoni, spacer i po świt rozmowy.
Kiedyś życie było dźwiękiem...gitary, kukułki,
strumyka małego. Wytęsknionych kroków, serca, głosu kochanego.
Tęsknię za tym "kiedyś"... gdy babcia
fartuch, chustę nosiła, a pod skromnym dachem miłość wielka była.
Tęsknię za tym "kiedyś"... gdy dziadek
dokręcał przetworów wieka, a człowiek był ważny dla drugiego człowieka.
~Elżbieta Bancerz
sobota, 15 maja 2021
Wołanie w górach - Michał Jagiełło
" Góry są żywiołem. Człowiek wychodząc w góry, rozpoczyna z nimi grę."
" Świadomie przeżywane góry wyzwalają w człowieku jego lepszą stronę"
" Umieć żyć z przegraną, mieć zdolność podnoszenia się, to znaczy być dojrzałym"
Myślę, że kto nie jest miłośnikiem gór, to książka
może być dla niego za trudna.
Przy okazji mój wiersz, bo Tatry to też moja miłość.
Tatry moje
Tatry, mój świecie odległy i bliski
Jesteście nie moje, a jednak wszystkim
Nie dacie się podbić, zdobyć, zawładnąć
Pozwalacie wciąż marzyć, tęsknić, pragnąć.
Góry, to magia zaklęta w kamieniu
Spotkać się z Wami, dać szansę pragnieniu
Poznawać poprzez dotyk stopą i dłonią
Mokrą koszulą i skórą spoconą.
Na piechotę, kilometry z plecakiem
Nieśpiesznie, ścieżkami z wyznaczonym znakiem
W ścian skałach rozgrzanych, z wielką radością
Z bólem kontuzji, z przemokniętą złością.
Jak arcydzieło skrywam pod powieką
Każdą doskonałość Waszej skalnej grani
Letnim porankiem widzianą z polany.
Moc emanującą z urwisk surowych.
Świetlistość szczytów w dniach popołudniowych
Szelest traw targanych wiatrami jesieni
I twarze tych, co na szlakach minęli.
Góry to magia w kamieniu zaklęta
Nie-świadoma, bez-wolna, zajmująca
Każąca marzyć i tęsknić bez końca.
środa, 12 maja 2021
sobota, 8 maja 2021
Joanna Bator - "Gorzko, gorzko"
Książki do czytania wybieram w różny sposób, bo autor, bo zaciekawił przeczytany fragment, bo opinia itd. Tym razem na blogu Beaty, pogromczyni w czytaniu, przeczytałam że poległa. Zainteresowało mnie , cóż to takiego może być. Z EMPIKu książka w ciągu dwóch dni była u mnie. Zainteresowła mnie od pierwszego zdania: " Tej jesieni kupiłam stuletni dom w górskiej wiosce na Dolnym Śląsku. W gratisie był pies...". Czytałam , jak to mówię jednym tchem. 650 stron narracji, opisującej życie kobiet , cztery pokolenia, prawie od początku poprzedniego wieku do czasów współczesnych. Opisy dotyczą też życia ludzi, którzy mieli jakikolwiek związek z Bertą, Barbarą, Violettą czy Kamilą. Tragiczne losy prababki, córki, wnuczki i prawnuczki. Autorka przenosi nas z epoki do epoki, nie szczędząc szczegółów z tych czasów. Odtwarza życie kobiet, jakby były prawdziwymi, a nie fikcyjnymi postaciami. Powieść aż kipi od emocji. Autorka, narratorka wciela się w postać najmłodszej z tego, jak sama określa, pathworka na cztery historie. Jest to książka o odwiecznej potrzebie miłości i akceptacji, o tęsknocie, o bólu porażek, o wpływie wychowania matek i jego oddziałowywaniu na córki, o smutnej powtarzalności losu.
„Córka może przeżyć tylko, jeśli nie przypomina swojej matki”
" Czy słowo może przetrwać w pamięci komórkowej, w genach, czy trwa z pokolenia na pokolenie, ukryte w języku jak ziarno?"
Co prawda, książka wymagała uwagi i skupienia, bo historie wielokrotnie preplatały się wzajemnie, ale jestem nią zachwycona. Trochę przypomniała mi twórczość Wiesława Myśliwskiego.
-
Wiosna , wiosna, wiosna cieplejszy wieje wiatr, Wiosna, wiosna, wiosna znów nam ubyło lat. jak przed laty śpiewali Skaldowie i ch...
-
Dawniej mówiono, ba nawet wierzono, że słowami można zaszkodzić, zaczarować i narzucić zło człowiekowi. Używano do tego zi...
-
Była już taka piękna pogoda. Przed tygodniem było 18 stopni ciepła, a zrobiło się zimno, zaledwie 4 stopnie w południe. Wiem...
-
I jeszcze ostatnie robótki szydełkowe, zrobione jakiś czas temu. Bawełnę kupiłam kiedyś na letnią bluzeczkę i nie wykorzystałam...
-
Lata pięćdziesiąte. W Japonii jeszcze są resztki wojsk amerykańskich, chociaż wojna się już skończyła. Inna niż nasza kultura, in...
-
Szydełkowanie na jakiś chyba czas zakończyłam. Teraz weszłam już w ogród. Planowałam od tego tygodnia, ale poszłam już w piątek. Wyc...
-
Marzec minął bardzo prędko. Czas pędzi nie wiadomo dokąd. Czy warto? Niestety nie mamy wyjścia, tylko temu biegowi się poddać. Co ...